O wyborach do Europarlamentu powiedziano już wiele. To, że Polacy prawie je zbojkotowali, bo frekwencja była przykro niska; to że był to głównie bój dwóch partii – PO i PiS; i to że czarnym koniem, choć przez niektórych spodziewanym, okazał się Korwin-Mikke.
Ale trzeba się też nacieszyć dojrzałością polityczno-społeczną części Polaków, tych którym nie zabrakło poczucia zdrowego rozsądku i odwagi, by powiedzieć dość chamstwu i głupocie; odrzucić manipulację i cwaniactwo.
Cios w nos – delikatnie mówiąc – otrzymał Janusz Palikot. Jego wrogość do Kościoła, bezustanne obrażanie ludzkiej godności oraz uczuć i wartości religijnych i patriotycznych zostały wreszcie odpowiednio podsumowane. Podano mu czarną polewkę. Oby również wybory do polskiego parlamentu stały się dla Palikota i mu podobnym definitywnym rozstaniem z polityką.
Również zawodowi oportuniści posmakowali dziegciu. Wściekle ujadający na ojca swego politycznego zaistnienia Michał Kamiński wzbudził antypatię. Jedynka nie pomogła, jazgot czkawką mu się odbił.
Wzruszeniem ramion przyjęto też ekwilibrystyczne wysiłki innych brukselskich pieczeniarzy. Spektakularne, cyrkowe, stawanie na głowie byłego już europosła Marka Migalskiego i klonowanie swojego wizerunku okazało się niewystarczające. I jemu wystawiono rachunek, bo nielojalni są tylko godni ubolewania.
URSZULA GIŻYŃSKA