Na zaproszenie prezydenta Częstochowy Wiesława Marasa, w sali sesyjnej Urzędu Miasta, w ubiegłym tygodniu, zebrali się mieszkańcy lokali komunalnych, bądź ci, którzy o takie mieszkania się ubiegają. Tuż przed oficjalnym spotkaniem na korytarzach Urzędu tłum ludzi głośno wyrażał swoje niezadowolenie.
Na zaproszenie prezydenta Częstochowy Wiesława Marasa, w sali sesyjnej Urzędu Miasta, w ubiegłym tygodniu, zebrali się mieszkańcy lokali komunalnych, bądź ci, którzy o takie mieszkania się ubiegają. Tuż przed oficjalnym spotkaniem na korytarzach Urzędu tłum ludzi głośno wyrażał swoje niezadowolenie.
– Złożyłam wniosek o mieszkanie komunalne kilkanaście miesięcy temu. Nie wiem jak to możliwe, że dostają tylko ci, których stać na zakup lokalu na wolnym rynku – krzyczy kobieta z tłumu. – Wszystko układy. Co, z księżyca pani spadła? – odpowiada stojący obok mężczyzna. – Chętnie będziemy spłacać realny kredyt, ale żaden bank nie chce udzielić nam pożyczki. To przecież władze miasta powinny nam pomóc. Mamy nadzieję, że dziś wiele się wyjaśni – wtrąca młode małżeństwo. Mimo oczekiwań spotkanie rozczarowało uczestników. Ku zaskoczeniu wszystkich, zabrakło inicjatora – prezydenta miasta. W jego imieniu występował wiceprezydent Rafał Lewandowski. – Gmina nie jest w stanie wybudować wystarczającej ilości mieszkań komunalnych. Lokale socjalne przeznaczane będą tylko dla najuboższych, średnio zarabiający muszą poszukać innych możliwości – tymi słowami powitał ponad 50-osobową grupę wiceprezydent Lewandowski.
Sytuacja mieszkaniowa w naszym mieście jest tragiczna. W 1995 roku liczba oczekujących na mieszkanie komunalne wynosiła 1500 rodzin, dziś jest ich ponad 3 tysiące. Sporą rzeszę stanowią osoby, których po prostu nie stać na opłacanie mieszkań spółdzielczych. Jeszcze kilka lat temu 400 wyroków eksmisyjnych wydawało się liczbą niewielką, dzisiaj 900 rodzin “na bruku”, to już bardzo poważny problem. Obowiązkiem gminy jest zapewnienie lokali mieszkalnych wszystkim potrzebującym częstochowianom. Trudno to jednak osiągnąć, gdy przyrost budynków wynosi zaledwie jeden obiekt rocznie. Beznadziejność sytuacji pogłębia fakt, że zasoby mieszkaniowe, którymi gmina dysponuje pochłaniają kolejne fundusze na remonty. Aż 12 budynków z terenu Częstochowy nadaje się tylko do rozbiórki, a to z kolei rozszerza problem o następne 200 rodzin do zasiedlenia w innych lokalach. Jednak dopiero przyszłość ujawni dramat mieszkaniówki. W 2005 roku odczujemy pierwszą falę wyżu demograficznego, czyli nowych rodzin i nowych potrzeb. – Jesteśmy zmuszeni szukać nowych rozwiązań, dlatego na dzisiejsze, pierwsze tego typu, spotkanie zaprosiliśmy przedstawicieli Zarządu Gospodarki Mieszkaniowej oraz nowej w naszym regionie Spółdzielni Mieszkaniowej “Polonia” – mówi Rafał Lewandowski. Prezes Edward Stępniak, reprezentujący Towarzystwo Budownictwa Społecznego, utworzone przy ZGM, przedstawił najbliższe plany budowy nowych bloków. – Już wkrótce powstaną dwa budynki, w każdym po 24 lokale, w dzielnicy Wyczerpy. Na tym nie koniec naszych inwestycji. Zakupiliśmy 3,5 hektara gruntu na Północy i tam niebawem ruszy budowa – powiedział. Zachętą dla przyszłych lokatorów – zdaniem TBS – są preferencyjne kredyty, nawet na 30 lat.
Jednak po spłaceniu pożyczki najemca nigdy nie będzie właścicielem mieszkania, bowiem budynki powstają wyłącznie w ramach najmu. Podobnie sytuacja wygląda ze Spółdzielnią Mieszkaniową “Polonia”. – Chcemy, by z naszej oferty skorzystała grupa osób średniozamożnych. 30 proc. wartości mieszkania, tak zwanego wkładu rotacyjnego, to naszym zdaniem atrakcyjna oferta – mówi Krzysztof Iwańczuk z warszawskiej Spółdzielni “Polonia”. Choć pozornie ludziom wydawało się, że spotkanie przyniesie jednoznaczne rozwiązania problemów mieszkaniowych, to już po kilkunastu minutach było wiadomo, że tylko nieliczni skorzystają z nowych propozycji gminy. – Bez przerwy słyszymy: budujemy, robimy. Tylko ja się pytam: dla kogo? Jeśli moja czteroosobowa rodzina miesięcznie dysponuje 2 tysiącami złotych, to przecież żadna z tych ofert nie jest dla mnie – odezwał się mężczyzna z sali. Kółko się zamyka. By wziąć kredyt trzeba mieć stałą, dobrze płatną pracę, a wówczas nikt nie będzie inwestował w coś, co w przyszłości i tak nie będzie jego. Pozostaje więc czekać, aż decydenci wyjdą z nowymi, bardziej realnymi propozycjami.
RENATA KLUCZNA