Zmarł ks. Grzegorz Ułamek, duszpasterz częstochowskich środowisk twórczych
Pojechał do Rzymu podziękować Bogu za pontyfikat Jana Pawła II, ale do Częstochowy już nie wrócił… Zginął 7 lipca podczas nurkowania, które było jednym z jego licznych hobby,
kapłan, duszpasterz środowisk twórczych, dziennikarz, publicysta, wspaniały człowiek – ks. Grzegorz Ułamek.
Pamiętam jego uśmiech. Właściwie bardziej śmiały się jego oczy niż usta. Ubierał się w jeansy i skórę, miał samochód, komórkę (często zmieniał), laptopa, mini-dysk do nagrywania wywiadów i aparat fotograficzny. Znał się na “public relation” i tym co jest na “topie”. Lubił podróżować i poznawać nowych ludzi. Pasjonował się nurkowaniem. Słuchał współczesnej muzyki, znał osobiście wielu wykonawców. Zawsze zajmowała go kuchnia i gotowanie. Nie pogniewał się, kiedy zlaliśmy go z przyjaciółmi na śmigus-dyngus, choć w jego samochodzie, gdzie się schował, pływała potem cała tapicerka. Nigdy nie zapomnę jego zdenerwowanego wyrazu twarzy, kiedy na największym skrzyżowaniu w Krakowie popsuł nam się samochód i pchaliśmy go do warsztatu razem z redaktorem naczelnym miesięcznika “Ruah”, nieżyjącym już Januszem Kotarbą. Grześ nie odezwał się wtedy ani słowem. Kiedy mógłby powiedzieć za dużo – potrafił milczeć. Dużo pracował, był przez to zabiegany i czasem się spóźniał. Kiedy znalazł trochę wolnego czasu – dzwonił i jechaliśmy na desery lodowe do Kamyka, a kiedy miał go mniej, można było zastać go na “gadu-gadu” i zamienić parę słów. Czas znalazł zawsze. Niczym nie wyróżniałby się spośród innych dziennikarzy, gdyby nie jego kapłaństwo, które nadawało sens całemu życiu ks. Grzegorza Ułamka – życiu, tak niespodziewanie przerwanemu.
Gdy dowiedziałem się, że Grześ nie żyje, nie mogłem wydobyć z siebie ani słowa. Łzy napłynęły mi do oczu, a razem z nimi obraz jego pogodnej twarzy, radosnej i uśmiechniętej. Pierwsza myśl nie dotyczyła jednak spotkań towarzyskich czy pracy, ale przyniosła ze sobą obraz ks. Grzegorza w ornacie, przy ołtarzu. Grześ, pomimo swojej pracy dziennikarskiej i wielu innych obowiązków, zawsze na pierwszym miejscu stawiał kapłaństwo. Jego dziennikarstwo też było w jakiś sposób “kapłańskie”, najlepiej o tym świadczy ostatnia Msza Św. Grzegorza w której uczestniczyłem, odprawiona niedługo przed jego śmiercią, w kaplicy Radia Fiat, w budynku, w którym ostatnio mieszkał. Podczas kazania mówił o tym, że najważniejszą rzeczą w życiu “Człowieka Słowa”, jakim niewątpliwie jest nauczyciel akademicki czy dziennikarz, jest Prawda. (Msza była w intencji zmarłego profesora Akademii im. Jana Długosza, Edmunda Łągiewki.) Mówił, że “Ludzie Słowa” mają misję niesienia Prawdy innym osobom. Myślę, że ks. Grzegorz Ułamek realizował ten postulat przez cale swoje życie. Rozumiał, że jako ksiądz-dziennikarz, artysta i pisarz, jest powołany do ukazywania wartości Prawdy, którą uważał za cel dziennikarstwa i szeroko rozumianej twórczości. Realizacja tej misji przebija przez całą jego działalność, widoczna jest w kazaniach, książkach, które napisał, internetowym portalu kulturalnym, również będącym jego dzieckiem, “Ewangeliarzu”, czyli cyklu rozważań na każdą niedzielę, ukazującym się w wielu gazetach, również w “Gazecie Częstochowskiej”, programie radiowym “Okno na Kulturę” oraz “Zaduszkach Artystycznych”, które od kilku lat organizował w mojej parafii p.w. św. Józefa w Częstochowie. Wszystkie te dzieła i wiele innych, a szczególnie “Zaduszki”, nie powinny umrzeć wraz ze śmiercią swojego twórcy. Ks. Grzegorz, jako kapłan i artysta, zasługuje na zorganizowanie takich “Zaduszek” w jego intencji, na kontynuacje programów radiowych i cyklów prasowych, których był pomysłodawcą, ale przede wszystkim zasługuje na to, abyśmy uważnie wsłuchali się w jego słowa, których tyle w swoim życiu wypowiedział i napisał: że tylko takie dziennikarstwo i twórczość są owocne i mają sens, które żywią się Prawdą.
Grzesiu! Kiedy dwa lata temu pisałem recenzję twojego tomiku wierszy, nie sądziłem, że pierwsze zdanie tego tekstu tak bardzo wpisze się w Twoją biografię, napisałem wtedy: Czytając wiersze księdza Grzegorza Ułamka z tomiku “Odchodzimy…” przypomniało mi się usłyszane kiedyś zdanie: “Najpewniejsze w życiu jest to, że umrzemy; najmniej pewne – kiedy…” Śpij w pokoju Przyjacielu.
Ksiądz Grzegorz Ułamek urodził się w 1973, r., ukończył studia filozoficzno-teologiczne w częstochowskim Wyższym Seminarium Duchownym, zakończone obroną magisterską z zakresu psychologii pt. “Osobowościowe korelaty postawy twórczej u młodzieży”, następnie studiował dziennikarstwo na PAT w Krakowie (2000-2002), a obecnie przygotowywał rozprawę doktorską z zakresu socjologii na KUL. Na co dzień pełnił funkcję duszpasterza środowisk twórczych w Archidiecezji Częstochowskiej, pracował też w Zespole Szkół Muzycznych im. M.J. Żebrowskiego w Częstochowie. Dziennikarz, publicysta współpracujący na stałe z kilkoma redakcjami, m.in. od kilku lat z “Gazetą Częstochowską”, napisał książki: “Z tej strony słońca” (1993), “Pięć okien” (2002), “Stojąc na palcach” (2002), “Suplement wielkopostny” (2003), “Dla nas i całego świata” (2003). Ostatnim tomikiem wierszy ks. Grzegorza był zbiór pt. “Odchodzimy…”, poświęcony śmierci i przemijaniu, recenzowany w naszej gazecie, który jakże trafnie zwieńczył karierę pisarską Autora.
/ks. Grzegorz Ułamek o sobie:/
“Kiedy w ciągu dnia nie napiszę jednego zdania, to jestem “chory”. To żart. Nie mogę się doczekać wakacji, by wyłączyć komputer. Uwielbiam podróże w każdej formie – zwłaszcza 24 godziny oczekiwania na lotnisku w Moskwie na samolot, który mi uciekł. Fotografuję, ale niektóre zdjęcia wyrzucam do kosza ;ponoć żeby zrobić dobrą fotografię trzeba zabrać ze sobą 300 negatywów! Przesadzili. Kocham moich artystów, ale czasem to oni mają ze mną urwanie głowy! Jeszcze odbierają moje telefony! A zatem nie jest tak źle. Szaleję na nartach, ale w ostatni weekend listopada z trudem szukałem otwartego stoku na Podhalu! Wszyscy się dziwili – w listopadzie na narty! Sezon zawsze zamykam na “trawie”. Lubię góry, a odkąd wskakuję pod wodę, to morze mi też nie przeszkadza. Największy poziom adrenaliny dostarczają mi jednak media. Należę do tej niedobrej części społeczeństwa, co to “musi wiedzieć”. Teatr (nie tylko z obowiązku) i kino – bardzo! W domu nie obejrzę żadnego filmu. Tak już mam, albo usypiam, albo film “usypia”. Wśród ludzi “trzeba się jakoś zachowywać”. Powróciłem do “rowerowania”, to miało być na brzuszek. Pamiętam pierwszą kolanówkę i to ja z niej spadłem. Teraz jeżdżę bezpieczniej. A na rekolekcje “w Polskę” jeżdżę samochodem (wolno!). Muzyka każda “dobra” poza małym wyjątkiem. Ale to tajemnica! No i kuchnia. Mam kilka swoich przepisów przetestowanych na przyjaciołach. Jeszcze żyją. Używam Internetu, więc napisz jak masz jakiś fajny pomysł, albo o czym warto by napisać, to pisz do mnie.”
ŁUKASZ SOŚNIAK