PRAWDZIWE OBLICZE MIŁOŚCI
Pełna skromności i pokory mówi o sobie, że jest “zwykłą dziewuchą ze wsi”. Pochodząca z małej miejscowości pod Kłobuckiem Kazimiera Maźniak, od lat bezinteresownie pomaga biednym i potrzebującym z całej Polski, dostając w zamian tysiące uśmiechów od wdzięcznych podopiecznych.
Urodzonej w inteligenckiej rodzinie pani Kazimierze, od najmłodszych lat wpajano wartości, jakie niesie z sobą pomoc drugiemu człowiekowi. Już jako kilkuletnia Kazia, wolała zrezygnować z własnych przyjemności, wspierając tych, którzy mieli gorzej. – Czasami sobie myślę, że może powinnam mieć żal do swojej mamy, która nie nauczyła mnie, jak walczyć o swoje. A to ponoć przydatne w życiu – zastanawia się pani Kazimiera.
Życie tej pełnej ciepła kobiety nie biegło prostym torem. Jako 13-latka musiała uciekać z rodzinnej Niwy-Skrzeszów (dziś części Kłobucka), by bez żadnego przygotowania osiedlić się w wielkiej aglomeracji śląskiej. – To był zupełnie inny świat, niż ten, który znałam. Ja, mała wiejska dziewczynka, kompletnie nie umiałam się w nim odnaleźć – wspomina. Później wcale nie było lepiej. Targana brakiem zrozumienia dla swojego altruizmu, żyła na rozdrożu, między szarością świata, którego nie pojmowała, a ideą społecznej aktywności, której bez reszty się poświęcała. Wielokrotnie bywało tak, że sama musiała żebrać, by nakarmić bezdomnych. – Często byłam zmęczona takim życiem, ale nie umiałam z niego zrezygnować. To zawsze było we mnie, tym żyłam i to niosło mi największą radość – zwierza się babcia Józia, nazwana tak przez swoich podopiecznych.
By odciąć się od smutnej rzeczywistości, pani Kazimiera stworzyła sobie własny świat, który, jak twierdzi, pozwolił jej osiągnąć spokój i czerpać siły. Jako kobieta ogromnej wiary, znaczną część tego świata poświęciła Bogu, któremu pozostawiła kierowanie swoim życiem. W tym czasie ujawnił się także ogromny talent pisarski, owocujący wciąż rosnącą kolekcją wierszy. – Moja poezja stała się moim krzykiem, obrazującym ludzką krzywdę. Żyłam w takim świecie i tak go opisywałam – opowiada.
Mająca oparcie w Bogu, pani Kazia zaczęła szukać i pomagać potrzebującym w całej Polsce, nie chcąc nic w zamian. Odwiedzała więzienia i ułatwiała byłym osadzonym ponowny start w życie; gościła w domach starców i poprawczakach, by nieść pocieszenie i załatwiać formalności. Nie obce jej były noclegownie, dworce i inne skupiska czekających na podporę bezdomnych. Dzięki niej wielu głodujących mogło się najeść, a dzieci z ubogich rodzin poznały, czym są kolonie. Wielokrotnie spotykała się z nieżyczliwością, przez co musiała samotnie działać dla innych. Mimo to, ani razu nie poddała się i uparcie dążyła do wytyczonych celów, ciesząc się z kolejnych sukcesów. – Czasami bywa tak, że jestem opluta, ale cieszę się z tego. Modlę się za nieżyczliwych, by zrozumieli swoje postępowanie – mówi.
Dziś babcia Józia to znany w całym kraju, dobry duch wszystkich potrzebujących. Jako żona, matka i babcia, musiała nieco ograniczyć swoją działalność, jednak nie ustaje w niej i nigdy nie odmawia pomocy tym, którzy o nią proszą. Obecnie mieszka w Bytomiu, choć, jak twierdzi, jej serce pozostało pod Częstochową. – To cudowna osoba, o wielkim sercu. Kto inny prosiłby i żebrał, by nakarmić drugiego człowieka. Poza tym jest świetną poetką – opiniuje Blanka Pozimska z Bytomia, która niejednokrotnie doświadczyła jej pomocy. Życzymy babci Józi samych radości i sukcesów.
Chcąc pozdrowić i podziękować wszystkim życzliwym i podopiecznym z Częstochowy, Kłobucka i okolic, pani Kazia dedykuje swój wiersz “Trędowata”
Spójrz, czy zobaczyć zdołasz
Trąd na mym ciele
Jestem taka sama
O siostro moja
Gdyby trąd obrzucił ciało Twoje
Ja z wielką miłością
Czułością leczyłabym rany Twoje
Byś odczuć nie zdołała
Brzemię swego trądu
Gdyż przecież jesteśmy
Z tego samego gniazda
ŁUKASZ STACHERCZAK