Bohaterem trzeciej części cyklu jest Ryan „Saletra” Sullivan. Zawodnik ten większą część swojej kariery w lidze polskiej wiązał z Toruniem, lecz w bardzo dużym – o ile nie największym spośród obcokrajowców – stopniu zasłużył się również dla Częstochowy.
Urodził się 20 stycznia 1975 r. w Melbourne. Początkowo uprawiał futbol australijski. Następnie zainteresował się sportami motoryzacyjnymi, gdy jeszcze w latach młodzieńczych sprezentowano mu motocykl. Zaczął jeździć nie tylko na żużlu, ale i na crossie.
Sukcesy na „czarnym torze” odnosił już w wieku nastoletnim. W latach 1990-1991 tryumfował w Indywidualnych Mistrzostwach Południowej Australii do lat 16. W tym samym okresie mógł się pochwalić także srebrnym i złotym medalem w ogólnokrajowym czempionacie tej kategorii. O ile w 1991 r. w stanie Adelaide nie miał już sobie równych, to sezon wcześniej na „owalu” w Perth uległ jedynie przyszłemu trzykrotnemu mistrzowi świata Jasonowi Crumpowi. Ponadto, jeśli chodzi o rozgrywki U-16, na swoim koncie ma, w jeździe parą, złote medale mistrzostw południowej Australii (lata 1988-1991) i w skali całego kraju (1989-1991).
Nim postanowił spróbować siły w rozgrywkach ligowych, zdołał jeszcze wywalczyć kolejne indywidualne trofea. W 1993 roku został najlepszym australijskim młodzieżowcem (tytuł ten ponownie uzyskał w 1997). Z kolei dwa lata później stanął na najwyższym stopniu podium Indywidualnych Mistrzostwach Australii Południowej. Ten sukces powtórzył dwukrotnie w latach 1996-1997. W 1995 roku trafił na tory w Wielkiej Brytanii, gdzie, przez całą swoją karierę, zdobywał punkty jedynie dla dwóch klubów: Peterborough Panthers, a także Poole Pirates.
W polskiej lidze pojawił się w 1996 r., jako zawodnik toruńskiego Apatora, którego barwy reprezentował do końca sezonu 1998. W 1999 r. przeniósł się do Bydgoszczy, by w kolejnym powrócić do grodu Kopernika.
Po sezonie 2000, w którym Włókniarz Częstochowa utrzymał się w Ekstralidze, było pewne, że odejdzie lider zespołu i świeżo upieczony mistrz świata Mark Loram. Działacze „biało-zielonych” rozpoczęli zatem poszukiwania następcy „Loramskiego”. Mówiło się wówczas o Chrisie Louisie i Peterze Karlssonie. Transferowy nos prezesa Mariana Maślanki podpowiadał jednak, aby postawić na Ryana Sullivana, do czego ostatecznie doszło. Jak się później okazało, był to jak najbardziej trafny wybór. Kangur z Melbourne stał się niekwestionowanym liderem, co mecz nie gromadził mniej niż 12 punktów.
Dla „Lwów” startował aż do 2006 roku, będąc czołową postacią drużyny. Przez kibiców był zapamiętany przede wszystkim jako zawodnik regularnie punktujący. Miał tym samym spory wkład w osiągane przez częstochowski zespół rezultaty. Razem z Włókniarzem wywalczył aż cztery medale Drużynowych Mistrzostw Polski, dwa brązowe (lata 2004-2005), srebrny (2006) i złoty (2003). Bez wątpienia ten ostatni z wymienionych żużlowiec ceni sobie najbardziej. Właśnie finałowy mecz sezonu 2003 z Apatorem Adriana Toruń na stadionie przy Olsztyńskiej, decydujący o tytule mistrzowskim, utkwił Ryanowi szczególnie w pamięci z czasów gdy jeździł dla CKM-u. Powodów było kilka, a zawodnik przedstawił je w wywiadzie dla oficjalnej strony internetowej klubu Włókniarza (włókniarz.com), który opublikowano w grudniu 2021 r.: – Pamiętam, jak wygraliśmy finał w 2003 roku przeciwko Toruniowi. Apator skompletował wówczas wymarzony zespół, a w wielkim finale fani w Częstochowie szaleli, tak to trzeba określić. Interweniowała policja, która strzelała gumowymi kulami. Byłem oszołomiony i zszokowany (śmiech). Atmosfera była absolutnie elektryzująca. Po zawodach ówczesny prezes klubu poprosił mnie, abym udał się do miasta na spotkanie z kibicami. Ja i kilku innych kolegów z zespołu pojechaliśmy moim vanem. Wokół furgonetki znalazł się tłum ludzi, którzy nią kołysali z całych sił. Wysiadłem więc i wspiąłem się na dach, aby spróbować z nimi porozmawiać i uspokoić ich. Wszyscy byli tak podekscytowani i szczęśliwi z powodu wygranej, że nie dało się ich opanować. Po chwili kibice zdjęli mi buty i ukradli je, więc starałem się je odzyskać (śmiech). Grupa fanów postanowiła wspiąć się na dach podskakując, świętując i w końcu konstrukcja nie wytrzymała. Dach runął (śmiech). To było coś, czego nigdy nie zapomnę i będę wspominał do późnej starości – wspominał chwile z 21 września 2003 roku Australijczyk.
W pamiętnym finale DMP 2003 Ryan Sullivan uzbierał łącznie 12 „oczek” z jednym bonusem, co czyniło go najlepszym żużlowcem „Lwów” w tym pojedynku. „Biało-zieloni” pierwsze miejsce w ligowych rozgrywkach mieli już zapewnione po 14. wyścigu, kiedy prowadzili 46:38. „Anioły” nie miały już nawet cienia szansy na odrobione strat, gdyż do rozegrania pozostał tylko jeszcze jeden bieg. W ostatniej gonitwie dnia klasę ponownie pokazał „Saletra”. Za jego plecami linię mety minęli zawodnicy z absolutnej czołówki światowej, a więc (według kolejności) Jason Crump i Tony Rickardsson. Jako ostatni zameldował się Rune Holta, który mógł odczuwać wówczas skutki upadku w pierwszym podejściu wyścigu. Remis 3:3 dał w końcowym rozrachunku wynik w całym starciu 49:41 i zarazem zdobycie czwartego – jak na razie ostatniego – Drużynowego Mistrzostwa Polski w historii klubu.
W czasie reprezentowania „biało-zielonych” barw Sullivanowi przytrafiały się jednak także i przykre momenty. Dwukrotnie w dokończeniu sezonowych jazd przeszkodziły mu problemy zdrowotne. Po raz pierwszy miało to miejsce w roku 2002, gdy stanął przed szansą zdobycia srebrnego medalu Indywidualnych Mistrzostwa Świata w rozgrywkach Speedway Grand Prix. Nabawił się wtedy poważnej kontuzji. Skorzystał na tym Jason Crump, który w końcowej klasyfikacji SGP zajął drugą pozycję. „Kangurowi” rodem z Melbourne z kolei przypadł brąz, co i tak było jego największym osobistym sukcesem.
Drugi raz podobna sytuacja przydarzyła mu się w 2005 r., kiedy zaraził się poważną chorobą. Dotyczyła ona zakażenia krwi. W sierpniu tamtego roku wykluczyła go z uprawiania sportu żużlowego na kilka miesięcy. W końcu stanął na nogi, lecz ta absencja odbijała się nieco na jego dyspozycji w sezonie 2006. Swoimi pierwszymi startami w ówczesnym sezonie nie przypominał tego jeźdźca sprzed rekonwalescencji. Po kilku słabszych występach wreszcie się przebudził i znów zaczął stanowić trzon drużyny, walnie przyczyniając się do wicemistrzostwa Polski.
Po sezonie 2006 czyniono starania, aby zatrzymać Ryana Sullivana pod Jasną Górą. W walkę o niego włączył się jednak klub z Torunia, na którego ofertę koniec końców „Sully” przystał. Dla „Aniołów” zdobywał punkty do czasu zakończenia kariery w 2012 r. Potem zajął się pracą menadżera w Peterborough Panthers, biorącego udział w angielskiej lidze. W 2013 r. na krótko powrócił do czynnej jazdy, w związku z dziurami składzie Unibaxu Toruń. W tym czasie w „anielskim” kevlarze wystąpił w czterech pojedynkach, które były dla niego definitywnie ostatnimi.
Jeśli chodzi o zmagania ligowe, zaliczył także przygodę z: Szwecją, Danią i Rosją. W państwie Trzech Koron przywdziewał plastron: Kaparny Goeteborg, Rospiggarny Hallstavik, Piraterny Motala i Indianerny Kumla. W kraju Hamleta jeździł dla S.C. Brovst. Z kolei na Wschodzie był zawodnikiem m.in. Mega Łada Togliatti i Turbiny Bałakowo.
Oprócz wspomnianego wcześniej brązu IMŚ z sezonu 2002 w swojej kolekcji ma wiele innych osiągnięć indywidualnych. Na arenie międzynarodowej zaczynało być o Ryanie głośno w 1995 r., gdy w fińskim Tampere w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów po biegu dodatkowym zdobył brązowy medal. Rok później w tych rozgrywkach, na torze w niemieckim Olching, poprawił swój wynik o jeden stopień, w czasie koronacji na jego szyi zawisł srebrny krążek. W 1997 roku na torze w Vastervik wygrał finał Interkontynentalny na torze w Vastervik, stanowiący ostatnią rundę kwalifikacyjną do SGP na kolejny sezon. Do tego może się pochwalić Indywidualnym Mistrzostwem Australii w 2004 r.
Razem z reprezentacją Australii sięgał po złote trofea w Drużynowych Mistrzostwach Świata (1999) i Drużynowym Pucharze Świata (2001-2002). Ponadto będąc członkiem australijskiej kadry w DPŚ plasował się na drugim (2003) i trzecim stopniu podium (2007).
Obecnie nie planuje powrotu na tor. Jednak nie wyklucza takiej opcji w przyszłości. – Minęło wiele lat, odkąd ścigałem się na żużlu. Pewnego dnia chciałbym znowu przejechać się na motocyklu żużlowym, amatorsko, dla siebie. Jestem pewien, że dałbym radę stabilnie poruszać się po torze. Potrzebowałbym jednak dużo treningu, żeby znów być konkurencyjnym. Wierzę, że mogę zrobić wszystko, jeśli się na to zdecyduję, ale nie planuję powrotu. Skupiam swoją uwagę i ciężką pracę na moim biznesie, który obecnie rozwija się w zawrotnym tempie. To już nie jest hobby ani część zainteresowań, a raczej poważna praca i biznes – kontynuuje „Sully” w wywiadzie dla oficjalnej strony klubowej.
Czym aktualnie zajmuje się Ryan Sullivan? – Czasami wydaje mi się, że moim głównym obowiązkiem jest pełnienie roli taksówkarza dla moich synów (śmiech). Praktycznie codziennie wożę ich na zajęcia sportowe. A tak na poważnie, zawsze interesowałem się branżą nieruchomości. Wiedziałem, że żużel to bardzo niebezpieczny sport i moja kariera może zakończyć się nieoczekiwanie w każdej chwili. Wobec tego starałem się mądrze i odpowiednio wcześniej zainwestować środki. Gdy zakończyłem karierę, kupiłem kilka nieruchomości do remontu, a następnie do sprzedaży. Niedawno przeszedłem do kolejnego etapu związanego z zagospodarowaniem terenu. Zbiegło się to w czasie z ogromnym “boom” na nieruchomości, a więc mogę stwierdzić, że inwestycje się opłaciły – stwierdza Australijczyk.
Być może były żużlowiec zawita jeszcze do Częstochowy, czym z pewnością sprawiłby niemałą niespodziankę lokalnym działaczom, jak również kibicom. – Staramy się co roku wracać do Polski, ponieważ rodzina Pauliny pochodzi z Torunia. Głównie tam przebywamy podczas naszych wizyt. Ostatnie kilka lat było trudne z powodu pandemii, ale mamy nadzieję, że będziemy mogli odwiedzić Polskę ponownie w przyszłym roku. Teraz, kiedy chłopcy są więksi, fajnie byłoby pokazać im trochę więcej Polski. Na pewno chciałbym kiedyś przyjechać do Częstochowy i z pozycji trybun obejrzeć spotkanie – dodaje „Saletra”.
Norbert Giżyński
cytaty za: włókniarz.com
Foto: Grzegorz Przygodziński