Akt utworzenia Policji w nowo tworzącym się państwie polskim rozpoczął długi proces ujednolicenia systemu strzegącego porządku publicznego. Nie było łatwo, bowiem jeszcze przed wydaniem ustawy z dnia 24 lipca 1919 roku o powołaniu Policji Państwowej, na ziemiach polskich istniało kilka różnych organizacji zajmujących się służbą policyjną i każda z nich chciała być tą najważniejszą.
„Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu na powiężonem mi stanowisku pożytek Państwa Polskiego oraz dobro publiczne mieć zawsze przed oczyma; Władzy zwierzchniej Państwa Polskiego wierności dochować, wszystkich obywateli kraju w równem mając zachowaniu, przepisów prawa strzec pilnie, obowiązki spełniać gorliwie i sumiennie, rozkazy przełożonych wykonywać dokładnie, tajemnicy urzędowej dochować. tak mi Panie Boże dopomóż” – taką przysięgę składali policjanci polscy od 24 lipca 1919 roku. To w tym dniu stosowną ustawą Sejm Rzeczypospolitej powołał do życia Policję Państwową
Trudne początki
Akt utworzenia Policji w nowo tworzącym się państwie polskim rozpoczął długi proces ujednolicenia systemu strzegącego porządku publicznego. Nie było łatwo, bowiem jeszcze przed wydaniem ustawy z dnia 24 lipca 1919 roku o powołaniu Policji Państwowej, na ziemiach polskich istniało kilka różnych organizacji zajmujących się służbą policyjną i każda z nich chciała być tą najważniejszą. Największe pretensje rościły ku temu: Milicja Ludowa (dekret o organizacji państwowej Milicji Ludowej zatwierdził ówczesny minister spraw wewnętrznych Stanisław Thugutt), Policja Komunalna czy powstała w 1915 roku Straż Obywatelska dla Miasta Stołecznego Warszawy. Pierwotnie dla Policji Państwowej przewidywano nazwę Straż Bezpieczeństwa, jednakowoż w trakcie prac nad ustawą wycofano się z tego pomysłu. I jeszcze jedna ciekawostka: Policja Państwowa swoim zasięgiem objęła całą Polskę z wyjątkiem województwa śląskiego. Postanowienia Konstytucji marcowej gwarantowały odrębność i autonomię Śląska, dlatego 17 czerwca 1922 roku powołano Policję Województwa Śląskiego, której struktura odpowiadała strukturze Policji Państwowej.
Należy dodać, że proces tworzenia Policji Państwowej rozciągnął się na blisko trzy lata. W roku 1922, kiedy zakończono proces ujednolicania, w Policji służyło 33 tys. osób, a pierwszym Komendantem Głównym Policji był Władysław Henszel (17 lipca 1919–20 kwietnia 1922). Od grudnia 1924 roku Komendy Okręgowe Policji Państwowej zostały przemianowane na Komendy Wojewódzkie, natomiast szkolenie policjantów zgodnie z ustawą przebiegało według wzoru wojskowego.
Trudno było także uregulować prawo, na mocy którego policja w mogła funkcjonować. Jeszcze na początku lat 30. XX wieku obowiązywały różne kodeksy karne z czasów zaborów. Dopiero w 1932 roku powstał nowoczesny, wspólny dla całego kraju, kodeks, tzw. kodeks Makarewicza. Juliusza Makarewicza uważano za jednego z twórców nowego kodeksu. Był on znakomitym profesorem prawa karnego na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie oraz członkiem Komisji Kodyfikacyjnej.
Początki funkcjonowania Policji naznaczone były licznymi niepokojami społecznymi, niestety był to czas strajków i starć. Na przykład w 1937 roku w wyniku strajku chłopskiego zginęły 42 osoby oraz wiele osób zostało rannych. Po tych i wcześniejszych wydarzeniach postanowiono stworzyć specjalne obwodowe jednostki Policji, które specjalizowały się w kontroli tłumu za pomocą broni białej. Katalizatorem tej ustawy był Felicjan Sławoj, polski minister spraw wewnętrznych.
Tragizm II wojny światowej
W kampanii wrześniowej, od 1 września 1939 roku, z ponad 30 tysięcy pracujących ówcześnie policjantów zginęły 2 tysiące. Niestety, bardzo późno, gdyż 10 września 1939 roku, zdecydowano się na wcielenie policji do zadań żandarmerii wojskowej. Korpus policyjny nie został także włączony w system obronny. W zamian za to zarządzono powszechną ewakuację w okolice Chełma, Kowla i Tarnopola. Spora grupa policjantów przekroczyła granicę w Rumunii i została internowana. Jedynie warszawska komenda, dowodzona przez Mariana Kozielewskiego, wbrew rozkazom, zdecydowała się na pozostanie i wzięła udział w obronie stolicy. Decyzje te miały swoje poważne skutki. Ci, którzy zostali i przeżyli, zostali wcieleni do „granatowej policji”, będącej pod dowództwem Niemców, ale jednocześnie zaczęli tworzyć struktury Polskiego Państwa Podziemnego. Część przedostała się do Francji, gdzie walczyła w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie.
Najtragiczniejszy los spotkał tych, co pozostali na Kresach Wschodnich. Aż 12 tysięcy policjantów znalazło się w sowieckiej niewoli. W 1940 roku wydano rozkaz zamordowania 6 tysięcy polskich policjantów w Katyniu, Charkowie oraz w Miednoje, gdzie obecnie znajduje się największy cmentarz policyjny na świecie. Ponad 6 tys. funkcjonariuszy znalazło się w sowieckim obozie jenieckim w Ostaszkowie nad jeziorem Seliger. Wiosną 1940 roku prawie wszyscy zostali zamordowani; ocalało cudem 114 policjantów. Sowieci represjonowali też rodziny policjantów. W 1940 roku wiele z nich wysłali na Syberię oraz do Kazachstanu do obozów pracy.
Trzeba podkreślić, że przedwojenni policjanci byli ludźmi z charyzmą i prostym kręgosłupem. Wielu, którzy trafili do sowieckiej niewoli w 1939 roku, pochodziło z małych miasteczek i wsi, często byli drobnymi robotnikami i rolnikami, a perspektywa służby w policji otwierała przed nimi nowe możliwości. Byli to ludzie, którzy wierzyli w służbę Polsce, którzy kierowali się w swym życiu wartościami, takimi jak pomoc drugiemu człowiekowi, honor, lojalność i gotowość do poświęcenia. Patriotyzm był dla nich rudymentem, dlatego Stalin z taką premedytacją wymordował oficerów i policjantów.
„Granatowa policja”
Już w październiku 1939 roku Niemcy wydali odezwę do urzędników Policji Państwowej o obowiązku stawienia się na służbie. Pod groźbą kary śmierci byli funkcjonariusze musieli stawić się do pracy. Niemcy utworzyli Polską Policję Generalnego Gubernatorstwa, potocznie zwaną „granatową”, bez polskiego dowództwa; polski komendant był bezpośrednio odpowiedzialny przed niemieckim komendantem policji porządkowej – Ordnungspolizei. Mundury tej formacji były jak w policji przedwojennej, nawet orzełki na guzikach długo pozostały, tylko polskiego orła na czapce zastąpiono herbami powiatów. Był to sprytny zabieg okupanta, który w ten sposób chciał opanować sytuację i społeczeństwo. Ta wymuszona służba była wielkim obciążeniem dla policjantów, często byli oskarżani o kolaborację z okupantem. Najważniejszym zadaniem „granatowej policji” było podstawowe zachowanie porządku, służba w „drogówce”, ochrona dworców kolejowych, szkolenie żydowskiej policji. Byli też przymuszani do udziału w łapankach na ludność cywilną, eskortowali ludzi do obozów przejściowych, uczestniczyli w niemieckich obławach i w tzw. dniach „uchwycenia żniw”. To do nich należała zewnętrzna ochrona gett, asysta przy egzekucjach, straż przy miejscach straceń oraz walka z – jak to określali Niemcy – bandycką partyzantką. Szacuje się, że około 25–30 proc. z nich należało do tajnych struktur państwa podziemnego, głównie do AK.
Państwowy Korpus Bezpieczeństwa – czyli polska policja podziemna
Jesienią 1941 roku przystąpiono do organizacji Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa i Straży Bezpieczeństwa. Nowa organizacja miała zająć się weryfikacją granatowych policjantów i oceną ich przydatności dla polskiego podziemia. Przed wojną służyli w Polskiej Policji, a niektórzy należeli do Armii Krajowej.
W 1944 roku w całym kraju PKB liczyła 463 wyższych oficerów i 11 tys. szeregowych. Tuż przed Powstaniem Warszawskim około 40 tys. należało do Straży. Polskiemu Państwu Podziemnemu zależało na tym, aby pomimo wojny i wszechobecnego terroru okupacyjnych władz pokazać umęczonemu społeczeństwu, że nadal można liczyć na elementarne bezpieczeństwo i sprawiedliwość. Zwalczano, przede wszystkim, przestępstwa kryminalne, ale największe zadanie dla PKB czekało w momencie wycofywania się oddziałów niemieckich. Podczas Akcji „Burza” PKB i Straż miały zabezpieczać m.in. wszelkie mienie i obywateli przed aktami bezprawia, kradzieży, samosądów oraz reagować także na takie działania ze strony Armii Czerwonej.
Powojenne rozdarcie i rehabilitacja
W sierpniu 1944 roku Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego rozwiązał cały korpus Policji Państwowej, traktując „granatowych policjantów” jak spadkobierców policji przedwojennej. Postanowiono zerwać z wszelką tradycją i powołać do życia zupełnie nową instytucję, jaką była Milicja Obywatelska, inspirowaną na wzorze radzieckim. Po wojnie około 10 tysięcy policjantów przyjęto do Milicji Obywatelskiej. Potem, w latach 1948–1949, w wyniku tzw. weryfikacji, z MO usunięto ponad tysiąc byłych policjantów. Powojenne sądy polskie nie uznały „granatowej policji” za organizację przestępczą, choć wielu jej funkcjonariuszy trafiło po wojnie do więzień za działania przestępcze, takie jak szmalcownictwo. W tej komunistycznej rzeczywistości nosili na sobie podwójne piętno – byli policjantami niepodległej Polski i jednocześnie funkcjonariuszami znienawidzonego, niemieckiego okupanta.
Dopiero przeszło 60 lat później doszło do rehabilitacji dobrego imienia Policji Państwowej i uhonorowania policjantów, którzy oddali życie za Ojczyznę. W 1989 roku doszło do częściowych wolnych wyborów, które zaskoczyły ówczesne władze. Z ramienia „Solidarności” nowym premierem został Tadeusz Mazowiecki, wicepremierem a potem ministrem spraw wewnętrznych – Krzysztof Kozłowski. W dniu 6 kwietnia 1990 roku na mocy Ustawy o Policji utworzono Policję, na czele której stoi Komendant Główny Policji. Policja podlega Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. A 25 lipca 2008 r. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uchwałą w sprawie uczczenia pamięci funkcjonariuszy Policji Państwowej II RP wyraził szacunek i uznanie dla Policji Państwowej II RP.
Przedwojenny policjant w społecznej perspektywie
Według spisu ludności z 1923 roku wyżsi funkcjonariusze byli wcześniej głównie urzędnikami i wojskowymi różnych organizacji, w tym Legionów Polskich i Polskiej Organizacji Wojskowej (POW). Dla wojskowych służba w policji była naturalnym przedłużeniem ich służby dla ojczyzny. Najczęściej do policji chcieli się zaciągnąć rzemieślnicy i rolnicy (40,75 proc. kandydatów), potem rolnicy (23,96 proc.) i urzędnicy (11,4 proc.), robotnicy (8,46 proc.), uczniowie (7,7 proc.), handlarze (4,9 proc.), inni (2,45 proc.). – źródło: R. Litwiński, Korpus Policji II Rzeczpospolitej. Służba i życie prywatne, Lublin 2007, s. 46
Śmiało natomiast można stwierdzić, iż ponad 95 proc. członków kadry policyjnej (zarówno tej wyższego, jak i niższego szczebla) było Polakami wyznania rzymskokatolickiego. W 1923 roku tylko 253 szeregowych policjantów było innej narodowości, a 1205 innego wyznania. Sporadycznie na komisariacie można było spotkać Białorusina na Polesiu czy Ukraińca w Tarnopolu i Stanisławowie.
W 1923 roku na 38 456 policjantów wyższe wykształcenie posiadało 289 funkcjonariuszy kadry wyższej, średnie – 1096 (kadra wyższa) i 2548 (niższa), pozostali – elementarne lub domowe. Warto pamiętać o działających w tym czasie dwóch szkołach: Szkole Oficerskiej Policji Państwowej w Warszawie i Centralnej Szkole Policji Państwowej w Mostach Wielkich.
Kobiety w policji były od samego początku. W 1923 roku było tylko 19 policjantek, ale liczba ta powoli i systematycznie rosła. W 1925 roku powołano Policję Kobiecą, na której czele stanęła komisarz Stanisława Filipina Paleolog.
Aby zachęcić do służby, oprócz pensji, policjantom i ich rodzinom oferowano szeroki system opieki socjalnej. Do samej pensji policjanci dostawali tzw. dodatek sejmowy, który różnił się w zależności od wielkości rodziny. Wskaźnik wielkości rodziny także liczył się do powiększenia pensji zasadniczej. Im większa rodzina, tym większa pensja taty policjanta. Wszystko się załamało w momencie postępującej hiperinflacji w 1923 i trzeba było zmienić zasady naliczania pensji. Zarobki były bardzo zróżnicowane, zależały także od miejsca, regionu pracy. I tak w 1939 roku Komendant Główny Kordian Zamorski otrzymywał „do ręki” 1135,10 zł, nadkomisarz w Warszawie połowę mniej – 531,09 zł, a starszy posterunkowy – 214,60 zł. Co za to można było kupić? Kilogram ziemniaków kosztował 3,3 zł, kilogram cukru 9,2 zł, a za dobrą mleczną krowę trzeba było zapłacić od 200 do 500 zł. Aby mieć telefon w domu, Pan nadkomisarz musiał wydać połowę swojej pensji.
W przedwojennej Polsce policjant, by zawrzeć związek małżeński potrzebował zgody przełożonego, który oceniał czy wybranka jest „godna” mieć za męża policjanta, czy jest skłonna do poświęceń. Wiązało się to z dwiema rzeczami. Żonaty policjant miał dodatkowe obowiązki związane z rodziną i często pojawiał się problem, kiedy oddelegowywano go na posterunek gdzieś „na końcu świata”. Policja musiała wówczas zapewnić mieszkanie całej rodzinie.
URSZULA GIŻYŃSKA
W opracowaniu wykorzystano informacje ze strony: https://policjanciwhistorii.ipn.gov.pl/
Fot. https://niezlomni.com/