Częstochowa w latach trzydziestych – kwiecień 1932


W kwietniu 1932 roku miały miejsce procesy sądowe, które wstrząsnęły opinią publiczną w Polsce. Z racji tego, że wywołały wielkie zainteresowanie, wydarzenia kwietnia 1932 roku rozpoczynamy od ich opisu. O pierwszym wspomniano w niniejszych kronikach już w styczniu, ale w związku z rozpoczęciem rozprawy sądowej, opisana sprawa będzie opowiedziana od początku.

 

W 1924 roku 23-letnia Emilia Margerita Gorgon z domu Ilić, zwana Ritą Gorgonową, przyjęła posadę guwernantki u 41-letniego wówczas bardzo znanego lwowskiego architekta Henryka Zaremby i zamieszkała w jego willi w Łączkach koło Brzuchowic pod Lwowem. Henryk Zaremba rozstał się wcześniej bez formalnego rozwodu z żoną, która od 1923 roku cierpiała na chorobę psychiczną i przebywała w zakładzie zamkniętym. Mieli wspólnie z żoną dwoje dzieci – Elżbietę (Lusię) urodzoną w 1914 roku i Stanisława (Stasia) urodzonego w 1917 roku. Oprócz opieki nad dziećmi, z którymi stosunki układały się początkowo dobrze, Rita Gorgonowa zajmowała się nadzorem nad prowadzeniem domu, w którym Henryk Zaremba przebywał jedynie co pewien czas. Po około roku, między Ritą Gorgonową a Henrykiem Zarembą nawiązał się romans, po czym pozostawali w konkubinacie, z którego urodziła się w 1928 roku córka Romana. Sformalizowanie tej relacji nie było możliwe, gdyż oboje pozostawali oficjalnie w swoich związkach małżeńskich (ponadto sama Rita Gorgonowa wolała związek bez zobowiązań); nie mogąc nazywać Rity żoną, Henryk Zaremba przedstawiał ją jako „swoją panią” – wiele osób myślało, że w istocie są oni małżeństwem. Bliskie stosunki Rity Gorgonowej z Henrykiem Zarembą stały się prawdopodobnie przyczyną konfliktu i awantur z dorastającą córką Henryka, Elżbietą. Skutkowało to także pogarszaniem stosunków między Ritą Gorgonową a Henrykiem Zarembą, który zdecydował zamieszkać na stałe z dziećmi w mieszkaniu lwowskim od 1 stycznia 1932 roku. Trzeba także wskazać na złe traktowanie przez Ritę Gorgonową dzieci – Elżbieta, młoda dziewczyna, chodziła w podartych rajstopach a syn Stanisław, według świadków, był niedożywiony.

W nocy z 30 na 31 grudnia 1931 roku doszło do zabójstwa śpiącej w łóżku Elżbiety, która tego dnia przyjechała ze Lwowa, przez uderzenia jej w głowę tępym narzędziem. Poniosła śmierć na miejscu. Narzędziem był najprawdopodobniej żelazny dżagan (rodzaj młota, kilof) do rozbijania lodu, który następnie odnaleziono w basenie na tyłach domu. Zbrodnię odkrył w nocy Staś Zaremba, którego obudził skowyt psa, po czym zaalarmował domowników. Przybiegł inżynier Henryk Zaremba w piżamie, a za nim Rita Gorgonowa w futrze. Sprowadzono od razu lekarza, dr. Ludwika Csalę, a następnie wachmistrza żandarmerii Trelę, który dokonał pierwszych oględzin (dom Zarembów sąsiadował z posterunkiem żandarmerii, podczas gdy najbliższa placówka policji znajdowała się dwa kilometry dalej – stąd też na miejscu zbrodni zjawił się żandarm). Poszlaki wskazywały najsilniej na Ritę Gorgonową, która została szybko aresztowana. Sześć tygodni w areszcie spędził też Henryk Zaremba, podejrzewany początkowo o współudział w zbrodni.

Przewodniczącym składu sędziowskiego był Jan Antoniewicz, wiceprezes Sądu Okręgowego we Lwowie, prokuratorem oskarżającym w procesie był Alfred Laniewski, a adwokatem oskarżonej był Maurycy Axer. Proces rozpoczął się we Lwowskim Pałacu Sprawiedliwości w poniedziałek 25 kwietnia 1932 roku (pod sygnaturą VII2 K 11/32) i toczył się na sali rozpraw nr 1, na pierwszym piętrze usytuowanym nad głównym wejściem. Żeby wejść na salę sądową, potrzebny był bilet wstępu. Na lewo od stołu sędziowskiego tuż przed ławą obrońców stało żelazne łóżko Lusi zaścielone pościelą z krwawymi plamami. Rozstawiono drewniane stoliczki, na których leżały dowody rzeczowe: dżagan, lichtarz, koszula nocna, biustonosz, zakrwawiona chusteczka do nosa. Ten dżagan, którym dokonano zabójstwa, jest przechowywany do dzisiaj w zakładzie Medycyny Sądowej Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Drugi proces toczył się w dniach od 27 do 30 kwietnia 1932 roku przed Sądem Okręgowym w Warszawie. 6 sierpnia 1931 roku około godziny 8.00 po awanturze z Jadwigą Wielgus – Igą Korczyńską, strzelił do niej dwa razy z rewolweru (jedna kula przeszła ciało na wylot, druga utkwiła pod łopatką) 27-letni Zachariasz Drożyński. Trzeci strzał lekko zranił zabójcę w lewy obojczyk (próbował on popełnić na miejscu samobójstwo), a czwarty wystrzelił w sufit, kiedy zabójca upadał. Ciężko ranną przewieziono do szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie, gdzie zmarła tuż przed północą tego samego dnia w wieku zaledwie 20 lat. 11 sierpnia 1931 roku odbył się pogrzeb młodziutkiej dziewczyny. Białą trumnę asysta 100 000 żałobników odprowadziła na Cmentarz Powązkowski w Warszawie.

Jadwiga Wielgus była tancerką w teatrze „Ananas”, później nazwanym „Nowy Ananas”. Jej popisowy program nazywał się „Figi Igi”. Charakteryzował się tym, że w kulminacyjnym momencie tancerka występowała całkowicie nago, po czym gasło światło. W ciągu dnia występ powtarzany był kilkakrotnie. Najdroższe stoliki były tuż przy scenie z widokiem na występującą Igę Korczyńską. Zabójca był kochankiem ofiary. Ich znajomość trwała od 1927 roku. Zachariasza cechowała duża zazdrość o Jadwigę. Nie odpowiadał mu także partner sceniczny Jadwigi. Zażądał od niej zmiany tancerza, co młodziutka, zapatrzona w Zachariasza Jadwiga ostatecznie uczyniła. Od tego momentu związek tancerki ze studentem prawa staczał się już po równi pochyłej. Jadwiga coraz częściej chodziła zaniedbana, opuchnięta od płaczu, a na jej ciele widać było ślady przemocy. Tancerka przez długi czas tkwiła w tej beznadziei, nie widząc wyjścia z sytuacji. Nikt nie mógł jej pomóc. Świadkami w procesie byli rodzice ofiary oraz koledzy z teatru.

Prasa zaś nie miała wątpliwości. Zachariasza Drożyńskiego uznali za winnego śmierci „pięknego, czystego kwiecia, który wzrósł na glebie szarej, nieurodzajnej”. Znany krytyk teatralny okresu międzywojnia Henryk Liński, który dobrze znał Igę Korczyńską i śledził jej karierę, pisał na łamach „Tajnego Detektywa”:Zapowiadała się na primabalerinę baletu Teatru Wielkiego. Miała idealną figurę i harmonijne ruchy. Była stworzona do tańca klasycznego. Miała propozycje przejścia do światowej sławy paryskiego zespołu baletowego Siergieja Diagilewa, mogła pracować w „Adrii”, wyjeżdżać na tourne z Hanką Ordonówną, ale bała się swego narzeczonego. On zabraniał jej wszystkiego i ciągle straszył, że ją zabije”. Henryk Liński pisał dalej: „Kto widywał ją ostatnio, a tańczyła przeważnie niemal nago, podziwiał jej idealnie harmonijną, bardzo kobiecą budowę o zachwycającej linii bioder, pięknej, nieco śniadej karnacji, prześlicznie umodelowanych nogach (rzadkość u tancerek ze szkołą klasyczną posiadających zazwyczaj zbyt muskularne łydki)”. Ostatniego dnia procesu, 30 kwietnia 1932 roku, Zachariasz Drożyński został skazany z artykułu 458 Kodeksu karnego – za działanie w stanie silnego wzburzenia duchowego – na osiem lat ciężkiego więzienia. Teatr „Nowy Ananas” jeszcze raz się pojawi w tej kronice i to w całkiem nieoczekiwanym momencie.

„Oryginalna rozprawa”, jak pisano w „Gońcu Częstochowskim”, która nie przyczyniła się jednak do krajowego zainteresowania, toczyła się przed częstochowskim Sądem Okręgowym. Przed obliczem sądu stanęła 22-letnia Józefa Bednarek urodzona w Mstowie. Prokurator skierował sprawę do sądu celem sprostowania aktu urodzenia, bowiem w aktach metrykalnych stanu cywilnego z Mstowa z roku 1910 zapisana została jako chłopiec, o imieniu Józef. Skutek tego przeoczenia był taki, że będąc urzędowo mężczyzną, jak każdy mężczyzna, otrzymała kartę powołania do wojska, pod nazwiskiem Józef Bednarek. „Sąd ponad wszelką wątpliwość stwierdziwszy pomyłkę urzędnika stanu cywilnego, w wyroku, sprostował fatalny akt urodzenia, w ten sposób, ażeby imię Józef przerobić na Józefa i zmienić adnotację co do płci”. Artykuł kończy komentarz: „A więc panna Józia zdołała się dość łatwo wykręcić od służby wojskowej”. Sprawa byłaby o wiele bardziej skomplikowana, gdyby osoba zapisana w księgach chciała zawrzeć związek małżeński.

Procesy sądowe nie mogły jednak zaciemnić rzeczywistości – był to czas kryzysu, biedy, drożyzny i bezrobocia. 18 kwietnia 1932 roku o godzinie 14.00 przed hutą w Rakowie zgromadził się duży tłum robotników, którzy dopominali się o należne im wypłaty. Po dłuższych pertraktacjach z udziałem inspektora pracy udało się konflikt załagodzić, a zarząd huty przyrzekł poczynić wszelkie starania, celem zdobycia gotówki i zaspokojenia słusznych żądań robotników. Zgromadzenie trwało do godziny 17.00.

Wzrosły ceny mięsa i wyrobów wędliniarskich w Częstochowie. Kilogram szynki wzrósł z 4 złotych do 4 złotych 20 groszy (wzrost o 5%), kilogram boczku z 2 złotych 20 groszy do 2 złotych 50 groszy (wzrost o 13%), salceson kilogram z 2 złotych do 2 złotych 20 groszy (wzrost o 10%), kiełbasa krakowska kilogram z 2 złotych 50 groszy na 2 złote 80 groszy (wzrost o 12%), kiełbasa zwyczajna kilogram z 2 złotych na 2 złote 20 groszy (wzrost o 10%), schab kilogram z 1 złoty 60 groszy do 1 złoty 80 groszy (wzrost o 12,5%), szmalec kilogram z 2 złotych 30 groszy do 2 złoty 60 groszy (wzrost o 13 %). Ceny wzrosły zatem od 5% do 13%. Wcześniej wzrosła cena chleba w Częstochowie z 41 groszy do 44 groszy za kilogram (wzrost o 7%).

Mimo biedy, Magistrat miasta Częstochowy dbał o stan dróg. Komisja miejska dokonała 21 kwietnia 1932 roku otwarcia ofert na dostawę materiałów drogowych na brukowanie ulicy Garibaldiego (dawniej ulica Spadek), ulicy Kołłątaja (dawniej ulica Miedziana), ulicy Dębowej, jednej z ulic na Rakowie oraz ulicy Sabinowskiej na Stradomiu.

Robert Sikorski

Podziel się:

4 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *