Małgorzata Stańczyk pochodzi z Częstochowy, obecnie jest doktorantką na Uniwersytecie Łódzkim. W wywiadzie dla „Gazety Częstochowskiej” opowiada o swojej pasji – podróżach.
W jakim kraju podobało się Pani najbardziej i dlaczego?
– W Grecji i w Rosji. Uwielbiam grecki klimat i to nie tylko w sensie pogodowym. Tamtejsze jedzenie, cudownie aromatyczne owoce i warzywa na targach, zapach powietrza, morze, architektura, muzyka, sposób bycia mieszkańców. To wszystko sprawia, że na samo wspomnienie o tym kraju czuję się zrelaksowana. Rosja z kolei to, jak dla mnie, państwo przygody – nigdy nie wiesz co cię spotka, co cię zaskoczy a co wręcz przeciwnie.
W Moskwie zachwyciła mnie architektura, muzea, przestrzeń, kolory a także czystość
w metrze J i samo jego wnętrze – kafelki na podłodze i ścianach, w których można się przejrzeć, wielkie żyrandole, rzeźby. Moskwa zachwyca, budzi respekt. Na Syberii, nad Bajkałem, podobały mi się krajobrazy. Można tam poczuć harmonię, wyłączyć myślenie. Nie ma tam ruchu, można spacerować długo nie spotykając nikogo, siedzieć nad „morzem”
i pozwolić płynąć myślom.
Jak wspomina Pani podróż koleją transsyberyjską?
– Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, dużo obrazów staje mi przed oczami. Na pewno pozytywnie, choć gdyby czterodniowa podróż stała się dla mnie częstszą praktyką, nie miałabym do tego tak entuzjastycznego podejściaJ. Kiedy jechałam na Syberię – odpoczęłam. Byłam tuż po sesji więc trzy dni drogi zleciały szybko, na spaniu, leżeniu, graniu w karty, rozmowach. I odkrywaniu – w wagonach nie ma przedziałów, a z bocznego łóżka w dzień można zrobić stolik i dwa miejsca siedzące. Pani prawadnica sprząta wagon 2 razy dziennie. Z kranu leci woda gdy jedną ręka przyciskamy przycisk, gdy puszczamy przestaje. Na postojach można kupić lody z kartonu, suszone ryby, gotowane kartofle! W stronę powrotną podróż już się trochę dłużyła, ale przy całym wagonie ludzi, zawsze znajdzie się coś ciekawego do zrobienia, jakaś piosenka do zaśpiewania, jakaś historia do opowiedzenia, jakaś gra.
Czy poleciła by Pani innym podróżowanie koleją transsyberyjską? Czy to bezpieczny środek transportu?
– Polecam oczywiście! Nie każdy pewnie ma potrzebę takich przeżyć, ale tych, co mają – zachęcam. Tanio, bezpiecznie, punktualnie, ciekawie, z łóżkiem. Idealny środek lokomocji jeśli się zbytnio nie spieszymy.
Czy w czasie swoich podróży promowała Pani w jakiś sposób Częstochowę?
– Tak. Tak już mam, że czuję się związana z tym miastem. W Lyonie, gdzie w trzech kościołach jest obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, opowiadałam znajomym, że to właśnie z mojego miasta, ze znanego klasztoru. Na Syberię zabrałam ulotki o Częstochowie i Jurze. Opiekun malutkiej cerkwii na Olchonie (wyspa na Bajkale), z którym się zapoznałam oglądał je z ciekawością, z racji jego zajęcia opowiedziałam mu też o Czarnej Madonnie. Był bardzo zainteresowany. W jakiś sposób niesamowita jest dla mnie myśl, że tam gdzieś, w wiosce nad Bajkałem, dalekiej odległej, w cerkwii, na półce z książkami leży ulotka o Częstochowie. Kto będzie – niech sprawdziJ
Zwiedziła Pani tak wiele krajów. Gdzie Pani zdaniem jest najlepsze jedzenie?
– Wcale nie aż tak wiele. Wszędzie jest coś dobrego. Owoce i warzywa w Grecji, sery we Francji, ryby na Syberii, wino na Ukrainie, lody w Rosji i Włoszech. Tylko w Wielkiej Brytanii chyba nic szczególnie mi nie smakowało. Chociaż nie – tam mają dobrą herbatę i pyszną czekoladę.
Francja słynie z wykwintnych win i serów. Czy studiując tam miała Pani okazję się
o tym przekonać?
– Tak. Tamtejsze sery są przepyszne. Najbardziej lubiłam je kupować na sobotnich targach, gdzie można było degustować. Co do win – miałam okazję spróbować win z każdego regionu Francji podczas baujoulais (święto wina), kiedy to na ogromnej hali odbywała się degustacja. Lubię wina słodkie i najbardziej smakowały mi alzackie muskaty.
Na Wyspach Brytyjskich panuje pogląd, że Polacy zabierają pracę Brytyjczykom. Jak była Pani traktowana podczas pracy w Szkocji? Spotkała się Pani z jakimiś przejawami dyskryminacji ze strony rodowitych mieszkańców?
– Pojechałam do pracy na Wyspy żeby podszlifować język. Nie miałam jednak z nim wielkiego kontaktu w pracy, gdyż jakieś 90% osób, z którymi się tam stykałam to byli Polacy. Zupełnie nie tego się spodziewałam. Wtedy kiedy byłam w Szkocji jeszcze chyba nie była rozpowszechniona niechęć wobec pracujących Polaków. Miło wspominam swoje obowiązki
i szefów. Wiele się tam nauczyłam.
Jak wspomina Pani swój pobyt na praktyce w ambasadzie Polski w Atenach?
– Fantastycznie! I praktyka, i pobyt w Atenach to jedne z moich lepszych wspomnień. Dyplomaci i inni pracownicy ambasady byli niezwykle mili, serdeczni. Wbrew temu, czego się obawiałam, nie było tam sztywnej atmosfery lecz właśnie wzajemna życzliwość
i pracowitość. Poznanie pracy ambasady od wewnątrz to niezwykłe doświadczenie.
Gdzie według Pani są najpiękniejsze plaże?
– W tej dziedzinie mam duże wymagania J, najpiękniejsze plaże, takie jak mam przed oczami wyobraźni, jeszcze przede mną. Z tych, które widziałam, najpiękniejsze były na Rodos. Zachwyciły mnie ogromnie szkockie plaże – bardzo szerokie, długie, często
z ciekawymi skałami. Najpiękniejsze, jakie widziałam, choć niestety woda zimna.
Jakimi językami się Pani posługuje? Czy wystarczy dobra znajomość języka angielskiego aby móc swobodnie zwiedzać świat?
– Angielskim, francuskim, rosyjskim. Uczyłam się też hiszpańskiego, japońskiego i arabskiego, ale przestałam i poza pojedynczymi wyrazami, wszystko uleciało mi z głowy.
To trudne pytanie, wiadomo, że nie wszędzie dogadamy się po angielsku, czasem wystarczy gestykulacja J W Rosji, gdy nie mówi się po rosyjsku, wszystko jest dużo droższe w myśl, że zagranicznym żyje się dostatnio, to można podnosić ceny. Wcale nie trzeba jechać daleko, by angielski okazał się nieużyteczny, wystarczy do Francji.
Wiele miejsc zwiedziła Pani w ramach swojego naukowego rozwoju. Jakie podróże planuje Pani odbyć w następnych latach? Czy będą one miały bezpośredni związek
z Pani karierą naukową, czy też zdecyduje się Pani na bardziej turystyczne wyjazdy?
– Planuję wyjazd na Rosyjski Daleki Wschód – do Władywostoku, Chabarowska, na Sachalin. To w ramach badań do doktoratu. Jeśli uda mi się tam pojechać planuję także przy okazji zwiedzić Chiny i Koreę Południową, może Japonię.
Jakie ma Pani hobby poza podróżowaniem?
– Maluję na szkle, daje mi to bardzo dużo radości, sprawia, że odpoczywam. Lubię też długodystansową jazdę na rowerze. Mój rekord to 130 kilometrów w jeden dzień – była to wyprawa do Ogrodzieńca.
Czy chciałaby Pani wrócić kiedyś na stałe do Częstochowy?
– Tak. Jeśli znalazłabym tu pracę.
Dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję również. Bardzo się cieszę, że wywiad ze mną ukazuje się w gazecie, w której debiutowała Halina Poświatowska, moja ulubiona poetka.
Rozmawiała: Anna
Małgorzata Stańczyk, doktorantka na Wydziale Studiów Międzynarodowych
i Politologicznych na Uniwersytecie Łódzkim w Zakładzie Azji Wschodniej. Absolwentka stosunków międzynarodowych na tymże wydziale, obroniła pracę magisterską Stosunki Japonii z Unią Europejską. Absolwentka V edycji rocznego programu Akademia Młodych Dyplomatów. W ramach stypendium Socrates Erasmus studiowała na Uniwersytecie Jean Moulin w Lyonie. Była przewodnicząca Przedstawicielstwa Regionalnego Forum Młodych Dyplomatów w Łodzi, wieloletni członek tej organizacji. Wykładowca IV i V edycji Akademii Młodych Dyplomatów. Prowadziła szkolenia z savoir-vivre na UŁ i SGH. Odbyła praktykę w Ambasadzie RP w Atenach oraz w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Uczestniczka i prelegentka na licznych konferencjach krajowych i międzynarodowych, autorka kilku artykułów. Otrzymywała stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego za osiągnięcia w nauce. Skończyła liceum im. C.K. Norwida w Częstochowie. Jako uczennica prowadziła aktywną działalność wolontarystyczną – uczyła j. angielskiego dzieci
w środowiskowych ogniskach wychowawczych w ramach programu „Młodzi Obywatele Działają”.
AS