Uroczystość odsłonięcia Epitafium Smoleńskiego na Jasnej Górze, 3 maja, w Święto Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski zgromadziła blisko dwustu członków rodzin osób poległych w katastrofie nad Smoleńskiem.
Pomysłodawcą powstania Epitafium był Ojciec Jan Golonka, kustosz Jasnej Góry
Ojcze Kustoszu, czym dla Ojców Paulinów i Polaków jest dzisiejsza chwila odsłonięcia Epitafium?
– To podniosły moment, który wpisuje się w najgłębszą warstwę polskiej historii i pamięci narodu. Śledząc epoki naszej historii, widzę jak najważniejsze wydarzenia ojczyzny są związane z sanktuarium. Pomyślałem zatem, że musimy udokumentować również narodową tragedię jaką jest katastrofa smoleńska, że uczczenie tam poległych to nasz obowiązek. Ojciec przeor Roman Majewski przystał na projekt. Na tablicy napisane jest, że „nie umieliśmy ich ochronić”. To dlatego, że zbagatelizowano przepisy dotyczące podróży ważnych osób w państwie. Nie wiem, czy ci co za odpowiadali otrzymali choćby naganę, wręcz przeciwnie posypały się nagrody.
W pierwszych dniach po katastrofie żałoba ogarnęła wszystkich, nawet przeciwnicy śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego skulili uszy po sobie. Szybko jednak podnieśli głowy, by znowu go atakować. Dzisiaj naród jest podzielony. Kultywujących pamięć poległych nad Smoleńskiem nazywa się oszołomami. Czy Epitafium przyniesie zrozumienie w narodzie?
– Idea Epitafium Smoleńskiego na pewno zaistnieje w mentalności Polaków. Będzie ono oddziaływać pedagogicznie, wychowywać młode pokolenie. Monument zawiera najcenniejsze symbole narodowe. Polski Orzeł wsparty jest na wstędze z napisem Sur de Polonia (na Wschodzie bez zmian). By kształtować młodych konieczne jest wspólne działanie, również mediów. Jeśli jednak one działają w poprzek, to kto nam wyrośnie? Żywimy wiarę w ojczyznę i Polaków, bo siła i energia jest w człowieku, w nim tkwi tożsamość narodowa. Musimy pamiętać, że Epitafium to wotum narodu. Dzieło, któremu patronował ojciec przeor, zawiera w sobie przesłanie Maryjne i patriotyczne.
Dziękuję za rozmowę.
URSZULA GIŻYŃSKA
Rozmowa z Ewą Kochanowską, żoną śp. Janusza Kochanowskiego rzecznika praw obywatelskich
Epitafium wpisuje się w dar narodu polskiego dla uczczenia pamięci poległych w katastrofie smoleńskiej, w której zginął Pani Mąż. Czym jest dla Pani?
– Dla mnie Epitafium ma znaczenie symboliczne. Kiedy w listopadzie 2010 roku mała grupka wdów pojechała z niewielką tabliczką, 60 na 60 centymetrów, na miejsce katastrofy pod Smoleńskiem, by tam przykręcić ją na głazie i dać świadectwo: kto i po co tam jechał, byłam ogromnie wzruszona i wdzięczna, bo żadne oficjalne czynniki, ani podróżujący tam ludzie nie zadbali o pamięć poległych, tak jak uczyniły to wdowy. Były to pani Wanda Kurtyka i pani Magdalena Merta, i inne. Bardzo przeżyliśmy powrót tablicy, po usunięciu jej przez Rosjan. Stąd tak ogromna wdzięczność dla Ojców Paulinów, że przyjęli ją i postanowili przekuć w okazały symbol Katynia i Smoleńska, wskazując dobitnie, że te dwie tragedie są nierozłączne. Osobiście mam ogromną wdzięczność dla Ojców Paulinów i szczególnie dla Ojca Przeora, za ich postawę od początku tragedii i za pogrzeb, który zorganizowali mojemu mężowi na Jasnej Górze. To wszystko się splata i jest jakby przypowieścią, że ostatni będą pierwszymi, bo ta mała tabliczka, która miała być widziana przez kilkanaście tysięcy osób rocznie, w tej chwili będzie oglądana przez miliony pielgrzymów, przybywających na Jasną Górę.
Rodziny Smoleńskie nieustająco walczą o ujawnienie prawdy o przyczynach katastrofy nad Smoleńskiem i napotykają na ciągłe utrudnienia i kłamstwa. Jak Pani sądzi, czy uda się wydobyć prawdę o tej tragedii, czy obnaży się kłamstwa i wskaże prawdziwe przyczyny katastrofy?
– Obawiam się, że jakakolwiek to będzie prawda, będzie budzić kontrowersje, dlatego mam tak ogromne pretensje do rządu, który zachował się haniebnie. Wydaje mi się, że wbrew temu, co sączą nam oficjalne media, wbrew oficjalnym ogłoszeniom rodzi się podziemna potrzeba prawdy. Ludzie się jednoczą, wspierają nas i myślę, że już niedługo będziemy mogli powiedzieć coś konkretnego na temat przyczyn katastrofy.
Czy w tym dążeniu do prawdy czujecie się Państwo opuszczeni przez Polaków?
– Nie, absolutnie nie. To są historie, które nie wychodzą do oficjalnych mediów. Z panią Ewą Błasik byłyśmy w Chicago, w drugą rocznicę katastrofy. Tam były główne obchody i zobaczyłyśmy mnóstwo ludzi. Także w Polsce, gdziekolwiek jeździmy, gdzie są odsłaniane tablice pamiątkowe czy repliki, spotykamy się z rzeszą ludzi, którzy są bardzo dobrze zorientowani i okazują nam wyrazy wsparcia. Zdumiewająco, społeczeństwo nie daje sobie zamulić w głowach. Myśli samodzielnie.
A jak ocenia Pani częstochowian. Czy potrafią uczcić pamięć Janusza Kochanowskiego, zasłużonego mieszkańca miasta, poległego w katastrofie?
– Myślę, że Częstochowa pamięta i też jestem za to wdzięczna. Pamięta od dnia pogrzebu na Jasnej Górze, poprzez inicjatywę mieszkańców domu, gdzie mieszkali moi teściowie i do siedemnastego roku życia mąż, i gdzie wisi pamiątkowa tablica. Często, ilekroć jestem w Częstochowie, widzę pod nią kwiaty i lampki. Grób mojego męża na Cmentarzu Kule jest też często odwiedzany.
Na jakie pytania dotyczące katastrofy chciałaby Pani usłyszeć dzisiaj odpowiedzi?
– Rzeczą, która nas absolutnie gnębi i nie daje nam spokoju, to dwa podstawowe pytania: jak to możliwe, że samolot, który rzekomo zawadził o brzozę na wysokości 7,5 metra roztrzaskał się jakby był z porcelany i jak to możliwe, że było tak potężne rozczłonkowanie ciał. Jedno z ciał było w trzydziestu kilku kawałkach, co jest niemożliwe przy upadku samolotu z takiej wysokości. Jeżeli sobie zadamy te pytania, to okaże się, że wyjaśnienia, które są nam serwowane, nie odpowiadają na nie. Wydaje mi się, że wszystkie rodziny mają te wątpliwości, tylko jedne są bardziej aktywne i na to wyczulone, a inne z różnych przyczyn dają nam tylko ciche wsparcie.
A na zewnątrz milczą.
– Nie milczą bez powodu. Ludzie gdzieś pracują, mają małe dzieci. Obawiają się po prostu. Ale te rodziny, które widać i słychać mają szerokie wsparcie.
Tworzycie dzisiaj Państwo jedną, wielką rodzinę?
– Od pierwszej chwili, gdy dowiedziałam się o katastrofie jestem bardzo związana z rodzinami osób, które zginęły w katastrofie smoleńskiej. Już na pierwszym spotkaniu w Moskwie, w poniedziałek nad ranem (11 kwietnia 2010 r. –przyp. red.) miałam głębokie poczucie, że ci ludzie pogrążeni w bólu i smutku, są teraz moją rodziną i właściwie tak jest. Staramy się między sobą utrzymywać kontakty, niezależnie od poglądów, bo każdy ma do nich prawo. Uważam, że jest to moja rodzina i nigdy nikogo z tych osób nie krytykuję.
Dziękuję za rozmowę
URSZULA GIŻYŃSKA
Na uroczystość odsłonięcia Epitafium Smoleńskiego przyjechała również mama śp. posła PiS Przemysława Gosiewskiego – Jadwiga Gosiewska, której rodzina mieszka w Częstochowie.
Jakie przemyślenia niesie ze sobą dzisiejsza uroczystość?
– Z pokorą dziękujemy Ojcom Paulinom i wszystkim, którzy dołożyli swoją cząstkę do powstania Epitafium. Pragniemy kontynuować testament zabitych pod Smoleńskiem – miłość do ojczyzny, miłość Boga i Kościoła. I to czynimy. Bardzo dla nas ważne są akcenty pamięci. Mój syn zawsze mawiał: „Tak będę długo żył, jak długo będę żył w pamięci.”. On jakby pewne rzeczy przewidział. Żył bardzo szybko, chciał wiele zrobić. Mam wyrzuty sumienia, że syna poznaję po śmierci. Był szlachetny, kochany. Skromny, nastawiony na pomoc innym. W województwie świętokrzyskim jest ciepło wspominany, dużo zrobił dla mieszkańców, dla województwa. Jak mówił prezes Jarosław Kaczyński, te epitafia będą żyły, będą świadectwem ich ciągłej obecności.
Jak ocenia Pani zachowanie Polaków wobec katastrofy?
– Polacy czują, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, wyrzuty sumienia. Polacy są zagubieni. Ogromna część głosowała na Platformę, ten odłam, który spowodował śmierć tych ludzi. Media nie oszczędzają rodzin smoleńskich, często z nas robią oszołomów. Mówią, że był to zwykły wypadek i powinniśmy ten fakt przyjąć bezdyskusyjne, że była to wola Boża. Ale to była raczej wola złych ludzi, którzy wiele spraw zbagatelizowali i nie dopełnili swoich obowiązków.
Czy doczekamy prawdy na temat katastrofy? Czy te liczne matactwa, które kłębią się wokół tragedii smoleńskiej zostaną wyjaśnione?
– Napisałam list od papieża Benedykta XVI. Przyjął nas i przy grobie bł. Jana Pawła II odprawiono Mszę św. Od tej pory wszystko się zmieniło o 180 stopni. Znaleźli się naukowcy z zagranicy, ruszyli się polscy specjaliści. Wierzę, że ekshumacja mojego syna będzie uczciwie wykonana, ale mam ogromny żal, że nie pozwolono uczestniczyć w niej fachowcowi z zagranicy. Każdą rzecz można zakłamać, ale jestem przekonana, że prawda smoleńska wyjdzie. Pomoże nam w tym bł. Jan Paweł II i Matka Boska. Ponownie trzeba napisać do Unii Europejskiej oraz NATO, które przecież przysłało materiały zdjęciowe. Zostały one celowo zagubione. Stany Zjednoczone i NATO nie uchylały się od wsparcia specjalistów, to rząd polski nie chciał skorzystać z ich pomocy.
Dziękuję za rozmowę.
Foto:
BPJG / Marek Kępiński
URSZULA GIŻYŃSKA