NIEPOKORNA DUSZA czyli LAYER – CAKE


Tomik

KAMIL JAKUB ROUSSEAU
RADOMSKO
2010

Jak przekaz rodzinny niesie, pradziadek przybył na
tereny wschodniej Polski wraz z wojskami napoleońskim.
Po zwycięskiej początkowo batalii, nastąpił odwrót, za
sprawą gwałtownie nacierających wojsk Kutuzowa. Potem
zsyłka na Syberię, a właściwie zakaz opuszczania granicy
Azji. W Erewaniu przyszedł nas świat mój ojciec Wacław
Rousseau. Podczas wymiany jeńców między Rosją
Sowiecką i Polską, rodzina moja osiedla się w Polsce.
Dziadek Bolesław , był lekarzem medycyny w randze
pułkownika. Ojciec-Wacław skończył szkołę kadetów we
Lwowie. Rodzina w latach międzywojennych osiadła w
Częstochowie.
Tam to, młody wówczas Wacław Rousseau (1913-1999)
zostaje redaktorem „Echa Częstochowy” i daje się
poznać, jako bardzo dobrze zapowiadający się poeta.
Oddajmy głos Józefowi Mikołajtisowi, autorowi książki
„Historia literatury ziemi częstochowskiej”:- „… w zebraniach młodych pisarzy uczestniczyli czołowi poeci, tj. Ludomir Kucharski i Wacław Rousseau…A potem sporządzono listę członków grupy (literackiej-dop. mój) nazwanej „Drugi tor”…Trzeba przyznać bezstronnie, że wstępujący do grupy byli ludźmi dobrymi, pełni najlepszych chęci i poczynań pisarskich, zdający sobie sprawę z pracy nad koniecznym przygłuszaniem swego indywidualizmu na rzecz grupy. Mimo takiej konieczności, dwie jednostki nie zrezygnowały z własnego „ja”. Byli to : Wacław Rousseau i Ludomir Kucharski, obaj przodujący i obaj ideowo wyróżniający się…Indywidualizm Rousseau”a był ściśle określony i wytyczony do pozycji „drugotorowej”, dlatego nieustępliwy…
Potem nastąpiły lata okupacji hitlerowskiej. Wacław Rousseau działa w strukturach AK w randze oficera, na terenie okręgu częstochowskiego, a potem…ale znów oddajmy głos J. Mkołajtisowi:
„Wzmożenie żywotności literackiej po zakończeniu działań wojennych, zaznaczyło się również w zorganizowaniu Klubu Literackiego, o czym mówi „Głos” w nr 106 z dn. 21.VI. 45 r., że „ w dniu 18 bm. Powstał w Częstochowie Klub Literacki, pozostający pod opieką Związku Zawodowego Literatów Polskich. Zarząd Klubu stanowili L. Andre, S. Podhorska-Okałów, Z. Fabisiak, –

– 2 –

W. Rousseau, Sł. Folfasiński…”. Dnia 13 lipca, dowiadujemy się z „Glosu” w notatce „Z ruchu wydawniczego”, że ukazał się tomik poezji W. Rousseau
pt. „Maszyna”. Zbiorek zawierał utwory przedwojenne o charakterze wybitnie rewolucyjnym: Maszyna, Nafta i inne…Kolejną pozycją, ogłoszoną dn. 15 lipca 1945 roku w „Głosie”, był wiersz T. Różewicza, napisany przez niego w Częstochowie dnia 8 lipca, pod tytułem „Figi z Unrry”.
W latach wojennych, Wacław Rousseau poznał młodą dziewczynę o imieniu Emilia, z tego związku, przyszło na świat, troje uroczych bobasków: Kinga, Kamil i Marek. Po wojnie, był krótko redaktorem „Gazety Częstochowskiej”, „Życia Warszawy”, a potem nastąpiła długa tułaczka po kraju, spowodowana zacieraniem śladów, przed służbami specjalnymi PRL.
Niepokorny charakter ojca i jego przeszłość, nie pozwoliły mu już zaistnieć w literaturze polskiej w okresie PRL. Ojciec zmarł w Radomiu w dn. 06 kwietnia 1999 r. Oto kilka wierszy Wacława Rousseau znajdujących się w moim prywatnym zbiorze.

KWITNĄCE JABŁONIE

W kwitnących jabłoniach alei sadowej
Ognistym pożarem poranka gorzą,
Lekkie, białe płatki, sypiąc
Półzłocienie na ziemie
W wiosenny żar zieleni.
Boże!
Modlitwą wrastasz w mowę,
Czar ślesz melodią nabrzmiałych
Pąków.
Panie, te kobierce wspaniałe
To ślad, żeś Ty przeszedł łąką.
Te zorze, to pochodnie na cześć
Twoją.
Ta wiosna,
Te kwiaty,
Zapachy,
To Twej miłości chrzest.
Boże,
W czas wiosenny miłość nieś,
Braterstwa węzły spleć,
Bo tu na ziemi,
Nawet brat wrogiem!
Ty wszystko możesz-
Boże!

Wacław Rousseau
Częstochowa 1937 r
– 3 –

ŻOŁNIERZU

Mówią groby i krzyże cmentarne,
Poświsty wichrów i szum mórz,
Ziemia skropiona krwią ofiarną,
O twojej sławie polski żołnierzu.

……………..

Leżą twe kości kędy ludzki rodzaj
O równość, prawo i braterstwo walczył.
Strzegą ich westchnienia krzyżów przy drodze
I modlitwy…poległy żołnierzu.

Duch twój wędruje wśród chat i kominów.
Słucha co mówią i o czym poeta w śnie marzy;
Rozpromieniony, że bracia i syny
Hołd mu oddają, myśląc…o żołnierzach.

Wacław Rousseau
Częstochowa 1936

KSIĘŻE

Biskupowi Bednarskiemu

Księże!
Pamiętasz linie biegnące wśród śniegów
I w niebo płynący głos sygnaturki?
Wigilia w okopach – w górach,
A Tyś stojący na ołtarzu brzegu
I żołnierzy śpiewających chóry
Niepomnych na wojnę, nędze i bóle.
I Tyś do nich mówiący:
-„Ducha nie gaście!”
Bo trza ofiary, ofiary krwi, co z ducha poczęta!
Księże, pamiętasz blaski w żołnierskich oczętach,
I łzy płynące po trudem zrytych twarzach,
Pamiętasz, jak zwątpienia zwalczyłeś zarazę
Księże!..
…………….
Księże!..
Pamiętam, kiedy Pan Cię powołał,
Płacz ludu prostego z nad Wilji ;
– 4 –

Lud płakał – boś go umiłował –
I żołnierz w oczach łez nie skrywał.
Księże, pamiętaj:
Duch nie zgasł!

Wacław Rousseau
Częstochowa 1935 r.

Skąd się wziąłem? To proste.
Urodziłem się w Częstochowie dn. 01.08. 1947 roku, jako drugie dziecko Wacława i Emilii Rousseau. Pierwsze szczeble edukacji uzyskałem w Szkole Podstawowej nr 22 w Częstochowie. Potem obroniłem pracę maturalną w Technikum Mechanicznym, którego dyrektorem był p. Kaczmarek. Marzyły mi się studia polonistyczne, lub szkoła o profilu teatralnym , ale życie, jest życiem. Brak pieniędzy na dalsze kształcenie spowodował, że zostałem studentem Politechniki Częstochowskiej, którą ukończyłem w 1972 roku. W międzyczasie pisałem wiersze do „sztambucha”. Byłem członkiem Estrady Poezji, przy Klubie MKKO w Częstochowie, która pracowała pod okiem aktora Teatru Częstochowskiego- Ryszarda Nadrowskiego.
W Częstochowie zakochałem się na „umór” i poślubiłem obecna towarzyszkę mojego życia – Elżbietę. Tam na świat przyszła, moja ukochana córeczka Marzena.
Skąd się wziąłem…w Radomsku? To proste. Ale czy na pewno proste? Jadąc w okresie lat szkolnych autostopem, zatrzymałem się w tym mieście i …poczułem do niego wielki sentyment. To miasto mnie zauroczyło. Nigdy jednak, nawet w najskrytszych marzeniach, nie przepuszczałem, że stanie się ono “drugą moją ojczyzną”, po ukochanej Częstochowie.
Było rok 1972. Ja poszukiwałem mieszkania, a w Radomsku powstawała Wytwórnia Konstrukcji Stalowych MOSTOSTAL. Dyrektor Morawiec, szukał młodych, energicznych inżynierów. Postawił na mnie i tak zaczęła się moja dziesięcioletnia przygoda z tym zakładem. Byłem tam wspólzałożycielem kabaretu „Rodzinka”, pisałem teksty i…zaczęły się burzliwe lata „Solidarności”. Te lata spowodowały , że znalazłem się, dzięki mateczce PZPR na półrocznej banicji, z tzw. „wilczym biletem” na pracę w całym województwie piotrkowskim. I znowu, tak jak mój ojciec „zatarłem” swoje ślady, zatrudniając się w Metalowej Spółdzielni Pracy w Gidlach, która w tym czasie znajdowała się w województwie częstochowskim.
W międzyczasie, moja ukochana żona podarowała mi, cudownego chłopaka – Adriana, który w swym młodzieńczym okresie, stał się tak niepokorny, jak jego ojciec.
Teraz jestem pracownikiem jednego z największych przedsiębiorstw w województwie łódzkim. W czasie pracy w tym zakładzie, nastąpiła moja współpraca z gazetą „Komu i Czemu?”, a raczej z jej wydawcą Maciejem Konradem Ziembińskim. Dziwnie zaczęła się ta nasza współpraca. Zaczęła się od okropnej sprzeczki. Ale chyba z Maciejem nadawaliśmy na jednakowych falach, bo przyjaźń, która z tej sprzeczki powstała trwa do dzisiaj. Zacząłem pisać w „Komu i Czemu” pod pseudonimem

– 5 –

Kosur-anonim, starając się wyśmiewać swoim piórem, to wszystko , co głupie, to wszystko, co stoi na przeszkodzie w rozwoju mojej „drugiej ojczyzny”- Radomska. Wiem , że moja ostra ironia, mocno wielu politykierom dokuczyła, wiem , że wielu z nich skorygowało swoje postępowanie. Może zbyt mocno uderzam, ale tak wygląda niepokorna dusza Kamila.
Dzisiaj, jestem szczęśliwym mężem, ojcem i dziadkiem. Zacząłem swoją nową przygodę z piórem i myślę, że tak już pozostanie na zawsze.
Ten tomik poezji, pragnę zadedykować tym, których kocham, wszystkim moim
bliskim.
Skąd się wziąłem ? To proste.

Kamil Jakub Rousseau

– 6 –

Przesilenie

nie kwiaty więdną – to więdnie pióro,
dżdżu mi potrzeba lub kropli rosy,
chcę widzieć przestrzeń i błękit nieba
chcę słońce zgasić potęgą głosu.

trudno być wieszczem w skłóconym tłumie,
przewracać góry umysłem wątłym,
poeci tego nie chcą zrozumieć,
bo czar tworzenia ich zmysły zmącił.

szaty odwracam na inną stronę,
minę ustrajam marsem poważnym,
myśli gęstnieją w pomruku ciszy,
lecz ciągle jestem w tej tłuszczy błaznem.

poeto skromny, siądź na kamieniu,
otwórz mi serce duszy wytrychem,
zrozum człowiecze trudy istnienia,
usłysz to wszystko, co wewnątrz ciche.

a ty erato – córko zeusa,
utul me myśli w stanie uśpienia,
może po latach tej hibernacji,
serce poety wynurzysz z cienia.

– 7 –

Drżące strofy

Mieszkańcom miasta R.

skrywam w wersach ślady żalu
i tego co niewymawialne

moje miasto jest nieme jak franciszkańskie mury
i głuche jak wieże fary
nie jestem miłością ani miłosierdziem
pokory też nie zaznałem i nie oczekuję
wyrzeczenie jest najprostsze na dziś
by jutro stało się przebaczeniem

– 8 –

Rozmowa z przyjaciółmi

panie poeto po co te bzdety
przez to nie przebrnie – nikt niestety
i jeszcze trzeba łożyć na pióro
które nie grzeszy żadną kulturą

więc po co pisać takie wierszydła
które nie wzlecą nawet na skrzydłach
choćbyś je zmuszał do lotu siłą
twoja poezja nie będzie miłą

bo nie uraczysz nią czytelnika
jeśli logika w wierszu zanika
a metafory – niczym krezusy
miast wiersza tworzą same rebusy

niech miłość w wierszu będzie miłością
bez ozdobników i nadmierności
a podłość niechaj podłość znaczy
bo szaradami mnie nie uraczysz

poezja bowiem – jeśli jest szczera
nie musi trafiać do konesera
ma być dla gminu duszy podnietą
o to cię proszę panie poeto

– 9 –

Rozmowa z przyjaciółmi

pozwólcie szeptać kwiatom
tumult rozrywa im trzewia
nie mogę zasnąć targany chęcią wyzwolenia

nawet sen nie generuje pozytywnej energii
a ja muszę – ja muszę te ostatnie kilka chwil
nawet gdybym miał chmury zawracać myślami
a obrazy malować kolorem cienia

wsysa mnie kolor czerni
nie mam czasu na miłość
a na życie jest już trochę za późno

pozwólcie szeptać kwiatom
ptakom dajcie swobodę
niech krążą w otulinie mgły
przylgnę do nich oddechem i odlecę
w poszukiwanie mroku

– 10 –

Spowiedź

okryj mnie deszczem – osłoń chmurą,
przeklnij mnie gromem który razi,
skromniutką cząstkę tego świata,
która nie może ci zagrozić.

byłem przeciwko tobie stwórco,
ja skromny parias w morzu toni,
ochroń mą duszę zniekształconą,
bo ciała trudno dzisiaj bronić.

dałeś mi kredyt zaufania
i bilet tylko w jedną stronę,
nie chciałem jechać – dzisiaj pragnę
marzyć za tobą i twym domem.

przebacz – bo jesteś przebaczeniem,
pytaniem – które nie odpowie,
ja twoim jarzmem, wielkim grzechem
i cieniem tego, co jest w głowie.

choć byłem zawsze marnym sługą,
potwarz rzucając w twoją stronę,
dzisiaj gdy starość mnie dosięga,
chcę uniżenie głowę skłonić.

– 11 –

Mascarade *

był bolejący – zaledwie drzazgą
z drzewa które otula cieniem
dostępując łaski wielkiego wyzwolenia
brnął w spokoju w stronę czternastej

na pierwszej zatrzymała się rodzicielka
bo chciała koniecznie dać mu szansę narodzin
nie czekając na annasza i kajfasza
– piłat nie był potrzebny
chciała usłyszeć tylko jego głos

wyszydzany opluwany zaszczuty
błąkał się wśród prześmiewców
w poszukiwaniu prawa do życia

bękart! bękart! bękart!
wykrzykiwało nierozumne echo
kiedy psy tarmosiły połataną sukmanę

nie chciał i nie mógł upaść
oczekując swojego cyrenejczyka
w drodze do miejsca czaszki
upadał jeszcze wiele razy
pisząc swój wielki poemat

to był wielki poeta!

prześmiewcy w czerni pochylali głowy
a echo wstydliwie nie dobywało głosu
skarcone skrzydłami gorejącego pegaza

…był wielki…był jednym z nas
wykrztusiły dumnie nieme twarze

*mascarade /franc/ – taniec masek

– 12 –

Gwar speluny lat 60-tych (z cyklu „Znikające obrazki”)

Okna spocone, spocone twarze,
Słowa rozsądku toną w gwarze.
A kur, a wa, to słowa grzeczne.
Dialogi coraz mniej bezpieczne.

Pan, panie, przetrąć matkisyna…
Burda przy ladzie się zaczyna.
Zioną oddechem „Pełne Jasne”.
Schowaj gałązkę, bo cię trzasnę…
Chodź Helka ze mną baraczek,
tam cię króciutko przeinacze.
Walnij go. Trzymaj! Daj mu z byka.
Melodia leci z kołchoźnika…

Omdlałe oczy, bełkot w głowie.
Stach walnął Dziubę. Pogotowie!
Nalej mi koleś dwa z patyka.
W rogu się toczy polityka:
Że kury drogie, sikacz z siarką,
Że Zocha Dziuby ma kochanka,
A Wąchal zrobił szóstkę dzieci.
Przy dużym jasnym czas im leci.

Ostatnie piwko, ostatni sikacz.
Głos rechoczący z kołchoźnika,
Płynie po sali niczym drwina:
„Bo to się zwykle tak zaczyna…”

– 13 –

Gniew

ile jeszcze razy będę patrzał sobie w oczy
ile razy powiem w duchu : zabić skurczysyna
jemu nie pomoże nawet totalny lifting

za oknem skrzeczą wredne baby
niby bogobojnie a wylewają z pasja kubły z pomyjami
szlag by to trafił – zamruczał sąsiad z trzeciego
i trzasnął ramą okienną

dzisiaj jest targ więc wszystko na sprzedaż
twarze śruby myśli i bibeloty ze śmietnika
tam leżało moje serce – taki odpadowy organ
ubabrany utytłany bezwartościowy
ściera od podłogi ma większą wartość
a przecież mogę dołożyć i duszę

targ się skończył a serce zostało
nie na śmietniku – znalazło innego właściciela
sąsiada trafił szlag
i przestał trzaskać oknem

wczoraj wieczorem rozwieszono klepsydry
przeszczep został odrzucony
wiedziałem że jest bez wartości

– 14 –

Bar w oparze (z cyklu „Znikające obrazki”))

rozmowa piwna woń roznosi
miesza się seks z zapachem zosi
barmanka krok swój trzyma dzielnie
szalejem dzieląc nie-podzielnie

bilonik brzęczy melodycznie
przy jednorękich – także ślicznie
odziera tępych z wielkich złudzeń
przestali myśleć już o cudzie
na dziś na jutro i na wczoraj
na dziś
a kysz a kysz

błądząca wzrokiem ruda tola mierdoli słowa
w kącie z kąta i od początku na zaczątek
po to by ględzić – by za piwko
oddać dziś wszystko
wszystko wszystko

a na zapleczu jest seks tani
padają słowa ani ani
ania już leży słów nie liczy
bigos się wala po spódnicy
i kąsi kęski gość bogaty
chce dłużej zostać
bo do chaty
nic go nie ciągnie
tam jest ona
dzieci rozdarte (zdarta żona)
miłość już zdechła sprawiczona
po tym jak farosz przy niedzieli
spoił im ręce w swym kościele
a kysz a kysz

po co ten krzyż i jemu wierność
miłość już zdechła – nie pazerność

libido gniotą gacie brudne
dziewczę pijane ale cudne
cudna beztroska łechce duszę
wiem że niedobrze ale muszę
– 15 –

na pół na pół
bruzdy po petach mierzą stół

na stole czkawką się zalewa
janka stachury czarna ewa
(stachura zmarł zeszłego roku)
ma mu postawić piękny cokół
przyrzekła szczerze to nad trumną
więc jątrzy gościa pupą dumną
ale klienta to nie bierze
(sobie nie wierzę – jemu wierzę)
on nie chce pupy ale usta
a w ustach piwo i kapusta
i zapach tego co ją boli
i wszystko to co ją międoli

a jutro?
jutro z nowym smakiem
zapachnie starym kapuśniakiem.

– 16 –

Nocna wizyta w leśniczówce Pranie

Dzielę Polaków, jak Żydów i inne narody na mądrych i głupich,
uczciwych i złodziei, inteligentnych i tępych, interesujących i nudnych,
krzywdzonych i krzywdzących (…)
Julian Tuwim

witam panie gałczyński witam panie tuwim
ja wiem że to tylko sen i ręki nie powinienem podawać
przecież nie byłem nawet na pogrzebie

tam w dali między a i żet to kwiaty polskie
roztaczają swe skrzydła nad dymiącą łąką
chłoną strofami jej natchnione opary
(nawet pani natalia dzisiaj nie kaszle)

to nie ezop świeżo malowany
to nie niobe wychodzi nam naprzeciw
to ten szejgec gudłajski – składa ci wizytę
srul pieroński z wielkiego miasta łodzi
nie wie że chłód z nad jeziora
unosi nad leśniczówką skamandryckie zaklęcie

alef, bejs, gimel…alfa, beta, gamma
a, be, ce – stukot niesie ponad chmurami
wspólny majufes niedopełnionej przyjaźni
w imię świętości poezji

i tylko łza zaciemniająca oko
nie pozwoliła wskazać czy to skumbrie w tomacie
czy ozór na szaro, czy zwykły polski chamochrzan

*Gudłaj , srul – pogardliwe określenie Żyda
*Szejgec-z hebrajskiego łobuz
*Majufes- obrzędowy taniec żydowski
*alef, bejs, gimel- nazwy pierwszych głosek alfabetu hebrajskiego

– 17 –

Wiec (z cyklu „Znikające obrazki”)

Ludzie przybyli – było parno,
Zaduch, nadęcie i psychoza,
Ktoś trzymał w dłoni kamień marny,
Inny pod maską twarz swą schował.
Do przodu! Ruszać bryłę świata!
Tam w Belwederze siedzą oni!
Radość ze złością się przeplata,
Tysiącem uniesionych dłoni.

Tuba przytłacza tłum słowami,
Ciała rozgrzewa, mąci w głowie.
Przegońmy tych dzisiejszych drani!
Ktoś krzyczy z dala: Pogotowie!
To Waldek zasłabł i się stoczył,
Do rowu – bo osłaniał boki,
Nie zasnął on dzisiejszej nocy,
Choć był potrzebny sen głęboki.

Słychać syreny radiowozów,
Tłum zafalował, niczym w transie,
Wciąż nawołuje ktoś do modłów,
Policjant krzyczy: Bierz go! Mam cię!
Tego po lewej, on przewodzi!
Weź go za fraki i do suki!
W grupie odważni jeszcze młodzi,
Lecz tłum krzyczący teraz ucichł.

Pierzchają ludzie w wszystkie strony,
Głośnik zamilknął podeptany,
Sztandar dziś zrobił się czerwony,
Bo władza znów zadała rany.
Jeszcze niedawno byli razem,
Na nich oddali swoje głosy,
Dziś ich odarto z wspólnych marzeń,
A krew pokryła ślady rosy.

– 18 –

Trzynasty apostoł*

Wiem dobrze: bzdurą jest eden i raj,
lecz jeśli ten obraz poetom świecił,
to pewnie Gruzję, radosny kraj,
mieli na myśli poeci.
Włodzimierz Majakowski

nie pamiętam
spotkałem ją na półpiętrze starej kamienicy zaułku gienrikowskiego
a może pomiędzy obłokiem magellana a tym w spodniach
była niczym trzynasty apostoł otoczona mgławicą iluminacji
rozsiewała wokół złotodajny płomień pożądania

nie pamiętam
była to maria denisowa a może zofia szamardina
zostawiała za sobą zapach słonecznej gruzji
zmieniając w pożogę rozognionej samotności

nie pamiętam
może to wizerunek olgi i ludki rozmywał pamięć
poszukując w gwiazdozbiorze kasjopei blasku wioski bagdadi

pamiętam
przytłumiony trzask przechwycił przerost hałaśliwej ciszy
bezwład paznokci wniknął ostrzem w wygładzony cokół poręczy
znacząc czarny szlak z łubianki na cmentarz nowodziewiczy

nie zdążyłaś wówczas do teatru Weroniko

*Cmentarz Nowodziewiczy w Moskwie – tam znajduje się grób Włodzimierza Majakowskiego
* Trzynasty apostoł – pierwotna nazwa poematu „ Obłok w spodniach „

– 19 –

Dzień targowy (z cyklu „Znikające obrazki”)

targ w targ i słowo w słowo,
na boku także to i owo,
portfele dźwięczą śpiewem monet,
do piersi przypiął ktoś ikonę.
spocone ręce czujne twarze
– cotygodniowy teatr zdarzeń.
maść na odciski tylko u mnie!
kto to ogarnie kto zrozumie?
marchewka blisko prince polo,
wapno palone razem z solą,
w oddali słychać kwik warchlaków,
a obok stoi worek maku
wtłoczony miedzy skrzynki kaszy.
nietrzeźwy klient znów grymasi.
z głośnika leci mdła muzyka
i w gwarze ludzkim szybko znika,
tam gdzie pieniądze mają władzę,
to są obiektem ludzkich marzeń.
paniusia kupi pomidorki,
są tu papryki pełne worki.
mam też mazidło na złe bóle!
zachęca mocno pan w koszuli.
w południe gwarno trochę jeszcze.
pijawki! proszę ludzie bierzcie!
a może bańki na zachętę,
mogą być zwykłe oraz cięte.
ktoś w tłumie zgubił portfel cały,
gdzieś się rozsypał wór z jagłami.
a z boku tam gdzie stoją konie,
transakcję przyklepują dłonie.

nagle pojawia się kieliszek,
wokół się robi coraz ciszej.
plac pustoszeje – mieszki pełne,
w garmażu obok, rządzi kelner
– rano zarobki były marne,
więc czas podzielić się utargiem.
w przyszłym tygodniu w sposób znany,
znowu na targu się spotkamy.

– 20 –

Mroczne widzenie, czyli słowo o Kapuścińskim

to było bardzo skromne powitanie
po prostu skinął głową i siadł w ostatnim rzędzie

miał zaćmę w lewym oku i zszargane nerwy
wszystko przez te transformacje
którym nie chciał ulegać

audytorium oczekiwało a on milczał
milczał urzeczony panującą ciszą
niczym ptak na uwięzi któremu
stronniczy malarz zamazał głowę
wyczerpując tym wszystkie znamiona złośliwości

odległe skrzypienie krzesła nie wzbudziło w nim emocji
twarz była ciągle tak samo szara jak włosy
których delikatne strumienie spływały w stronę karku

czuł żal do całego świata ale nie chciał się nim chełpić
bezszelestnie opuścił swoje miejsce i ruszył w dziewiczą drogę

– 21 –

Cyrk (z cyklu „Znikające obrazki”)

Cyrk! Cyrk przyjechał. Będzie heca.
Całe miasteczko się podnieca.
Już rozkładają namiot wielki,
Będzie rozrywka z pierwszej ręki.
Panowie, panie, bierzcie dzieci,
Nie może cyrk pustkami świecić,
Będą tygrysy i kuglarze
I wiele innych jeszcze zdarzeń.
Zapraszam wszystkich – dużych małych,
Bo program damy dziś wspaniały!

Wieczór się zbliża, tłum gęstnieje,
Pod kasą ktoś się głośno śmieje.
Proszę bilecik i dwa duże,
– miejsca w środku i na górze.
I ja poproszę też bilecik,
– jeden dorosły, dwa dla dzieci.

Orkiestra tusz i gaśnie światło,
Arenę z góry dostrzec łatwo.
Na dole gruby bogacz w loży,
Na dwóch siedzeniach się rozłożył
I ze znudzoną bardzo miną,
Popija z kubka capucino.
Pani roznosi obok lody,
On też je kupi dla ochłody
– niech wiara widzi, że bogaty!
(choć jeszcze wczoraj spłacał raty)

Wtem klaun wyskoczył na arenę,
I opanował całą scenę:
On zamiast butów ma bambosze
I straszy widzów wielkim nosem.
Znów krzyk radości się rozlega…
To na arenę kucyk wbiega,
Głową potrząsa, dęba staje
– wszyscy ten popis podziwiają.

– 22 –

Ktoś zapowiada mocnym głosem,
Że zaraz będzie linoskoczek,
A po nim zmrozi wszystkich szczerze,
Prześwietny popis na trapezie.
Emocja widzom dech zapiera
W oczekiwaniu na tresera.
Oklaski milkną – trwożna cisza,
Ja nawet bicie serca słyszę.
A potem szał – publika klaszcze,
Bo treser głowę włożył w paszcze.

Spektakl się zbliża ku końcowi,
A przed kasami tłumek nowy,
Chce przeżyć wszystko z nową siłą,
To co przed chwilą się odbyło.

– 23 –

W matni

staccato?
a po jasną cholerę tak rozwlekle
przecież można spiccato z con dolore
wtedy rozsadza czaszkę i można rzygać
słowami w przestrzeń kosmiczną

za ścianą łkanie dziecka
nie dostało wczoraj kolacji
smoczek wypełniony cukrem dawał sztuczne nasycenie
właściwie powinien wrzeszczeć ale brakowało siły

leż gówniarzu – matka idzie do pracy w kontenerach
te aluminiowe są coraz tańsze a szklane takie ciężkie
bogaczyńscy z drugiego piętra stali się bardziej oszczędni
trudno liczyć na niedokończoną konserwę

tremolo po wczorajszej głodówce znów rozsadza czaszkę
ssanie w żołądku bardziej dokuczliwe od wrzaskliwego bękarta
a może szukać wyzwolenia w dolinie milczenia

tylko ten cholerny wrzask przypomina
że on tam czeka

* staccato – skracanie dźwięków, mniej więcej o połowę ich wartości, poprzez ostre ich wydobywanie i oddzielanie od siebie.
* spiccato – podobne do staccato, lecz jeszcze krótsze i ostrzejsze.
*con dolore – z boleścią

– 24 –

W pustce utraconego czasu

w spoconych oknach zadrżały kandelabry
potęgując grozę chichotem błyskawic
raz z lewej raz z prawej łaskocząc uczucie oczekiwania

tam
na zewnątrz zostawił swój czas i wspomnienia
zieleń sadu i przemykającą miedzy drzewami postać
wyznaczającą terytorium delikatnymi stopami
zapach którego barwy wyryły stan pożądania

dzisiaj
cienie wskrzeszane błyskiem
przypominały historię która nie potrafi wydobyć kontrastu
na przekór myślom które poszukują kontaktu

jutro
znów będzie wypatrywał zaginionego czasu
nie potrafił przecież kochać
teraz tak bardzo pragnie

– 25 –

Oczekiwanie

jak ptak usiadłem na leszczynie
trelem wtuliłem się w listowie
jak pieśniarz w pysze zatopiony
jednak wciąż żywy- jednak człowiek

nie wzlecę myślą ponad chmury
szukam azylu pośród ludzi
marzę by zasnąć na pięć minut
i w nowym świecie się obudzić

szukam pokory w swoim życiu
ona nie była nigdy przy mnie
w bezruchu czekam na jej przyjście…
jak ptak usiadłem na leszczynie

– 26 –

Wiersz

nie pamiętam czyja to była twarz
kolory pulsowały barwą i światłocieniem
wszystko poza było rozmyte
siedział po przeciwnej stronie
układał wersy porozrzucane na stole
delikatnymi dłońmi wygładzał i ocieplał słowa

może to był pan syrokomla albo przeklęty baudelaire
zbuntowany i odrzucony przez ( jemu ) współczesnych
a może tylko zbłąkany sen roztańczonej muzy
zaklęty w źródlanej tafli aganippe

aganippe – w mitologii greckiej źródło w Boecji w gaju w podnóża góry
Helikon. Wody źródła wytrysły z ziemi pod wpływem uderzenia kopyta
Pegaza. Źródło było poświęcone muzom, ponieważ pobudzało natchnienie.

r

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *