„Chociaż od kilku dni jesteśmy świadkiem napływu chłodnych prądów powietrza nad całą Polską, co wywołało znaczne ochłodzenie i deszcze, to jednak astronomiczna jesień rozpoczęła się w ubiegły piątek, gdzie noc i dzień zrównują się. Wzrost zachmurzenia i opady deszczowe rozpoczęły się w pierwszym rzędzie na Śląsku, po czym stopniowo rozszerzyły się na inne połacie ziemi naszego kraju i potrwają do dnia dzisiejszego. Jedynie w porze południowej rozgrzewa się słońce, za to wieczory są bardzo chłodne, a nad ranem dachy domów, drzewa i ziemia pokrywają się szronem. Są to już wyraźne oznaki agonii lata, a początku jesieni”. Taki był początek jesieni 1932 opisany w „Gońcu Częstochowskim” z 25 września tego roku.
O Jubileuszu Jasnogórskim pisano w poprzedniej kronice, 7–8 września 1932 roku odbyły się uroczystości kończące to wydarzenie. Na obchody święta Narodzenia Najświętszej Marii Panny zjechały się pielgrzymki w 24 specjalnych pociągach, ogólna liczba pielgrzymów sięgała 100 000. Uroczystości rozpoczęły się procesją eucharystyczną po wałach klasztornych 7 września 1932 roku o godzinie 20.00. Procesję i nabożeństwo celebrował biskup Irenopolis in Cilicia, biskup pomocniczy archidiecezji warszawskiej Antoni Władysław Szlagowski. Procesję we wzorcowym porządku prowadził ks. prałat Zygmunt Sędzimir. „Majestatycznie i przepięknie wyglądała procesja na tle potężnych murów klasztornych, rzęsiście iluminowanego szczytu i oświetlonej reflektorami wieży. Plac przedszczytowy zapełniły blisko 100 000 rzesze wiernych, zbiorowy śpiew pątników rozlegał się daleko. Takim przepotężnym chórem odśpiewano przed szczytem litanię do Serca Jezusowego, kazanie wygłosił ks. prof. Czechowicz z diecezji wileńskiej. W porywających słowach przemówił ks. biskup częstochowski dr Teodor Kubina, zapraszając do całonocnej adoracji i udzielił wiernym Pasterskiego Błogosławieństwa”. Przez całą noc trwała adoracja Najświętszego Sakramentu, gromadząc wielkie rzesze pątników. Sumę pontyfikalną następnego świątecznego dnia, o godzinie 10.00, celebrował arcybiskup płocki Antoni Julian Nowowiejski. Na zakończenie, o 18.30, odbyła się procesja mariańska na wałach przez szczytem. Obchody 7–8 września stanowiły zakończenie obchodów Jubileuszu Jasnogórskiego, „a wielkie rzesze pątników unoszą ze sobą od swej umiłowanej Opiekunki i Pani nowy zasób sił duchowych do dalszej walki z przeciwieństwami życia, odchodzą do swych siedzib pokrzepione, pełne wiary i otuchy, sławiąc imię Maryi Częstochowskiej w rozgłośnej pieśni dziękczynienia za doznane łaski tak, jak to czynią już przez lat 550”.
O zwycięskiej ekipie lotników polskich na trzecich Międzynarodowych Zawodach Samolotów Turystycznych znanych pod nazwą Challenge, czyli o poruczniku Franciszku Żwirce i inż. Stanisławie Wigurze pisaliśmy także w poprzedniej kronice. Zawody zakończyły się 28 sierpnia 1932 roku. Był to wielki sukces polskiej załogi, na początku września 1932 roku lotników polskich i konstruktorów przyjął Pan Prezydent Rzeczpospolitej prof. Ignacy Mościcki. „Pan Prezydent spędził pół godziny na rozmowie z lotnikami i wypytywał się o przebieg zawodów”.
Dwa tygodnie po wygraniu Challenge, 11 września 1932 roku w drodze na meeting lotniczy w Pradze, w miejscowości Cierliczko lub Cierlisko w Czechach, 17,4 km od granic Polski, doszło do katastrofy lotniczej. „Awionetka została ogarnięta huraganem, jaki szalał nad okolicą, maszyna wpadła w korkociąg. Lotnicy ponieśli śmierć na miejscu”.
W drodze do Warszawy, na miejsce ostatniego spoczynku na Cmentarzu Powązkowskim, 13 września 1932 roku pociąg specjalny z Czech zatrzymał się na kilkuminutowy postój w Częstochowie. „Kilkunastotysięczne tłumy oddały cześć pośmiertny bohaterom przestworzy. Publiczność wypełniła most kolejowy w alejach, ul. Piłsudskiego, plac przed dworcem i peron. Przybyli wicestarosta częstochowski Bielawka, pułkownik Aleksander Zygmunt Myszkowski, w imieniu Zarządu Miasta dyrektor Wacław Płodowski, pułkownik Wilhelm Aleksander Mikulski, dyrektor Wacław Eugeniusz Kobyłecki, liczne organizacje: Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, kolejarze, pocztowcy, Polska Organizacja Wojskowa, sokoli, strzelcy, Ognisko Robotnicze, Straż Ogniowa Ochotnicza. Pociąg wjechał o godz. 20.40 po półgodzinnym spóźnieniu, orkiestra 27 pułku piechoty odegrała marsza żałobnego b-moll Fryderyka Chopina. Do specjalnego wagonu z wieńcami dołączono też i częstochowskie. W następnym wagonie z rozsuniętymi drzwiami znajdowały się obie trumny ze zwłokami okryte całunem z emblematami Orła Białego. W czasie postoju pułkownik Aleksander Zygmunt Myszkowski złożył w imieniu korpusu oficerskiego kondolencje wdowie po poruczniku Franciszku Żwirko i siostrze inżyniera Stanisława Wigury”.
W Częstochowie odbyły się nie tylko nadzwyczajne wydarzenia. Swoje święto pułkowe obchodził stacjonujący w Częstochowie 7 pułk artylerii lekkiej. W przeddzień uroczystości, 17 września 1932 roku o godzinie 9.00 w kościele garnizonowym św. Jakuba odprawiona została msza za poległych żołnierzy pułku, wieczorem o 19.00 capstrzyk i czytanie listy poległych. W niedzielę, 18 września 1932 roku o 6.00 pobudka, po czym cały pułk z działami przybył na plac magistracki, aby o 9.00 wysłuchać nabożeństwa w kościele garnizonowym. Mszę polową odprawił ks. kapelan Żelaznowski. Po nabożeństwie odbyła się ceremonia rozdania odznak pułkowych. Odznaki te dostali wszyscy oficerowie i szeregowi, którzy odsłużyli w pułku dwa lata. Następnie odbyła się defilada, którą przyjął dowódca 7 Dywizji Piechoty gen. brygady Mieczysław Dąbkowski, w towarzystwie władz powiatowych i miejskich. O godzinie 13.00 odbył się uroczysty obiad żołnierski, na który przybyli także zaproszeni goście.
W ramach IV lotu południowo-zachodniej Polski, w niedzielę 18 września 1932 roku, odbył się z lotniska w Częstochowie start awionetek. Awionetki leciały z Katowic, zatrzymały się na krótką chwilę w Częstochowie i odleciały do Krakowa, gdzie nastąpiło zakończenie lotu. Na lotnisku awionetki były przyjmowane przez miejscowe koła Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej i tłumy publiczności. Przy stole sędziowskim zasiadali z Częstochowy major Nikorowicz i major Matula, z ramienia Aeroklubu w Katowicach major Wierzejski.
Wydarzeniem sądowym miasta Częstochowy był proces Stanisława Antoniego Cichockiego „Szpicbródki” i jego kolegów przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Ten wybitny kasiarz zaplanował przeprowadzić napad z włamaniem do skarbca Banku Polskiego mieszczącego się przy ul. Najświętszej Marii Panny 34 W Częstochowie. W tym celu kolega Szpicbródki wynajął lokal mieszkalny w sąsiedniej kamienicy przy ul. Najświętszej Marii Panny 36 za sumę 10 000 złotych. Skok na bank ustalono na noc z 25 na 26 stycznia 1930 roku.
Kilka dni wcześniej, 21 stycznia 1930 roku na ulicy Pańskiej 86 w Warszawie przyjechała policja i przesłuchała kasiarza i dwóch jego wspólników. Przesłuchanie nastąpiło w związku z podejrzeniem napadu na jubilera warszawskiego. Podczas przeszukania kasiarza odnaleziono tajemniczą blaszkę blokującą najprawdopodobniej system alarmowy. To dało do myślenia policji, że planowany jest znacznie poważniejszy napad. Wcześniej do Biura Technicznego inżyniera Molickiego zgłosił się człowiek, pytając o zabezpieczenie alarmowe częstochowskiego banku. Był to trop, że nie chodziło o skok na bank w Warszawie a w Częstochowie.
Kilka dni później, 25 stycznia 1930 roku policja częstochowska przy pomocy zapasowego klucza dostarczonego przez właściciela kamienicy przy ul. Najświętszej Marii Panny 36 Mendla Reichera, weszła do mieszkania wynajętego przez wspólnika kasiarza. Odnaleziono tam trzy ubrania robocze, rękawiczki i butlę z tlenem na 2000 litrów oraz świeżo zamurowany otwór w ścianie, który całkiem nieprzypadkowo sąsiadował ze skarbcem Banku Polskiego. Pozostawało policji czekać. Aresztowanie Szpicbródki i jego kolegów nastąpiło 25 stycznia 1930 roku, kilkanaście godzin przed zaplanowanym napadem.
Kasiarz był przetrzymywany w związku z przygotowanym procesem w więzieniu w Częstochowie, trudnił się tam nawet strzyżeniem, ale uciekł stamtąd w białym fartuchu fryzjera. Przybyły z Warszawy inspektor więziennictwa Józef Skibiński 9 października 1930 roku zawiesił w obowiązkach służbowych naczelnika więzienia częstochowskiego Adama Łubkowskiego i dozorcę więziennego Ludwika Springiera.
Zguba się odnalazła w Warszawie i w dniach od 5 do 13 września 1932 roku odbył się proces przed Sądem Okręgowym w Warszawie, przesłuchano 150 świadków, sam akt oskarżenia liczył 45 stron maszynopisu. Szpicbródka otrzymał karę 6 lat pozbawienia wolności, jego kompani mniej, w tym osobnik o nazwisku Nuta Woginiak otrzymał karę 2 lata pozbawienia wolności. Sam Stanisław Antoni Cichocki odbywał karę już nie w więzieniu częstochowskim, ale sieradzkim. Wyszedł z więzienia w kwietniu 1936 roku, udał się do Warszawy, gdzie był konsultantem dla wstępujących do fachu złodziei, nie angażując się nadmiernie, twierdząc, że szczęście złodziejskie go opuściło. Pozostaje odpowiedź na pytanie na ile mógł liczyć Szpicbródka w Częstochowie? W skarbcu częstochowskiego Banku Polskiego było 6 000 000 złotych.
Inny proces toczył się w przed Sądem Grodzkim w Warszawie. Natalia Brasov wystąpiła przeciwko Skarbowi Państwa o zwrot majątków częstochowskich, w tym „Domu Księcia”. Na tym posiedzeniu sąd badał ojcostwo syna Natalii Brasov, to znaczy czy książę Jerzy był synem jej drugiego męża, kapitana Włodzimierza Wulferta czy synem trzeciego męża, wielkiego księcia Michaiła Aleksandrowicza Romanowa, brata cara Mikołaja II.
Częstochowa była w tym miesiącu także miejscem tragicznych wydarzeń. 18 września 1932 roku, w cieniu dość ciekawych i chwalebnych wydarzeń, w mieście tego dnia rozegrała się tragedia miłosna. Oto bywający od dwóch lat u córki doktora Władysława Bogumiła Kahla, 18-letniej Janiny uczennicy 7 klasy gimnazjum „Nauka i Praca”, podporucznik 7 pułku artylerii lekkiej, rodem z Nowego Miasta nad Pilicą 27-letni Zygmunt Wrzesiński udał się do swojej narzeczonej. Wobec nieobecności rodziców, zastał tam obie córki doktorstwa, pan podporucznik poprosił starszą z panien o rozmowę. Toczyła się ona w gabinecie lekarskim doktora Władysława Bogumiła Kahla. „Znalazłszy się sam na sam z narzeczoną podporucznik Zygmunt Wrzesiński zamknął drzwi na klucz, wyjął rewolwer i dał dwa strzały: do narzeczonej i do siebie. Kula ugodziła pannę Janinę prosto w serce, także śmierć nastąpiła momentalnie. Do siebie podporucznik Zygmunt Wrzesiński strzelił w usta, ponosząc śmierć na miejscu. Na alarm znajdującej się w sąsiednim pokoju panny Wacławy Kahlówny, siostry denatki, zbiegli się domownicy, a po otworzeniu drzwi do gabinetu ujrzeli tylko leżące na podłodze we krwi dwa trupy. Podobno dramat rozegrał się na tle zazdrości oficera, który widział, iż ma coraz mniejsze szanse na doprowadzenie małżeństwa do skutku”.
Kończymy kronikę wydarzeniami z Niemiec. 31 lipca 1932 roku obyły się tam wybory parlamentarne, przyniosły one sukces Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei (NSDAP), czyli partii Adolfa Hitlera. Zgodnie z praktyką odbył się wybór przewodniczącego parlamentu, czyli Reichstagu. Został nim kandydat partii mającej najwięcej posłów w parlamencie, czyli NSDAP, bohater wojenny, lotnik, Hermann Göring. 12 września 1932 roku poseł komunistyczny złożył wniosek o odwołanie rządu Franza von Papena. Kanclerz podniósł się z natychmiast z miejsca, aby ogłosić dekret prezydenta Rzeszy Niemieckiej marszałka Paula von Hindenburga o rozwiązaniu dopiero co wybranego Reichstagu, jednakże zanim do tego doszło, przewodniczący parlamentu wypowiedział regulaminowe słowa: „Znajdujemy się toku głosowania”, po czym uporczywie ignorował gesty i kartki podsuwane mu przez kanclerza na stół prezydialny. Wynik głosowania był druzgocący dla kanclerza, rząd przepadł większością 512:42. Dopiero po ogłoszeniu wyniku głosowania przewodniczący Reichstagu Hermann Göring zapoznał się z treścią dekretu rozwiązującego parlament, ale oświadczył, że jest nieważny, albowiem rząd kanclerza Franza von Papena przed chwilą przestał istnieć.
W ten sposób Franz von Papen przeszedł do historii jako jedyny kanclerz, który nigdy w Reichstagu nie zabrał głosu i nie otrzymał go, gdy o to poprosił. Po tym posiedzeniu Herman Göring tłumaczył się, że nie mógł postąpić inaczej, bo nie widział jaką to kartką (był to dekret Prezydenta marszałka Rzeszy Paula von Hindenburga o rozwiązanie parlamentu) wymachiwał kanclerz, gdyż była odwrócona. Przewodniczący parlamentu był nawet przekonany, że są to „papiery osobiste” kanclerza. Taki był początek końca demokracji parlamentarnej w Niemczech, nie był on heroiczny czy tragiczny, ale komediancko-humorystyczny.
Robert Sikorski
fot. Wikipedia
3 komentarzy
Świetny artykuł. Historyczne gryzmoły z Wyborczej to pustosłowie.
Bardzo dobrze napisany tekst.
Super, jest akcja i fakty.