Oto co po zakończeniu środowego spotkania Półfinałowego Fortuna Piłkarskiego Pucharu Polski mieli do przekazania szkoleniowcy obydwu drużyn.
Aleksandar Vuković (trener Legii Warszawa): „Gratulacje dla Rakowa za zasłużone zwycięstwo. Największy żal z naszej strony i wewnętrzne pretensje są o bramkę straconą na początku, po pierwszym stałym fragmencie gry. Sami sobie utrudniamy sprawę, kiedy tak zaczynamy. Później momentami brakowało rozwiązań pod bramką przeciwnika i piłkarskiej jakości, żeby bardziej zagrozić rywalom.
W drugiej połowie było trochę chaosu, natychmiastowe akcje po stratach. Mieliśmy jedną bardzo dobrą sytuację i szczerze, mogliśmy wygrać jedynie przy bardzo dużym szczęściu. Zazwyczaj wygrywamy, gdy jesteśmy lepsi, dziś nie byliśmy i to jest przyczyna porażki.
Jak zapewnimy sobie utrzymanie, będziemy myśleli o czymś więcej. Puchar Polski był podstawowym celem na uratowanie sezonu pod kątem pucharów, ale też trofeum. Na boisku i na tle Rakowa nie było to łatwe i się nie udało. Pozostaje wrócić na ligowe boiska. Przed nami bardzo trudny mecz z Lechem. Spróbujemy zrobić wszystko, żeby kontynuować dobrą ligową passę i zdobywać kolejne punkty. Dopiero po realizacji tego celu, będziemy patrzeć do przodu”.
Marek Papszun (trener Rakowa Częstochowa): “Jesteśmy bardzo szczęśliwi, trudno żeby było inaczej. Drugi raz z rzędu zagramy w finale, to dla nas duża sprawa. Gratulacje dla chłopaków, sztabu i wszystkich osób pracujących w klubie. Graliśmy z trudnym przeciwnikiem, ale dożyliśmy takich czasów, gdzie jesteśmy w stanie zdominować Legię. Odnieśliśmy absolutnie zasłużone zwycięstwo. Można mówić o sytuacji Verbicia, ale gdybyśmy my wykorzystali swoje szanse, to byłoby 6-7 goli.
Drużyna spisała się na szóstkę, cieszymy się i jedziemy dalej. Zagrać na Narodowym to duża sprawa, a wygrać jeszcze większa. Teraz musimy jednak myśleć o lidze, bo tam pewnych spraw trzeba też przypilnować. Zasłużyliśmy w 200%, żeby wygrać ten mecz. Niepotrzebne emocje były w końcówce i dlatego nie robiłem zmian, bo przeciwnik przy 1-0 może strzelić bramkę z niczego. Z tej perspektywy zespół nie ułatwił zarządzania meczem, ale poza jedną sytuacją, Legia nie była w stanie w tym meczu nic zrobić.
Byliśmy zaskoczeni, że Legia zagrała trójką obrońców. Znając trenera i jego sposób gry, nie sądziłem, że zmieni ustawienie. Mamy dziś jednak zespół na takim poziomie, jeśli chodzi o organizację gry, że kilka uwag przed meczem, przemodelowanie i jedziemy dalej. W trakcie meczu Legia przeszła na czwórkę i nie było problemu z identyfikacją tego. Byłem także zaskoczony, że kibice Legii skandowali moje nazwisko. Miło usłyszeć od przeciwników swoje nazwisko, oczywiście można się domyślać, z czym to jest związane”.
Notował: Przemysław Pindor
Foto: Przemysław Pindor