Major Henryk Baldowski pomimo swoich 86 lat jest pełnym energii i zapału mężczyzną. Patriotyzm wpoili mu rodzice – matka Waleria z domu Berezińska i ojciec Franciszek. Miłość do Ojczyzny oraz zainteresowanie do wojskowości, które odziedziczył po ojcu stały się kanwą jego trudnego i burzliwego życia.
ŻYCIORYSY CZĘSTOCHOWIAN
Major Henryk Baldowski pomimo swoich 86 lat jest pełnym energii i zapału mężczyzną. Patriotyzm wpoili mu rodzice – matka Waleria z domu Berezińska i ojciec Franciszek. Miłość do Ojczyzny oraz zainteresowanie do wojskowości, które odziedziczył po ojcu stały się kanwą jego trudnego i burzliwego życia.
Henryk „Wolf” Baldowski urodził się w 1925 roku w Częstochowie. Jego ojciec był funkcjonariuszem wojskowym. Zmarł, gdy Henryk miał 12 lat, w 1937 roku. Matka, do wybuchu II wojny światowej, prowadziła kasyno oficerskie na Aniołowie, przy batalionie saperów i kompanii łączności.
Tradycje walki o wolną Polskę trwały w rodzinie od pokoleń, od czasów powstań. Babcia pana Henryka – Katarzyna Berezińska, z domy Struzik, była córką powstańca styczniowego. – Nigdy nie zobaczyła swojego ojca. Przed jej urodzeniem Rosjanie wywieźli go na Sybir i ślad po nim przepadł – opowiada pan weteran. W 1939 roku, po ukończeniu podstawówki czternastoletni Henryk szykował się do szkoły wojskowej dla małoletnich w Nisku. Marzenia rozwiała wojna. Nastał czas walki z okupantem.
20 października 1940 na cmentarzu Kule piętnastoletni Henryk złożył przysięgę Rotą na wierność Ojczyźnie. Tym aktem zasilił kręgi częstochowskiego podziemia. Wstąpił do Narodowej Organizacji Wojskowej, która później przekształciła się w Narodowe Siły Zbrojne. Oddziałem w Częstochowie dowodził plutonowy Tadeusz Jędrzejczyk. Pan Henryk szybko awansował. Po przebytych szkoleniach wojskowych przydzielono mu pod opiekę kilkunastu chłopaków, jego rówieśników. – Dowódcę Tadeusza Jędrzejczyka w 1944 roku aresztowało gestapo. Zginął – mówi Henryk Baldowski.
W marcu 1943 roku pan Henryk wstąpił do Armii Krajowej. Był w 27 pułku piechoty, II batalionie VII dywizji AK. W lipcu 1944 roku z oddziałami leśnymi AK ruszył na odsiecz powstańczej Warszawy. – Niestety, nie dotarliśmy do stolicy. W ciągu dwunastu dni doszliśmy do Przysuchy i musieliśmy zawrócić. W tamtą stronę szliśmy z podniesionymi głowami. Z jakim smutkiem i żalem wracaliśmy. Tak bardzo pragnęliśmy wspomóc warszawiaków w ich akcie odwagi bitwy o wolność. Wiedzieliśmy, że Warszawa upadnie i nic nie mogliśmy zrobić – mówi Henryk Baldowski. Do końca wojny aktywnie działał koło Złotego Potoku w oddziale leśnym Jerzego„Ponurego Krupińskiego, który po wojnie został zastrzelony w kazamatach UB w Warszawie. Później wrócił do Częstochowy i dalej działał w ROAK – Ruchu Oporu Armii Krajowej. Był podwładnym Bronisława Rygiela. – Z mojego pododdziału oprócz mnie żyje jeszcze jedna osoba– wspomina.
Jego odwagę i zdolności przywódcze doceniali dowódcy. 29 października 1944 roku otrzymał awans na plutonowego, a 1 stycznia 1945 roku – na starszego plutonowego. Kolejne nominacje przyszły dopiero w latach 90. XX wieku. 2 lutego 1995 roku otrzymał stopień podporucznika, 25 października – porucznika, 11 listopada 1998 roku – kapitana, a 10 października 2001 roku – majora w stanie spoczynku.
Za swoją działalność na rzecz Ojczyzny uhonorowano go blisko dwudziestoma odznaczeniami. Te najcenniejsze to Krzyże Armii Krajowej od Ministerstwa Obrony Narodowej w Londynie za służbę w AK – pierwsze otrzymał 15 sierpnia 1948 roku, drugie – 18 listopada 1974 roku.
Po wojnie Henryk Baldowski przeżył koszmar sowiecko-ubecki. 13 czerwca 1945 roku aresztowało go UB. – Był to, jak sądzę przypadek. Stało się to bowiem podczas odprawy. Razem ze mną ujęto sześć osób. Byli to Józef Sucholaski, Waldemar Kasprzycki, Zygmunt Makles, Henryk Ferenc i Jan Wasiak – wylicza Baldowski W areszcie w Częstochowie Henrykowi nie szczędzono tortur. Bito go i przesłuchiwano. Doraźny Sąd Wojskowy w Kielcach (sesja wyjazdowa w Radomsku) skazał go na 10 lat więzienia. – Pięć lat za posiadanie broni, trzy lata za członkostwo we wrogiej organizacji, jak to określali Armię Krajową i dwa lata za posiadanie fałszywych dokumentów – mówi pan Henryk.
Dzięki amnestii, 7 stycznia 1946 roku, opuścił mutry wiezienia. Wówczas zaczęła się jego tułaczka po Polsce. – Musiałem zmieniać miejsca, by unikać kontaktu z ówczesnymi organami porządkowymi – mówi. Kolejne przystanki jego wędrówki to: Domanów koło Jeleniej Góry, powiat strzeliński koło Wrocławia, Bytom, gdzie w Szkole Przysposobienia Przemysłowego podjął się roli wychowawcy i pełnił funkcję dowódcy plutonu. Wreszcie wrócił do Częstochowy. Tu w 1957 roku poślubił żonę Wandę. Urodziła mu dwóch synów – Andrzeja i Zbigniewa i trzy córki – Marię Irenę i Hannę. Dzieciom wpajał miłość do ojczyzny, ale o jego osobistej historii dowiedzieli się od innych. Wpajał też ważność nauki, bo, jak tłumaczył, tylko na rzetelnej wiedzy i konkretnych umiejętnościach zbudują swoją przyszłość. – Ja nie mogłem się uczyć, choć byłem zdolny. Najpierw wojna, potem wieloletnia tułaczka, bo ciągle mnie ścigali. Pragnąłem, by moje dzieci otrzymały wykształcenie – mówi.
Dzisiaj wspomina sp. prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego, od którego 1 września 2007 roku otrzymał list gratulacyjny. – Poznałem go osobiście, gdy był prezydentem Warszawy. W 2001 roku przyjechał na odsłonięcie tablicy ku czci Leopolda „Niedźwiadka” Okulickiego, przy ul. 7 Kamienic w Częstochowie. Prezydent Kaczyński był wielkim człowiekiem, szlachetnym i uczciwym – mówi Baldowski. Właśnie uczciwość ceni sobie wysoko. – Moi dowódcy zawsze mieli do mnie zaufanie. Jako żołnierz AK otrzymywałem różne zlecenia, odbierałem nawet bardzo wartościowe przesyłki Wszystko dostarczałem w nienaruszonym stanie. Zasada AK-owca brzmiała, że nie wolno nawet zerwać śliwki z cudzego drzewa – mówi.
W 1992 roku ukonstytuował się Ogólnopolski Antykomunistyczny Związek Więźniów Politycznych, skupiający sądzonych, skazanych i torturowanych w latach 1945-1989 polskich patriotów. Więzionych w Rawiczu, Wronkach, Mokotowie i wielu innych kazamatach ubecko-sowieckich. Organizacja stała się swoistym świadkiem pięknego i bohaterskiego życia wielu wspaniałych Polaków. W Częstochowie funkcjonuje Zarząd Główny Związku. Major Henryk Baldowski od 1993 roku był jego wieloletnim prezesem. Organizował ogólnopolskie zjazdy AK na Jasnej Górze. Niestety czas biegnie nieubłaganie. Coraz więcej jego kolegów, współtowarzyszy odchodzi na wieczną wartę. – Nie ma już wielu żołnierzy. Tych, co byli u „Ponurego” można zliczyć na palcach jednej ręki – mówi pan Henryk. Dziesiątkują ich choroby, przychodzi kres, ale ci co pozostają nadal są żywymi świadkami polskiej historii.
Naczelną ideą dzielnego żołnierza i patrioty jest niesienie światła historii młodemu pokoleniu i kultywowanie pamięci walczących o wolność i niepodległość rodaków. Pan Henryk odwiedził wiele szkół, gdzie opowiadał o wojnie, o losach swoich i swoich towarzyszy. Bierze udział w licznych patriotyczno-historycznych uroczystościach, wiele z nich współorganizował. Jako prezes AZWP był pomysłodawcą i realizatorem wmurowania w latach 90. czterech tablic w miejscach kaźni Polaków w Częstochowie, przy ul.: Popiełuszki, Śląskiej 22, Waszyngtona 45 Kilińskiego 10. – Wszystkie zostały wykonane z brązu za pieniądze ze składek członków naszego Związku. Upamiętniały one ludzi krzywdzonych przez reżim komunistyczny. Przykre, że część z nich została zniszczona lub skradziona – mówi Henryk Baldowski. Ale, jak podkreśla, wspólnie z kolegami broni dbają o to, by jak najwięcej przekazać młodemu pokoleniu, by pamięć trwała.
URSZULA GIŻYŃSKA