Zmarznięta i przemoczona “rzucam” się z przystanku w dół, na schody tunelu, przy al. Wyzwolenia. Stąd truchtem na górę udaję się na kolejny przystanek, tym razem autobusowy. Po kilku minutach przyjeżdża autobus i przewozi mnie, wraz z rzeszą innych pasażerów… jeden przystanek. Tu znowu bieg. Padać nie chce przestać, nieprzyjemny chłód drapie w plecy. I znowu przystanek tramwajowy. Mijają kolejne minuty. Wreszcie podjeżdżają dwa wagony i zziębnięci ludzie zajmują w nich miejsca. Jadą do pracy, do szkoły. Jest poniedziałek, 19 listopada, dochodzi godzina 9-ta.
Kiedy cztery dni wcześniej odwiedziłam szefostwo częstochowskiego Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego dowiedziałam się, iż ze statystyk wynika, że “awarie mają tendencję spadkową”. Z wyciągniętej dokumentacji można było wywnioskować, że faktycznie awarii jest stosunkowo niewiele. Wynikało też z niej jasno, że ja i nasi czytelnicy mamy wyraźnego pecha i na wszelkie przerwy w funkcjonowaniu miejskiej komunikacji trafiamy po prostu permanentnie. Jasnowidze jakie, czy co…
Zmarznięta i przemoczona “rzucam” się z przystanku w dół, na schody tunelu, przy al. Wyzwolenia. Stąd truchtem na górę udaję się na kolejny przystanek, tym razem autobusowy. Po kilku minutach przyjeżdża autobus i przewozi mnie, wraz z rzeszą innych pasażerów… jeden przystanek. Tu znowu bieg. Padać nie chce przestać, nieprzyjemny chłód drapie w plecy. I znowu przystanek tramwajowy. Mijają kolejne minuty. Wreszcie podjeżdżają dwa wagony i zziębnięci ludzie zajmują w nich miejsca. Jadą do pracy, do szkoły. Jest poniedziałek, 19 listopada, dochodzi godzina 9-ta.
Kiedy cztery dni wcześniej odwiedziłam szefostwo częstochowskiego Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego dowiedziałam się, iż ze statystyk wynika, że “awarie mają tendencję spadkową”. Z wyciągniętej dokumentacji można było wywnioskować, że faktycznie awarii jest stosunkowo niewiele. Wynikało też z niej jasno, że ja i nasi czytelnicy mamy wyraźnego pecha i na wszelkie przerwy w funkcjonowaniu miejskiej komunikacji trafiamy po prostu permanentnie. Jasnowidze jakie, czy co…
– Każde urządzenie ma prawo się zepsuć – twierdzi Ryszard Raczek, zastępca prezesa częstochowskiego MPK. – Autobusy, które jeżdżą po mieście mają nierzadko po 18 lat, a tramwaje – ponad 25.
Świetnie, tylko, że ja, jako użytkownik rzeczonych pojazdów, za ich eksploatację muszę płacić i to, dodajmy, płacić niemało. Podobne do częstochowskich ceny biletów można znaleźć w naprawdę dużych aglomeracjach, gdzie zarobki potencjalnych pasażerów przewyższają znacznie nasze gaże. W miastach takich, jak choćby Toruń, ceny biletów są o kilkadziesiąt procent niższe. – Bilety w Częstochowie są drogie, bo system ulg i uprawnień do biletów bezpłatnych jest jednym z najbardziej rozbudowanych w Polsce – tłumaczy Ryszard Raczek. – Dzięki uchwale Rady Miasta stosuje się ulgi dla osób niesprawnych w stopniu umiarkowanym i lekkim – jeżdżą za darmo. 50% zniżkę mają też wszyscy studenci, bez względu na wiek i rodzaj uczelni. – Pasażerowie powyżej 70. roku życia nie płacą w ogóle za przejazd, a dlaczego? – zastanawia się Roman Wydymus, prezes Zarządu MPK. – Mogliby płacić chociaż 50 gr i korzystać z tzw. biletów seniora. A ze względu na wiek, to dajmy im lepiej autobus z niską podłogą…
Na razie autobusów z niską podłogą jest niewiele, a nowe tramwaje pozostaną chyba jeszcze długo w sferze naszych marzeń. Cena jednego – około 5 mln złotych – to koszt 10 autobusów.
Częstochowską komunikację finansują głównie pasażerowie. Miasto – według dyrekcji MPK – daje wciąż za mało. Wyjątkiem jest tu rok 2000, kiedy komunikacja została potraktowana w sposób szczególny i – nakłady na inwestycje i eksploatacje były dobre – powiedział Ryszard Raczek. Wtedy miasto sfinansowało ok. 25% kosztów MPK, resztą zajęli się już pasażerowie. Natomiast w tym roku Urząd “zasponsorował” jedynie 15%; 85% muszą zapłacić ci podróżni, którzy płacą za bilety.
Wydawałoby się, że MPK powinno ciągnąć niezłe zyski z reklamy, co odciążyłoby choć trochę pasażerskie kieszenie. Ma własne przystanki, przystosowane do plakatowania, specjalne witrynki w pojazdach; no i przede wszystkim dawno już tramwaje i autobusy przestały być czerwone. Zostały ruchomymi wizytówkami marketów, hurtowni, kawiarni, produktów i firm. – Za ostatnie 9 miesięcy na reklamie zarobiliśmy ok. 427 tys. złotych, co stanowi ok. 0,8% dochodu w skali roku – twierdzi Ryszard Raczek. Moim zdaniem, świadczy to nie najlepiej albo o sumie kosztów Przedsiębiorstwa albo o pracy działu marketingu.
Wróćmy jednak do awarii, do których to ja i nasi czytelnicy mamy takie nieprawdopodobne “szczęście”. Minuty spędzane na przystankach, odległości przemierzane od jednego do drugiego przystanku tworzą na pewno w ciągu roku godziny zmarnowanego czasu i kilometry bezsensownych wędrówek. “Najprzyjemniejsze” jest to wtedy, kiedy nam się spieszy lub kiedy dzierżymy w dłoniach ciężkie torby. O uroku ścisku panującym w tramwajach po takich nieprzewidzianych przerwach nie wspomnę.
Komunikacja zastępcza pojawia się dopiero po długim czasie. – Uruchamiamy ją wtedy, gdy przerwa w funkcjonowaniu komunikacji miejskiej jest dłuższa niż pół godziny – mówi Ryszard Raczek. – Rezerwy są utrzymywane tylko w zakresie awarii autobusów, ale wykorzystujemy je w przypadku awarii tramwajów.
W XXI wieku, w dobie komputerów i telefonów komórkowych, trzeba czekać ponad pół godziny, by ruszyła komunikacja zastępcza, w blisko 300-tysięcznym mieście. Czy to nie kpina? Wszyscy motorniczowie mają radiotelefony, ewentualne szybkie podmiany nie są więc wielkim problemem. Nie pozwala na to ekonomia Przedsiębiorstwa, bo na ekonomię pasażerów nikt nie zwraca uwagi. 2 złote za przejazd, to widocznie pryszcz.
– Ostatnio wiele zrobiliśmy dla komunikacji tramwajowej – mówi Roman Wydymus. – Wymieniliśmy przetwornice w pojazdach, dlatego – jeżdżą ciszej; drzwi, siedzenia, tory. Są nowe trakcje, ogrodzenia, wiaty przystankowe. – Częstochowska komunikacja tramwajowa uważana jest za jedną z najlepszych w Polsce – twierdzi Ryszard Raczek. – Układ linii jest bardzo dobry, średnicowy; tramwaj przejeżdża prawie przez wszystkie dzielnice miasta. – To takie częstochowskie premetro – chwali się Roman Wydymus. – A tramwaje i autobusy psują się i psuć się będą, zwłaszcza, że tak i one, jak i trakcja, są bardzo wykorzystywane. W Częstochowie są tylko dwie pętle, każda awaria stwarza więc problem dla całej linii; w Krakowie np. zrobiono by po prostu objazd. U nas jest to niemożliwe.
O wątpliwej urodzie nowych wiat przystankowych wypowiadali się już nasi czytelnicy. O gustach się co prawda nie dyskutuje, ale nowe “schronienia” przed deszczem i wiatrem pozostawiają estetom wiele do życzenia. Te, sprzed kilku lat nie wytrzymały próby czasu i próby… częstochowskich wandali. – Nie wyrobiliśmy ekonomicznie, dlatego pojawiły się pancerne wiaty- mówi Roman Wydymus. – Nie są może piękne, ale spełniają swoją funkcję, a to najważniejsze. W przyszłym roku MPK otrzyma 300 tys. na budowę wiat.
– Jesteśmy jedyną komunikacją, gdzie Zarząd zajmuje się trakcją tramwajową, autobusami, sprzedażą biletów, kontrolą biletów, budową przystanków, utrzymywaniem torów – twierdzi Roman Wydymus. – W innych miastach te obowiązki zostały już dawno podzielone pomiędzy kilka przedsiębiorstw.
Stojąc na przystanku, w strugach deszczu, z ciężką torbą w dłoni, myślę, że może i u nas czas na podział?
SYLWIA BIELECKA