Pod płytą Rynku Głównego w Krakowie znajduje się niezwykłe muzeum. Ma ono swoje tajemnice. Poznaliśmy już opowieść o straszliwej Meduzie oraz o tragicznych skutkach mongolskiego najazdu z roku 1241. Dziś kilka słów o świecie średniowiecznych krakowskich kupców. Jednak opowieść tę wypada nam rozpocząć od wspomnienia pewnego rewolucyjnego dla ludzkości wynalazku.
Napisać kilka słów, parę liter – to takie proste! Świat pełen jest tekstów, które bombardują nas każdego dnia i z każdej strony. Książki, artykuły, reklamy, media społecznościowe niosą miliardy informacji przelewających się z i do ludzkiej (i nie tylko ludzkiej) pamięci. Dzieje się tak, dlatego że podstawową rolą sztuki pisania jest nadawanie trwałości ulotnym ludzkim myślom i słowom. O ile bylibyśmy ubożsi bez tego wynalazku! Nie poznalibyśmy choćby takich ikon literatury jak Gilgamesz czy Homer. Nie byłoby nam dane obcowanie z ich geniuszem. Nie moglibyśmy praktykować także bardziej prozaicznych czynności jak napisanie listu do przyjaciół z dalekiej podróży czy wysłanie kolorowej widokówki z wakacji. Wreszcie nie poinformowalibyśmy znajomych na popularnym komunikatorze, że właśnie dobrze się bawimy na wystawie w Rynku Podziemnym w Krakowie.
Oczywiście najpierw należało pismo wynaleźć. Decydująca w tym względzie okazała się praktyczna ludzka potrzeba wsparcia pamięci – konieczność utrwalania dokonanych transakcji handlowych i stanów magazynowych. Wynalezienie pisma przypisuje się Sumerom z upalnej Mezopotamii, a miało to mieć miejsce około 3000 lat przed narodzeniem Chrystusa. Pierwotnie informacje zapisywano obrazkami, ale rozwój cywilizacji wymusił uproszczenie tego systemu. Chodziło przede wszystkim o skrócenie czasu potrzebnego na sporządzanie coraz to bardziej skomplikowanych dokumentów, a także o oszczędność miejsca, co stało się szczególnie istotne, kiedy zapisy zaczęły przybierać nieco bardziej rozbudowaną formę. Tak zatem pismo obrazkowe zostało przekształcone w pismo klinowe. I nie sądźmy, że od razu pisano wiecznym piórem. O nie! Pierwsi pisarze używali miękkich glinianych tabliczek, w których przy pomocy rylców dosłownie odciskali tekst. Aby zaś tak przygotowany dokument utrwalić, tabliczki te suszono, dzięki czemu stawały się one twarde i trwałe, a wiele z nich zachowało się do dziś.
Czytelnik niniejszego artykułu może zadać pytanie: zaraz, ale co wspólnego mają Sumerowie z Rynkiem Podziemnym w Krakowie? Odpowiedź nie jest skomplikowana. Dzieje wynalazku Sumerów i materiałów pisarskich rozciągają się na tysiąclecia. Wystawa w Rynku Podziemnym oraz prezentowane tam artefakty także dokładają swoją cegiełkę do tego monumentalnego i ciągle żywego procesu. Otóż w jednej z gablot prezentowane są STILUSY. Te podłużne metalowe przedmioty przypominają na pierwszy rzut oka grubą dratwę albo cienki gwóźdź, ale to tylko pozory. Stilus to rodzaj rylca, którym średniowieczny krakowski kupiec albo student tutejszej akademii czy uczeń szkoły parafialnej sporządzali notatki. Kupiec mógł zapisywać informacje ważne dla prowadzonych przez siebie interesów, na przykład o transakcjach, jakich danego dnia dokonał. Student sporządzał notatki z wykładów, a uczeń mógł zapisać na przykład jakieś zadane mu ćwiczenie gramatyczne. Oczywiście sam rylec w tych praktykach nie wystarczał. Potrzebne do tego były jeszcze specjalne drewniane tabliczki. Najczęściej były łączone skórzanym rzemieniem po kilka sztuk. Każda z nich była obustronnie wydrążona, a te wydrążone pola pokrywano woskiem. To właśnie w tym miękkim materiale piszący dosłownie rył stilusem tekst. Zapiski te miały charakter bieżący, a ich żywot zazwyczaj był krótkotrwały. W przypadku kupca informacje były przepisywane do jego ksiąg handlowych, zaś w przypadku studenta takie zapiski z wykładu pomagały przy sporządzaniu notatek na czysto, które miały służyć do dalszej nauki.
A co działo się z wykorzystanymi już tabliczkami? Otóż wosk, a wraz z nim i wyryte słowa topiono i ponownie wypełniano nim wydrążone pola tabliczek. Dzięki temu kolejnego dnia były one gotowe do ponownego użycia.
Widoczny na fotografii STILUS powstał najprawdopodobniej w Krakowie w pierwszej połowie XV wieku – najprawdopodobniej, ponieważ nie ma on żadnych cech szczególnych, które pozwalałyby przypisać mu z całą pewnością krakowskie pochodzenie. Niemniej jednak jako przedmiot powszechnego użytku i dość prosty w wykonaniu raczej nie był on importowany z dalekich stron. Ma on długość 7,8 cm i waży 2,3 grama. Twórca odlał go w brązie, a następnie poddał obróbce wykańczającej, to znaczy kuciu i szlifowaniu. Dalszej historii przedmiotu można się tylko domyślać. Być może nabył go i przez jakiś czas użytkował kupiec prowadzący interesy na Rynku. Potem jednak, w chwili roztargnienia, zapodział go, dając nam szansę na odkrycie tej zguby po 600 latach. Dziś znajduje się ona na wystawie w Rynku Podziemnym pod opieką pracowników Muzeum.
Łukasz Walas
Kustosz w Muzeum Krakowa