Ponad siedemdziesięciu zawodników stanęło13 czerwca do XV szachowych mistrzostw Częstochowy, organizowanych przez klub UKS „Hetman Częstochowa” w Gimnazjum nr 9. Rozgrywki szefowie klubu – prezes Elżbieta Pyrkosz i wiceprezes Bogusław Snarski, połączyli z uroczystym świętowaniem jubileuszu 15-lecia klubu.
O historii klubu, jego sukcesach i trudnościach (klub szkoli ponad sto dzieci i młodzieży, a z Urzędu Miasta dostaje symboliczne kwoty) rozmawiamy z prezes Elżbietą Pyrkosz.
Pani Elżbieto, to Pani zainicjowała działalność klubu 15 lat temu i prowadzi go. Czym dla Pani jest ten jubileusz?
– To jest święto mojego klubu, a zarazem i święto mojej rodziny, która mi cały czas pomaga. Mąż, który grał w drużynie, córka i syn wszyscy są z klubem związani, Jest to dla mnie też święto szachów w Częstochowie, bo są one zauważalne. Odnosimy sukcesy.
Czyli udaje się rozwijać ideę szachów?
– Dzieje się to dzięki wsparciu wielu wspaniałych i bliskich nam osób, wiernym nam od lat. Ale niestety, jest mam coraz trudniej finansowo. Brakuje sponsorów, mamy niskie dotacje. Niektórzy uważają, że nie jest to dyscyplina widowiskowa. Gdy spotykam się z takim stwierdzeniami zapraszam na turniej dzieci, by zaobserwować jak one się bawią przy szachownicy, jak duże i pasjonujące jest to widowisko. Szachy są zaraźliwe bez względu na wiek, ich zaletą jest to, że grają i małe dzieci i dorośli, że nie ma granicznego momentu, w którym trzeba przestać grać.
To dyscyplina integrująca rodziny i kolegów.
– Jak najbardziej. Na przykład administrator strony internetowej klubu – Adam Cieśla (założył i prowadzi ją z własnej inicjatywy), który zaczynał grać w Hetmanie, a w tej chwili jest mistrzem szachowym, gra prawie cała rodzina, zawsze w turniejach Adam uczestniczy razem ze swoimi dziećmi.
Piętnaście lat temu, gdy zaczynaliście Państwo działać było w Częstochowie blisko 10 klubów, teraz są zaledwie dwa. Nieprzerwana praca „Hetmana”, to efekt Pani determinacji i miłości do szachów.
– Oprócz „Hetmana” jest tylko „Gol-Start”, który zajmuje się głównie zawodnikami niepełnosprawnymi i robi turnieje integracyjne. Drugiego klubu, który trenowałby dzieci nie ma w Częstochowie. Gdy tworzył się Hetman, założeniem żeby wychowywał młodych zawodników, którzy będą przechodzić do częstochowskich klubów. Robiliśmy to społecznie, kluby miały zatrudnionych trenerów na etacie. Po utracie województwa, od 1999 roku, przeszliśmy pod Śląski Okręg Szachowy i zaczęły się problemy w klubach, bo otrzymywały coraz mniejsze dofinansowanie. Kluby zaczęły zamykać działalność i role się odwróciły, do nas zaczęły przychodziły dzieci na profesjonalne szkolenie szachowe. Wychowaliśmy wielu świetnych szachistów, medalistów mistrzostw Polski, odnoszących sukcesy w drugiej lidze seniorów i juniorów
Tym większe uznanie dla Pani. Nie poddaliście się mimo kłopotów finansowych. Kto oprócz rodziny pomaga Pani?
– Jest wiele takich osób. Pan Bogusław Snarski od kilku lat angażuje swoje siły do pomocy, od zeszłego roku jest wiceprezesem. Dużo zdjął z moich barek, ożywił też częstochowskie uczelnie i organizuje turnieje w szkołach wyższych. Są też w Częstochowie fanatycy. Mamy indywidualnych sponsorów, którzy są z nami od początku. Wiele razy naszym sponsorem był Waldemar Gosławski, właściciel PHU „Mercedes-części” – funduje nagrody, poczęstunek. Nieocenione jest również zaangażowanie małżonki pana Waldemara pani Cecylii przy organizacji turniejów. Mamy też wsparcie pani dyrektor Gimnazjum nr 9 Elżbiety Paciepnik, która od 2000 roku udostępnia nam sale na siedzibę i turnieje. Wcześniej gościła nas Szkoła Podstawowa nr 33. A poza tym każdy rodzic jest sponsorem swojego dziecka.
Grupa wiernych przyjaciół zapewne uskrzydla.
– Chciałabym podkreślić, że sama nic bym nie zrobiła, gdyby nie ogromna pomoc rodziców, wkład zawodników. Ostatnie lata pokazują, że szachami interesuje się duża liczba osób, a my duże wyniki. Historia naszego klubu, to ciągła walka o przetrwanie, która – co budujące – przekłada się na niesamowite wyniki. Posiadamy ciężko wywalczony puchar z Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży, nasz klub, gdy jeszcze byliśmy województwem, zajął pierwsze miejsce w klasyfikacji województw w całej Polsce. W 2005 roku, pierwszy raz w historii polskich szachów, nasz klub wszedł do ligi seniorów i ekstra ligi seniorów. W tym roku zajęliśmy drugie miejsce w lidze juniorów i seniorów.
Szczególny wkład w sukcesy maja rodziny Cieślów i Tomów. Katarzyna Toma, nasza wychowanka, osiągnęła najwyższy tytuł, jest mistrzynią międzynarodową. Odeszła od nas do Lublina ze względu na środki finansowe. Aktywność sportowa na tym poziomie wymaga dużych nakładów finansowych na wyjazdy turniejowe, klub w Lublinie jej to gwarantuje. I trzeba podkreślić, że w tym roku zdobyła już dwa tytuły arcymistrzowskie.
Ilu zawodników musi szukać bogatszych klubów?
– Kilku. W ubiegłym roku Maciej Klekowski został złotym medalistą mistrzostw Polski do lat 18 i brązowym w szachach szybkich. I on przeszedł do innego klubu – UKS Trzebinia. Nadal się czuje z nami związany, do nas przychodzi na zajęcia, ale tam ma środki pieniężne. Nie zabraniamy zawodnikom takich decyzji, bo blokowalibyśmy rozwój ich kariery. Te kluby gwarantują zwrot kosztów wyjazdu na turnieje, a jeden to około 900 złotych. Inne kluby w Polsce otrzymują na roczną działalność dotację około 20 tysięcy złotych, my – 3 tysiące. Gdy mówimy o tym, posądzani jesteśmy o kłamstwo.
Skąd inne kluby mają takie fundusze?
– Od sponsorów, władz samorządowych. My praktycznie nie mamy pieniędzy nawet na trenera. Od dwóch lat społecznie pomaga nam pan Adam Pfranger, razem ze mną prowadzi szkolenie dzieci i młodzieży. Nie pobieramy żadnego wynagrodzenia, tak jak wszyscy nasi działacze. Nie ma z czego. W zeszłym roku otrzymaliśmy z Urzędu Miasta dotacje 3000 złotych i 1500 złotych dotacji celowej na organizację mistrzostw. Dla porównania powiem, że druga liga juniorów kosztowała nas prawie pięć tysięcy, a oprócz tego były druga liga seniorów i finały mistrzostw Polski. Notorycznie brakuje nam środków. W tym roku łącznie dostaliśmy 7,5 tysiąca złotych dotacji, z czego 3,5 tysiąca złotych to dotacje celowe – na organizacje turnieju Grand Prix, pomoc w utworzeniu Klubu Seniora oraz turniej jubileuszowy (rozegrany 13 czerwca)., Ten ostatni został wyjątkowo dostrzeżony – z miasta na nagrody dostaliśmy 500 złotych , a z sejmiku wojewódzkiego 1500 złotych, w tym 1000 złotych z przeznaczeniem na zakup sprzętu, nabyliśmy zegary szachowe.
Utrzymać tyle drużyn za 4 tysiące złotych graniczy z cudem. Ile potrzeba byłoby pieniędzy by pracować spokojnie?
– W porównaniu do innych dyscyplin dużo i mało. Sądzę, że 30 tysięcy rocznie pozwoliłoby nam spokojnie pracować i rozwijać się.
Szachy to Pani miłość.
– Kiedyś ktoś powiedział: „szachy to moje życie, a moje życie, to nie tylko szachy”. To bardzo pasuje do mojego życie, choć moja rodzina wielokrotnie miała odmienne zdanie.
Więc, by być częściej z Panią, mąż i dzieci też pokochali szachy.
– Wielką dla mnie pomocą jest to, że mąż Igor nieodpłatnie sędziuje turnieje, projektuje dyplomy, córka Katarzyna 20-letnia pomaga przy bufecie. Syn Maciej też przez wiele lat grał. Teraz zajmuje się rodziną i swoim maleńkim synkiem.
A Pani sukcesy?
– Byłam wielokrotną mistrzynią Polski, a w zeszłym zdobyłam tytuł międzynarodowej mistrzyni nauczycielek w szachach klasycznych. Teraz nie mam czasu, by grać. Zdarza się to sporadycznie.
Zmieniły się jednak warunki, dzieci zaczynają naukę jako kilkulatki, ja zaczynałam w wieku szesnastu lat. Mamy utalentowanego 9-letniego Kacpra Gondro, w zeszłym roku zajął czwarte miejsce w mistrzostwach Polski do lat ośmiu. Być może chowamy następnego mistrza.
Szachy rozwijają myślenie analityczne, czy nie powinny być dodatkowym przedmiotem w szkołach?
– W ubiegłym roku próbowano przeforsować ustawę, by szachy były obowiązkowe klasach 1-3 szkół podstawowych. Podpisy zbierał pan Maciej Karasiński, zabrakło minimalnej liczby podpisów. Ale w szkołach prywatnych szachy już są. Uczę w dwóch – u sióstr Zmartwychwstanek pod Jasną Górą i w Katolickiej Szkole Podstawowej. Dzieci bardzo chętnie uczestniczą, a rodzice dostrzegają dobry wpływ szachów na ich pociechy. Dzieci się wyciszają, lepiej myślą, planują przyszłość. Kształcenie szachowe od najmłodszych lat przynosi świetne wyniki. Pokazują to sukcesy Rybnika – tam dzieci uczą się szachów już w przedszkolu. Jest też udowodnione, że szachy pomagają dzieciom nadpobudliwym, z ADHD. Nie tylko się uspokajają, ale i rozwijają ambicje.
Szkoły, nie oglądając się na samorząd, mogłyby podjąć inicjatywę wprowadzenie szachów jako przedmiot dodatkowy.
– To byłoby dobrym rozwiązaniem. Tak bardzo narzekamy na młodzież, ale mało co im oferujemy. Jeśli da się dzieciom zajęcie, to bardzo chętnie podejmują wyzwania.
Dziękuję za rozmowę.
Podczas mistrzostw swoje refleksje opowiedział nam 11-letni Kamil Szczerbak ze Szkoły Podstawowej nr 21 w Częstochowie, który zajął trzecie miejsce w kategorii turnieju do alt 12 – Gram w szachy od pierwszej klasy i dla własnej przyjemności, bo szachy rozwijają i wypracowują logiczne myślenie, a to bardzo przydaje się w szkole. Uczę się samodzielnie korzystając z programów komputerowych, ale przede wszystkim w klubie UKS „Hetman” Częstochowa. Panuje tu rodzinna atmosfera, nasi trenerzy są cierpliwi i doskonale tłumaczą zasady gry. Marzę by dobrze grac i zostać mistrzem Polski.
URSZULA GIŻYŃSKA
URSZULA GIŻYŃSKA.