Obrazy z gwoździ to pasja Marcina Duńskiego z Częstochowy. Spod jego ręki i młotka powstają prace niezwykłe. To w przeważającej części portrety: Chrystusa i Świętych, pełne ekspresji, głębi i światłocieniowych niuansów. Pan Marcin w rozmowie z „Gazetą Częstochowską” mówi o swoich pasjach, bo to nie tylko sztuka plastyczna…
Dlaczego Pana wybór padł właśnie młotek i gwoździe?
– Powstanie mojego pierwszego obrazu z gwoździ było niejako konsekwencją tego, co robiłem bezpośrednio przed, czyli tworzeniem obrazów które wykonywałem techniką zwaną puentylizmem lub pointylizmem (z fr. pointiller – kropkować, punktować). To neoimpresjonistyczna technika kształtowania formy obrazu, polegająca na budowaniu kompozycji obrazu poprzez zapełnianie gęsto rozmieszczonymi, punktami. Mówiąc prościej tworzyłem portery stawiając na papierze długopisem lub cienkopisem kropki. Około trzech lat temu wpadłem na pomysł, by spróbować wbijać gwoździe w deskę i w ten sposób tworzyć obrazy. Z ciekawości sprawdziłem w Internecie, czy jest na świecie ktoś kto miał równie szalony pomysł jak ja. Okazało się że tak. Znalazłem dosłownie 5, może 6 osób, które robią takie portrety i tylko dwóch z nich na bardzo wysokim poziomie. Musiałem się przekonać, czy uda mi się osiągnąć podobny efekt.
Zatem artystyczna przygoda z tą dziedziną sztuki to trochę przypadek. Kto był Pana nauczycielem, mistrzem?
– Jestem samoukiem. Już od najmłodszych lat próbowałem rysować postaci z kreskówek, później kiedy zaczęła się moja fascynacja piłką nożną, były to portrety ulubionych piłkarzy oraz moich idoli filmowych Bruce’a Lee, Stallone, czy Arnolda Schwarzeneggera. Na początku nie wychodziło to najlepiej, ale starałem się, by każdy kolejny rysunek był lepszy od poprzedniego. Pamiętam że w tamtym okresie (miałem może 12 lat) rysowałem po 2-3 ołówkowe portrety dziennie. Później ołówek zamieniłem na długopis, który był moim podstawowym narzędziem przez wiele kolejnych lat. Obecnie wykonuję długopisowe realistyczne portrety techniką zwaną puentylizm.
Wspominał Pan, że Pana technika jest niezwykle rzadko stosowana przez artystów. Z czego to wynika? Czy jest za mało upowszechniana, czy może zbyt trudna do wykonania?
– W istocie nadal jestem jedną z niewielu osób na świecie i najprawdopodobniej jedyną w Polsce, która wykonuje obrazy w taki sposób. Wynika to z tego, że stworzenie takiego obrazu wymaga przede wszystkim ogromnego skupienia. Tutaj nie ma miejsca na błędy. Gwóźdź raz wbity nie może zostać wyjęty, bo zostanie po nim ślad. Duży wpływ na to, że tak niewielu artystów sięga po tę technikę, ma też szereg problemów czysto technicznych. Głównym z nich jest znalezienie odpowiedniego materiału, podłoża które będzie mogło przyjąć tak ogromną ilość gwoździ. Sam dosyć długo borykałem się z tym problemem. Pierwszych parę prób z różnego rodzaju drewnem zakończyły się niepowodzeniem. Deski pękały bądź wypaczały się. Dopiero po pewnym czasie udało się znaleźć odpowiedni materiał. Jest to również bardzo czasochłonna technika i myślę, że te wszystkie składowe mają decydujący wpływ na małą popularność tej techniki wśród artystów.
Jaki był pierwszy Pana obraz i dlaczego powstał?
– Był to portret matki Teresy z Kalkuty. zawsze lubiłem wyzwania, a jej twarz z ogromną ilością zmarszczek niewątpliwie takim wyzwaniem dla mnie była. Myślę, że jak na pierwszy portret z gwoździ wyszło całkiem nieźle.
Z jakich swoich prac jest Pan najbardziej zadowolony, dumny?
– Najwięcej satysfakcji sprawiają mi prace, które zawierają dużo detali. To obrazy o najwyższym poziomie trudności, wymagające ogromnego skupienia oraz wielu tygodni ciężkiej pracy. Swoje obrazy tworzę w oparciu o zdjęcia zaczerpnięte z Internetu, bądź własne fotografie. Staram się jak najbardziej zbliżyć do oryginału. Zwykle są to portrety znanych osób lub wizerunki świętych. Ale także zwierzęta.
Jak powstają Pana dzieła, na czym polega technika? Czy wykonanie obrazu to długi proces?
– Ogromną zaletą wykonywanych tą techniką obrazów jest to, że mają one charakter trójwymiarowy. Oznacza to, że wbite na różną głębokość gwoździe rzucają cień, który w zależności od kąta padania światła na pracę stwarza wrażenie głębi. Obraz obserwowany pod różnym kątem może wyglądać jak delikatny szkic wykonany ołówkiem, bądź mocno nasycony tuszem rysunek. Często oglądający moje prace zadają mi pytanie w jaki sposób tworzę cienie, jaśniejsze oraz ciemniejsze miejsca na obrazie? Wszystko zależy od koncentracji wbitych przeze mnie gwoździ, odległości między nimi. Czym mniejsza odległość między poszczególnymi gwoździami, tym obszar jest ciemniejszy i odwrotnie
Ile zużywa Pan gwoździ do wykonania obrazu?
– W zależności od wielkości obrazu oraz poziomu jego trudności od 4 do nawet 100 tysięcy gwoździ. Wszystkie gwoździe są jednakowej wielkości.
Czy Pana pracy artystycznej przyświeca jakaś idea?
– Jest to moja pasja, sposób na wyciszenie się i oderwanie od rzeczywistości.
Gdzie prezentował Pan swoje dzieła?
– Tworzę obrazy tą techniką stosunkowo krótko, bo dopiero niecałe trzy lata. Biorąc pod uwagę, że jeden obraz to średnio od kilkunastu dni do nawet trzech miesięcy pracy, nie mam jeszcze wystarczającej liczby prac, by organizować większe wystawy. Obecnie przygotowuję cykl mini wystaw, których motywem przewodnim jest wizerunek Chrystusa. To 12 mniejszych obrazów przedstawiających najbardziej znane oblicza Jezusa. Pierwsza z nich już się odbyła w moim rodzinnym Przedborzu.
Z jakim odzewem świata kultury Pan się spotyka? Dzieła są zauważane i doceniane?
– Odbiór jest bardzo pozytywny. Ludzie są ogromnie zaskoczeni, że obrazy są wykonane z gwoździ, ponieważ dopiero z bliska to widać. Z dalszej odległości wyglądają jak szkic wykonany ołówkiem.
Pochodzi Pan z Przedborza, a jak trafił Pan do Częstochowy?
Urodziłem w 1979 roku w Przedborzu, gdzie mieszkałem do momentu rozpoczęcia studiów, wtedy wyjechałem do Częstochowy. Tutaj skończyłem wychowanie muzyczne na WSP obecnie Uniwersytet Humanistyczno-Przyrodniczy im. Jana Długosza. Po studiach zdecydowałem, by zostać w tym mieście na stałe.
Ma Pan inne pasje?
– Moją drugą wielką pasją obok sztuk plastycznych jest muzyka. Jestem gitarzystą-samoukiem, gram na gitarze od ponad 25 lat. Moja wieloletnia przygoda z tym instrumentem zaczęła się dość przypadkowo. Dostałem od znajomego kasety z nagraniami gitarowych ikon – Joe Satrianiego i Steve’a Vai’a. Muzyka którą wtedy usłyszałem zupełnie wywróciła mój dotychczasowy świat. Już wiedziałem, że gitara będzie odgrywać znacząca rolę w moim życiu. Przez wiele lat ćwiczyłem po kilkanaście godzin dziennie, by zbliżyć się do poziomu moich mistrzów. Później pojawiły się zespoły, koncerty. W 2003 wraz z grupą Lintricate Division zagraliśmy wspólną trasę koncertową z gigantem rocka progresywnego – zespołem Riverside. W 2006 roku nagrałem swoją pierwszą instrumentalną płytę „Kameleon”, z doskonałymi muzykami: Tomkiem Łosowskim (Kombi), Wojtkiem Pilichowskim (Kasia Kowalska, Edyta Górniak) oraz Jurkiem Konieczkiem (Time Square). Płyta została bardzo dobrze przyjęta i oceniona przez czołowych polskich gitarzystów. Kilkukrotnie miałem przyjemność poprowadzić warsztaty gitarowe dzięki uprzejmości legendy gitary Marka Radulego (Budka Suflera, Wanda i Banda, Bajm). Ogromnym zaszczytem było zaproszenie mnie przez Tomka Andrzejewskiego do udziału w nagraniu płyty „Universum”, gdzie obok Grzegorza Skawińskiego czy Wojciecha Hoffmana zagrali wybitni muzycy z całego świata. W wolnych chwilach, choć mam ich coraz mniej projektuję grafiki na T-shirty oraz inne gadżety.
Dziękuję za rozmowę i życzę wielu wystaw.
URSZULA GIŻYŃSKA
fot. zdjęcia prac – obrazy z gwoździ i rysunek