Zawieszenie współpracy z Maksimem Sirotkinem przez Włókniarz Częstochowa nabrało szerokiego rozgłosu w świecie żużla. Zawodnik ten w nadchodzącym sezonie 2022 miał startować w ekipie „Lwów” w nowo powstałych rozgrywkach Ekstraliga U24. Prezes Włókniarza, Michał Świącik, w rozmowie z „Gazetą Częstochowską” przekazał, że ponowne rozmowy z młodym rosyjskim żużlowcem wznowione będą po ustabilizowaniu się sytuacji na Ukrainie.
Jako jedni z pierwszych w Polsce podjęliście Państwo decyzję o zawieszeniu współpracy z rosyjskim sportowcem, w związku z atakiem zbrojnym Rosji na Ukrainę Rosjaninem. To zrozumiały i oczywisty akt solidarności z ofiarami wojny. Ale pojawiają się nieoczekiwanie opinie, także wśród kibiców żużla w Częstochowie, że jest to niesprawiedliwe czy też krzywdzące dla samych żużlowców rosyjskich, w tym Maksima Sirotkina, bo oni nie utożsamiają się z agresorem Putinem. Jak Pan Prezes odniesie się do dość dziwnych opinii?
– A w czym są winni ukraińscy zawodnicy, którzy zostali wcieleni do armii, ryzykują życiem i giną na froncie swojego państwa zaatakowanego przez Rosjan? Oni nie mogą wystartować w zawodach, ani nawet przyjechać do Polski na trening. Oni chcą być wolnym narodem, żyć w suwerennym, własnym kraju. Spójrzmy na to, co się działo i dzieje po aneksji Krymu (w 2014 roku – przyp. red.) czy jeszcze wcześniejszym konflikcie w Gruzji (w 2008 roku – przyp. red.). Wszyscy dobrze wiemy, że przeciętnych Rosjan nie dotknęły wówczas żadne sankcje europejskie czy ogólnoświatowe. Dalej sobie spokojnie żyli na płaszczyźnie sportowej, kulturalnej, turystycznej, czy biznesowej. Dzisiaj się nie dziwmy, że przeciętny Rosjanin ma, kolokwialnie i zarazem brzydko mówiąc, wyprany mózg przez swoje telewizje i inne środki masowego przekazu, podające informacje typu, że Putin jest dobrym ojcem narodu, który chce jak najlepiej dla swojego kraju. Nie ukrywam, że to jest również troszkę wina nasza, czyli Europejczyków, z tego względu, że odpowiednio nie zareagowaliśmy w tamtych nie mniej groźnych sytuacjach. Uważam – podobnie jak wielu moich przyjaciół (ze świata sportu – przyp. red.) – że najlepszym aktualnie sposobem, aby Putin się wreszcie opamiętał będzie poniekąd próba dotarcia do niego poprzez jego własnych rodaków. Jeśli ktoś z Rosjan w Polsce, Francji, Niemczach, Włoszech nie będzie mógł funkcjonować na normalnym poziomie jak do tej pory, zacznie się buntować. Dojdzie do wniosku, że jest to wynik działań przywódcy i władz jego kraju, przez co nie ma już tych samych dóbr, co wcześniej. Nie od dziś wiadomo, że aktywnie działam na polu pomocy Polakom mieszkającym na Kresach Wschodnich – na Litwie czy właśnie Ukrainie. Wspólnie z księdzem Ryszardem Umańskim co roku organizujemy akcje wspierające „Kresowiaków”, wysyłaliśmy paczki m.in. do Ivanofrankovska, miasta, które również obecnie stoi w obliczu wojny. I teraz to, co widzę, czyli spadające bomby na domy, gdzie mieszkają matki z dziećmi, jest zupełnie nieakceptowalne. Nikt z nas, ani ja ani pan redaktor, nie może bezpośrednio przemówić do Putina. Myślę, że mogą to zrobić jedynie obywatele Rosji, sportowcy, muzycy, biznesmeni, ludzie kultury i sztuki. Poza tym, z jednej strony, my Polacy, nasz rząd nawołujemy cały świat do blokady rosyjskich kont w światowych bankach, wyłączenia ich z protokołu bankowego SWIFT. Z drugiej zaś strony mamy przelewać polskie pieniądze na konta Rosjan?
Czy decyzję podjął Pan sam, czy w oparciu o arbitraż osób związanych z Włókniarzem?
– Maksim Sirotkin to bardzo młody człowiek. Tak naprawdę, czemu on jest winny? W jaki sposób winni są inni żużlowcy? Ale musieliśmy podjąć taką decyzję z prostych względów. Musimy zareagować na to, co ma miejsce na Ukrainie, gdyż sytuacja społecznie jest strasznie napięta. Otrzymujemy wiadomości tekstowe czy telefoniczne od kibiców, sponsorów. Nie wyobrażają oni sobie, że Częstochowa wyrażałaby zgodę na start Rosjan w polskiej lidze. Nie są to przypadkowe, jednorazowe wiadomości. To są prośby od poważnych ludzi, sponsorów i kibiców od lat z nami związanych. Nie wiem jak miałbym zapanować nad tym, co ewentualnie mogłoby się dziać w chwili, gdy na mecz przyjechałby obojętnie jaki Rosjanin. Zbyt dużo złego się przez Rosje w tej chwili dzieje w Europie i na świecie, żeby brać odpowiedzialność za to na siebie. Musimy to jasno sobie powiedzieć. Jeżeli natomiast sytuacja szybko się odmieni, to trzeba będzie wrócić od razu do rozmów. Wtedy można będzie powiedzieć: Nie ma problemu panowie z Waszymi ponownymi startami u nas, zaprowadzony został u Was względny porządek, czego efektem jest odpowiednie porozumienie się z Ukrainą. W związku z tym, przynajmniej ja bym nie widział problemu ich powrotu do polskich ligowych rozgrywek. Zapytam się dodatkowo w przenośni, poniekąd nawiązując do obecnej sytuacji: Czy można sobie wyobrazić, że po Wrześniu’39, bez względu na wiek, młodszy czy starszy sportowiec miałby szansę brać udział w zawodach w Londynie, Nowym Jorku lub Paryżu? Najprawdopodobniej nie.
Wznowienie współpracy z żużlowcem możliwe będzie tylko w przypadku zakończenia inwazji rosyjskiej armii na naszego sąsiada?
– Na chwilę chciałbym powrócić jeszcze do poprzedniego pytania. Ta decyzja była dla nas bardzo ciężka. Rozważaliśmy ją od mniej więcej 2-3 dni przed jej ogłoszeniem. Nie chcieliśmy, aby środowisko żużlowe odbierało to, jako próby nacisku na inne kluby względem zawodników rosyjskich tworzących trzon danych drużyn. Co do Maksima, to już chciał do nas przyjeżdżać. Ale sytuacja u naszych sąsiadów się tak już napięła, że decyzja mogła być tylko jedna. Bo jeżeli pomagamy Ukraińcom, działamy, oddajemy im serce, to sprowadzając tego młodego żużlowca moglibyśmy być uważani za hipokrytów. Trzeba się odnieść do pewnych faktów, które pojawiały się w przestrzeni medialnej, internetowej. Np. żona jednego z rosyjskich zawodników wypowiadała się negatywnie na temat naszych rodaków i rzekomego polskiego ataku na ambasadę rosyjską w Warszawie. Jednocześnie głosiła przy tym, hasła typu, że my Polacy powinniśmy zostać z tego rozliczeni z powodu łamania jakichś międzynarodowych konwencji itd. Pojawiały się także wiadomości, mówiące o podejściu niektórych rosyjskich żużlowców do obecnych działań Putina. My sami uważamy za niedopuszczalne takie podejścia. Wracając do sytuacji, która mogłaby zmienić decyzję klubów, a przynajmniej naszego, uważam, że aby wszystko mogło w jakimś stopniu by się ustabilizować, musiałoby wrócić do kanonu wydarzeń sprzed czwartku 24 lutego br. Na spokojnie będzie można usiąść do rozmów. Temu, co się dzieje, nie jest winny Maksim Sierotkim, czy Artiom Łaguta lub Emil Sajfutdinow, ale tylko oni, podobnie jak rosyjscy piłkarze bądź też pływacy, ogólnie sportowcy, poprzez swój sprzeciw mogą dotrzeć do swoich władz, niekoniecznie Putina, ale władz regionalnych, a potem jeszcze wyższych. Już minister zagraniczny Rosji Sergiej Ławrow publicznie mówi, że ich kraj nie spodziewał się, że sankcje dotkną nawet sportowców. To chyba oznacza, że taka taktyka może zadziałać.
Klub Włókniarz Częstochowa wspiera Ukrainę. Proszę powiedzieć, jak wygląda Wasza pomoc dla obywateli tego państwa?
– Jest dużo akcji, w które się włączamy. Jednakże zastanawiamy się, czy dobrze jest chwalić się w mediach odnośnie pomocy Ukrainie. Ktoś może nam bowiem zarzucić, że próbujemy tę sytuację wykorzystać np. marketingowo. Dlatego trzeba wiedzieć, jak odpowiednio działać w takich momentach. Na pewno można zachęcić do zaangażowania w takie inicjatywy osoby z naszego miasta i nie tylko w przykładowy sposób: w czasie odwiedzin poszkodowanej rodziny ukraińskiej na granicy nagrać film, świadczący o jak największym jej wsparciu i na końcu dodać słowa prosto z serca: „Zróbcie to samo”.
I oczywiście, staramy się jak najmocniej angażować w pomoc ofiarom wojny na Ukrainie. Współpracujemy tutaj z właścicielem sieci hoteli „Arche”. Z dyrektorkami tej firmy w stałym kontakcie w tej sprawie jest nasza Pani Dyrektor, Patrycja Świącik-Jeż. Ogólnopolska sieć hoteli „Arche” zagwarantowała w swoich placówkach 5 000 miejsc dla uchodźców z Ukrainy, co jest sprawą fenomenalną. Prężnie działają w akcjach wspierających nasi zawodnicy, m.in. Mateusz Świdnicki albo Fredrik Lindgren, który specjalnie na ten cel przelał nam pieniądze. Te środki już skonsumowaliśmy na najbardziej potrzebne artykuły dla naszych sąsiadów z Ukrainy. Ja sam osobiście w najbliższy weekend zamierzam – może z kimś jeszcze na kilka samochodów – pojechać pomóc tym ludziom, przywieźć ich tutaj. I potem, korzystając z okazji, nieco pokazać im nasze polskie okolice. Mamy takie możliwości. Zastanawiamy się również nad zatrudnieniem w naszym klubie np. Pani z Ukrainy, która choćby w niedawnym okresie przyjechała do Częstochowy i zamierza tutaj osiedlić wraz ze swoimi dziećmi, szukając jednocześnie stałego dochodu. Z takiej strony też chcemy pomagać, nie tylko chwilowo.
Dla portalu WP Sportowe Fakty były żużlowiec Włókniarza, a obecnie Motoru Lublin, Grigorij Łaguta udzielił wywiadu, w którym nie chciał komentować ani sprawy zawieszenia rosyjskich żużlowców w polskiej lidze ani obecnej sytuacji na Ukrainie. Czy mógłby Pan, jako prezes klubu, którego starszy z braci Łagutów reprezentował barwy w latach 2011-2014, odnieść się również do tego?
– Podejrzewam, że „Grisza” w tym wywiadzie przedstawił obraz swojego dzisiejszego podejścia. Wcześniej, gdy jeździł w Częstochowie, nie zdarzało się, żebyśmy poruszali tego typu rozmowy. Nie wiedzieliśmy zatem jakie miał zdanie o tym, co wówczas działo się. To było jednak kilka lat temu. Może wtedy podchodził do tego inaczej. Bacznie obserwuję przegląd aktualnych wydarzeń medialnych. Mam też możliwość oglądania wszelkich programów, jakie są dostępne poprzez łącza internetowe. Dzięki temu mam dostęp do kanałów ukraińskich i rosyjskich. Widzę, jak ostrą manipulację i propagandę przedstawiają telewizje rosyjskie swoim obywatelom. Jeżeli więc np. „Grisza” opiera swoją wiedzę wyłącznie na telewizji rosyjskiej, to później nie można się dziwić, że takie wywiady wyglądają, jak wyglądają.
Dziękuję za rozmowę.
NORBERT GIŻYŃSKI
1 komentarz
Bardzo dobry argument, że ukraiński zawodnik de facto też nie może kontynuować kariery. Poza tym bardzo miły gest Lindgrena.