Stanisław Olszewski (Pilica Koniecpol):
Zawodnicy Pilicy Koniecpol w dobrym stylu wywalczyli awans do ligi okręgowej. Obok rzecz jasna samych piłkarzy, osobą najbardziej zadowoloną z takiego obrotu sprawy był opiekun jedenastki z Koniecpola, Stanisław Olszewski.
Olszewski przejął Pilicę jeszcze w B-klasie. Wówczas przeciętna jedenastka tak naprawdę niewiele znaczyła w częstochowskim futbolu, ale przez cztery sezony uczyniła znaczący postęp. W efekcie tego, w sezonie 2002/2003 zobaczymy ją w “okręgówce”.
– Kto pierwszy pospieszył z gratulacjami po ostatnim spotkaniu ligowym, w którym zdecydowanie pokonaliście (5:1) Piasta Lubojnę, tym samym pieczętując awans?
– Pierwszy telefon otrzymałem od burmistrza Koniecpola Józefa Kałuży. On żywo interesował się naszymi występami, śledził przebieg rywalizacji na finiszu rozgrywek. Potem dzwonił nasz prezes Stanisław Goszczyński i inni sympatycy.
– Aż trudno sobie przypomnieć, kiedy Pilica walczyła po raz ostatni w lidze okręgowej.
– Ja sam nie wiem dokładnie. Było to na początku lat 80-tych. Potem klub przeżywał jednak poważny kryzys. Był nawet okres, że zawieszono działalnośc sekcji piłkarskiej. To był dramat. Bo przecież obiekty Pilicy są godne tego, aby rozgrywać na nich mecze najlepszych zespołów z terenu byłego województwa częstochowskiego. I to nie tylko moja opinia, ale większości trenerów i działaczy z innych klubów.
– Ta przygoda z Pilicą nie jest dla pana pierwszą.
– Nie. Mija dokładnie 30 lat, gdy w 1972 roku trener Stanisław Wesołowski ściągnął mnie do Koniecpola, abym wzmocnił szeregi tamtejszego zespołu. Wzmocnił jako zawodnik. Teraz pojawiłem się tutaj w zupełnie innej roli. Cieszę się, że wywiązałem się z niej z tak pozytywnym skutkiem.
– Co by się stało, gdyby Pilica jednak nie awansowała?
– Moja umowa z klubem była tak skonstruowana, że jeśli nie udałoby się nam wywalczyć mistrzostwa, wtedy odszedłbym. Ten wariant właściwie już nie jest aktualny. Teraz myślę o przyszłości, o tym, aby zespół nie był tylko meteorem, który nagle się pojawi a potem zniknie.
– W poprzednich latach pańska drużyna nie potrafiła sobie poradzić z rywalami?
– Nie potrafiła, bo takie zespoły jak Jura Niegowa czy Stradom Częstochowa miały nie tylko silne składy, ale także pokaźne zaplecze finansowe. Nie mogliśmy się z nimi równać. Dopiero reforma naszych rozgrywek spowodowała, że nieco łatwiej było toczyć batalię o ten upragniony dla nas awans.
– Pomówmy jeszcze o tym, tak szczęśliwym dla was sezonie w A-klasie. W rundzie wiosennej spisywaliście się rewelacyjnie.
– Też tak uważam. Zanotowaliśmy tylko dwa remisy, pozostałe potyczki rozstrzygnęliśmy na własną korzyść. Jesienią było gorzej, bo mieliśmy dwie wpadki – z Rzerzęczycami i Gnaszynem. W ostatecznym rozrachunku nie miały już one większego znaczenia.
Liczyła się udana dla nas wiosna.
– Nie sposób nie zagadnąć pana o przyszłość, sportową przyszłość Pilicy.
– Buńczucznych haseł nie będziemy rzucać. Chcemy się utrzymać. Do tego potrzeba będzie jednak wzmocnień. Poszukamy dwóch, trzech nowych graczy. Głównie chcemy jednak utrzymać ten stan posiadania, który mamy.
– Kto wspomagał finansowo występy koniecpolskich piłkarzy?
– Głównie władze miasta i gminy. Mamy jednak także jednego wypróbowanego sponsora, pana Janusza Stachowicza. W tym sezonie zakupił on sprzęt za kilka tysięcy złotych. Z jego ust padła już deklaracja, że w przyszłym sezonie będzie podobnie.
– Dziękuję za rozmowę.
ANDRZEJ ZAGUŁA