Kilkanaście już lat mieszkańcy ul. Pawiej w Częstochowie w dzielnicy Garabówka czekają na realizację skutecznego odwodniania ulicy. Po każdym deszczu hektolitry wody zalegają ogromne połacie ulicy. Woda wdziera się też do budynków.
O tym problemie, który najdotkliwiej dotyka mieszkańców ul. Pawiej 9, 11 i 11a oraz numerów 1 i 3, pisaliśmy już kilka razy, pierwszy artykuł ukazał się w 2007 roku. Jednak rozwiązanie megakałużowego kłopotu pozostaje w sferze marzeń, bo magistrat jest obojętny na udręki częstochowian.
– W czerwcu woda na ulicy stała już kilka razy. Każdy deszcz tworzy olbrzymie bajoro pokrywające ulice i chodniki. Stwarza to poważne zagrożenie. W ulicy są dziury, obok ciągnie się też kanał wodny, który również jest całkowicie wypełniony wodą Samochody nie mogą przejechać ulicą, często jadą chodnikiem, niszcząc go. By wyjść z posesji trzeba brnąć po kolana w wodzie – mówią mieszkańcy.
Wielokrotnie monitowali w o problemie w Miejskim Zarządzie Dróg i Transportu. Składali petycję podpisaną przez kilkudziesięciu mieszkańców. Z pismami o rozwiązanie problemu zwracała się też Rada Dzielnicy Grabówka. Wszystko jednak jest niczym głos na puszczy. Odpowiedzi ze strony urzędów są lakoniczne i niefrasobliwe: „miasto nie ma pieniędzy”.
– To nas nie satysfakcjonuje. Płacimy podatki, jesteśmy sumiennymi obywatelami i w zamian za to taplamy się w błocie po pachy, bo nie ma pieniędzy na naprawę studzienek kanałowych. Krocie wydaje się na jakieś ławeczki, klombiki czy artystyczne popisy, a istotne sprawy mieszkańców są dla decydentów miejskich nieważne – komentują mieszkańcy.
Po ostatniej nawałnicy z 3 na 4 lipca sytuacja była dramatyczna. Woda na pół metra, na całej szerokości ulicy utrzymywała się dwa dni. Tym razem doszedł jeszcze jeden element. Woda tak była agresywna, że zalała piwnicę domu Antoniego Włosowicza. – Dom jest niedawno wyremontowany, wykonaliśmy nowe odwodnienie, kominy, elewację i pierwszy raz mam taką sytuację, by w piwnicy mieć ponad pół metra wody – mówi Włosowicz. Sprawę postawił na ostrzu noża. – Muszę walczyć o swoje. Wezwałem policję, zebrałam podpisy świadków i złożyłem skargę do Miejskiego Zarządu Dróg i Transportu. Mój ubezpieczyciel zapowiedział, że zaskarży Urząd Miejski o odszkodowanie, a straty są wysokie – stwierdza.
Jak długo potrwa ta groteskowa i ponura dla wielu osób sytuacja?
UG