Uroczyste obchody sześćdziesiątej rocznicy Powstania Warszawskiego mimochodem stały się areną kilku istotnych wydarzeń politycznych. Choć zapewne nie było to intencją organizatorów, czyli głównie Lecha Kaczyńskiego, prezydenta Warszawy to jednak wydarzenia te, jak i komentarze rzucają światło na pewne historyczne fakty i pomagają zrozumieć nam dzisiejsze nasze położenie.
Wtedy Maryja rzekła: “Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. Święte jest Jego imię – a swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia [zachowuje] dla tych, co się Go boją. Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych. Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia. (Łk 1, 46-50.52-53)
Duże poruszenie wzbudziło lądowanie helikoptera na pl. Pamięci Narodowej 17 lipca. Niektórzy myśleli nawet, że pojawili się terroryści. Okazało się jednak, iż był to śmigłowiec sanitarny, który transportował pacjenta z Zawiercia na operację na oddział kardiologiczny do szpitala przy ul. Mickiewicza.
Piękne są miasta na świecie, znane szeroko ze swych atrakcji: położenia, zabytków, terenów rekreacyjnych, gastronomii, nocnego życia. Niektóre mają w swej architekturze lub atmosferze coś tak niepowtarzalnego, iż obdarzone zostały pięknymi epitetami. Oto w Europie np. jest miasto lilii (Florencja), miasto stu wież (Pawia w Lombardii), – granitowe miasto (Aberdeen), miasto dzwonów (Strasburg), miasto Trzech Króli (Kolonia), miasto fiołkami wieńczone (Ateny), miasto światła (Paryż). Urocze są również niewielkie miasteczka, ciche, spokojne, czyste, ukwiecone. Wystarczy pojechać do Niemiec czy Austrii, by się przekonać, że byle mieścina ma swój urok, zachęca do spacerów, przesiadywania na ławeczce letnią porą, wejścia do kawiarni. Odrestaurowane, zadbane starówki przyciągają nie tylko turystów, są także dumą mieszkańców.
Sprawa, o której dzisiaj napiszę parę zdań może się Szanownym Czytelnikom wydać błaha i śmieszna, ale dla mnie ze względu na swoistą socjologiczną poświatę, że się tak wyrażę, jest wręcz symboliczna. Otóż wyznam, że z ogromną ulgą przyjęły moje zmęczone uszy wiadomość, że zespół “Ich Troje” dał w minioną niedzielę ostatni koncert! Oczywiście wiem, że tak od razu nie zniknie nam z oczu megagwiazdor Michał Wiśniewski i jego średnio uzdolniona muzycznie czereda, że teraz – niestety – nastał najlepszy czas ku temu, by do bólu katować nas ich ostatnią płytą, której zapasy trzeba przecież szybko upłynnić z hurtowni muzycznych. Wiem również, że wizerunek Wiśniewskiego nie zniknie zbyt szybko z ekranów naszych telewizorów, bo to jest wyjątkowo namolne “zwierzę medialne”. Równie dobrze można by było podjąć próbę usunięcia ze sceny politycznej Andrzeja Leppera metodą łagodnej perswazji. Efekt z góry łatwy do przewidzenia…
Częstochowian korzystających z księgozbioru biblioteki miejskiej wita olbrzymia, wyrzeźbiona z czarnoburego tworzywa, głowa szlachetnego dr. Wł. Biegańskiego – chluby medycyny polskiej, dziś patrona tej oświatowej placówki.
Jest wiele powodów, przez które nie podoba mi się rząd Marka Belki. Wśród najważniejszych mogę wymienić choćby ten, że pod względem składu personalnego niewiele różni się od skompromitowanego gabinetu poprzednika, Leszka Millera. Po drugie uważam, że w dobie integracji Polski z Unią Europejską akurat rząd wywodzący się z nurtów postkomunistycznych, a najlepszym wypadku socjaldemokratycznych jest ostatnim, który dla Polski byłby obecnie pożądany. Nie chcę tego tematu specjalnie rozwijać, więc powiem tylko, że na ten czas chyba najlepiej dla nas byłoby, gdyby polskie interesy reprezentowane były przez dyplomację o korzeniach konserwatywnych.
Pierwsze wybory do Parlamentu Europejskiego mamy już za sobą. W przeciwieństwie do wszystkich poprzednich głosowań trudno stwierdzić, żeby ostatnie były zwycięstwem demokracji, choćby ze względu na najniższą frekwencję. Wziąwszy jednak pod uwagę wszystkie okoliczności i tak uważam, że w niedzielę Polacy spisali się nieźle.
W “Żywocie Ezopa”, autorstwa Biernata z Lublina, jest taka oto legenda: Ezop, spełniając rozkaz swego pana, który polecił mu przygotować danie z rzeczy najlepszych, podał do stołu wędzone ozory. To samo uczynił, gdy pan kazał mu przyrządzić posiłek z rzeczy najgorszych. Morał opowiastki jest oczywisty – używając języka można czynić dobrze, kreować rzeczywistość piękną i szlachetną, służyć prawdzie, ale równie skutecznie można czynić chaos, zniszczenie, stwarzać pozór i fałsz.
Aktualny kryzys parlamentarno-rządowy pokazał jak na dłoni polityczne talenta, a właściwie ich brak, prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Jego kolejne spektakularne porażki polityczne unaoczniają coraz lepiej całą prawdę o najbardziej, jak dotąd, “chodliwym” towarze politycznym ostatnich lat, którego nazwa brzmi: Układ Pałacowy.
Parę dni temu, zupełnie nieoczekiwanie wpada do redakcji mój znajomy. Niby nic wielkiego, jednak już sam jego wygląd – roziskrzone i rozbiegane oczy, zadyszka, budził lekkie zaniepokojenie. Okazało się, że potrzebuje zdjęć o Częstochowie. Rzecz, wydawałoby się całkiem prozaiczna, ale …
Zgorszenie i szok to zbyt słabe słowa na określenie wrażenia po obejrzeniu obrazków z irackiego więzienia w Abu Graib. Kolejne tygodnie i dni dostarczają dzięki mediom coraz bardziej bulwersujących zapisów czynów okrucieństwa, jakich dopuszczali się Amerykanie wobec irackich więźniów. Patrząc na poniżenie, jakie zgotowali tubylcom żołnierze zwycięskiej armii, nie wiadomo czy płakać, czy raczej śmiać się, bo ani jedno ani drugie w niczym już nie może pomóc.
Miniony tydzień zapewne na długo zapadnie w pamięci Polaków. Niestety, za sprawą tragicznych wydarzeń. Zabójstwo w Iraku znakomitego dziennikarza Waldemara Milewicza i operatora Mounira Bouamrane oraz śmiertelne wypadki polskich oficerów, pełniących misję pokojową w Iraku stanowiły przyczynek do przemyśleń nad sensem naszego udziału w tym konflikcie. I jeżeli w przypadku żołnierzy można powiedzieć, że śmierć tak jak i zwycięstwo, są wpisane w ich profesję, to koszmarna egzekucja, dokonana na dziennikarzach, nigdy nie może być spokojnie przyjęta do wiadomości, bo przecież dziennikarze nie występują w konfliktach zbrojnych w roli agresorów. Przeciwnie, są tam po to, by pokazać światu niedolę kraju ogarniętego bezsensowną wojną.
Noc z piątku na sobotę minionego weekendu, kiedy to Polska stawała się pełnoprawnym państwem członkowskim Unii Europejskiej spędziłem pewnie podobnie jak miliony moich Rodaków, znaczy przysypiając przed telewizorem, w którym Piotr Kraśko prowadził euforyczną konferansjerkę koncertu odbywającego się właśnie z tej okazji. Tym samym wykazałem minimum przyzwoitości, by w tak ważnym dla nas momencie dotrwać przynajmniej do północy i mimo znużenia przeżyć osobiście tę chwilę.
Przyglądając się baczniej ostatnim poczynaniom Andrzeja Leppera dochodzę do wniosku, że jest przynajmniej kilka przyczyn nagłej fali jego popularności. Przy czym bohater mojego felietonu nie narodził się niestety z morskiej piany, jak Wenus z Milo, do której wyraźnie stara się ostatnio upodobnić, ale po trosze z błędów poszczególnych ekip, które przez ostatnie półtorej dekady zaliczyły rządowe stołki, a po trosze z naszych utyskiwań i oczekiwania nie wiadomo na co, co niby miałoby nastąpić po zdobyciu przez niego władzy.
Od patrzenia na karuzelę stanowisk w państwie dostałem już zawrotu głowy. I trudno się dziwić. Przecież każdemu wszystko może się pomieszać, skoro w jednym tylko dzienniku telewizyjnym dowiaduję się o dwóch aferach rządowych, kolejnym bublu legislacyjnym i serii negocjacji parlamentarnych na temat szans poparcia prezydenckiego kandydata na premiera, zakończonych fiaskiem. Mieszają się daty, sprawy, ustalenia, a co gorsza treść rozmów i nazwiska kandydatów. Niewiele brakuje bym zapomniał imion głównych aktorów wydarzeń, a nawet zaczął mylić ich z wyglądu.
Przywódcy opozycji winni są dużą wódkę Markowi Borowskiemu i grupie jego rebeliantów. Takich, bowiem skutków buntu na lewicy nie spodziewał się nikt, a już chyba najmniej sam prowodyr, do niedawna jeden z czołowych doktrynerów SLD. Efekty jego inicjatywy okazały się opłakane nie tylko dla partii, którą opuścił, ale również dla grupy rzekomych “odnowicieli”. Według najnowszych badań oba ugrupowania znalazłyby się poza parlamentem, gdyby wybory miały się odbyć dzisiaj.
Nie chciałbym Państwa przed świętami Wielkiej Nocy nużyć przemyśleniami na temat ostatnich ekscesów person typu: Błochowiak, Kopczyński, Urban, Karczmarek, Cimoszewicz czy – niezawodnego w takich sytuacjach – premiera Millera. Jednak zdaję sobie sprawę, że pomimo oczywistej niechęci do poruszania tematów politycznych (zarówno ze strony Czytelników jak i mojej) nie sposób dzisiaj uciec od polityki, bo choć ona ostatnio składa się w najlepszym razie z wygłupów, to trudno przy takiej dynamice wydarzeń o niej nie mówić.