Spółdzielnia Pracy “Odzież” obchodziłaby w tym roku swoje 57. urodziny. Podstawową działalnością zakładu była produkcja konfekcji. W najlepszych swoich latach Spółdzielnia zatrudniała ponad 600 osób, które zajmowały się szyciem spodni, garsonek, sukienek, koszul, kurtek i płaszczy. Chłonny w minionym okresie rynek brał dosłownie wszystko, a i sąsiedzi zza wschodniej granicy nie gardzili odzieżą z “Odzieży”. Koniec lat 80-tych i początek 90-tych był dla większości firm podobnej branży niełaskawy. Zupełnie inaczej, bo doskonale, wiodło się “Odzieży”. Poważny kontrakt z firmą Olsen – partnerem zachodnim, nie tylko umożliwił firmie kontynuację produkcji, ale nawet postawił ją na nogi. Mimo to, redukcja zatrudnienia dosięgła Spółdzielnię w znacznym stopniu. 200 pozostałym na stanowiskach nadmiar pracy rekompensowały jednak nienajgorsze zarobki. Przez wiele lat interes kręcił się zupełnie nieźle, dopóki zarząd Spółdzielni – nie wiedzieć dlaczego – skomplikował sytuację zakładu. W roku 1998 w “Odzieży” powstała spółka o nazwie “Trójka”, której głównym udziałowcem była Spółdzielnia, a po upływie niespełna dwóch lat w tajemniczy sposób udziały przejęły osoby prywatne z zarządu Spółdzielni oraz przedstawiciel Olsena. “Trójka” zatrudniła 30 osób z załogi Spółdzielni, które posiadali znaczne doświadczenie w szyciu spodni.
Spółdzielnia Pracy “Odzież” obchodziłaby w tym roku swoje 57. urodziny. Podstawową działalnością zakładu była produkcja konfekcji. W najlepszych swoich latach Spółdzielnia zatrudniała ponad 600 osób, które zajmowały się szyciem spodni, garsonek, sukienek, koszul, kurtek i płaszczy. Chłonny w minionym okresie rynek brał dosłownie wszystko, a i sąsiedzi zza wschodniej granicy nie gardzili odzieżą z “Odzieży”. Koniec lat 80-tych i początek 90-tych był dla większości firm podobnej branży niełaskawy. Zupełnie inaczej, bo doskonale, wiodło się “Odzieży”. Poważny kontrakt z firmą Olsen – partnerem zachodnim, nie tylko umożliwił firmie kontynuację produkcji, ale nawet postawił ją na nogi. Mimo to, redukcja zatrudnienia dosięgła Spółdzielnię w znacznym stopniu. 200 pozostałym na stanowiskach nadmiar pracy rekompensowały jednak nienajgorsze zarobki. Przez wiele lat interes kręcił się zupełnie nieźle, dopóki zarząd Spółdzielni – nie wiedzieć dlaczego – skomplikował sytuację zakładu. W roku 1998 w “Odzieży” powstała spółka o nazwie “Trójka”, której głównym udziałowcem była Spółdzielnia, a po upływie niespełna dwóch lat w tajemniczy sposób udziały przejęły osoby prywatne z zarządu Spółdzielni oraz przedstawiciel Olsena. “Trójka” zatrudniła 30 osób z załogi Spółdzielni, które posiadali znaczne doświadczenie w szyciu spodni.
Trudne początki
Początki współpracy wszystkich podmiotów nie wróżyły niepowodzeń. Spółdzielnia “Odzież” zlecała wykonanie dolnych okryć spółce “Trójka” i jak wynika z dokumentów wszyscy na tym zarabiali. Wprawdzie krążyły pogłoski wśród osób z produkcji, że koszt uszycia jednej pary spodni przez spółkę jest większy niż gdyby zrobili to pracownicy Spółdzielni, ale nikt konkretnych dowodów, np. faktur, na oczy nie widział. “Odzież” wypłacała należność za usługę kooperacyjną spółce, które to pieniądze otrzymała od Olsena. Zadanie Spółdzielni od tej chwili zaczęło ograniczać się do roli pośrednika. Dokumentacja dotycząca przepływu gotówki do dziś najtęższym umysłom z instytucji kontrolnych sprawia problem. Po wielu miesiącach nienagannej współpracy ludzie z “dołu” zaczęli się zastanawiać, po co im ta “Trójka”, zwłaszcza, że sytuacja finansowa Spółdzielni pogarszała się z dnia na dzień. Pracownicy zatęsknili na czasami, w których comiesięczne premia były już standardem. A tu nagle zniknęły i one, i nagrody jubileuszowe, pożyczki, dopłaty do letniego wypoczynku, nie było środków czystości, a nawet wodę pracownicy kupowali za swoje.
Dyrektor uspokaja załogę
Wizyta dyrektora Krajowego Związku Lustracyjnego z Katowic uspokoiła buntownicze nastroje załogi. W protokole końcowym czytamy: “(…) Ja uważam, że macie przed sobą przynajmniej cztery lata dalszej działalności, ponieważ dysponujecie jeszcze funduszem zasobowym i udziałowym. Życzę Wam, abyście jeszcze długo mogli w Spółdzielni pracować (…)” – stwierdził Zbigniew Bogusławski, dyrektor KZL. Gabinetowe rozmowy przyniosły ulgę pracownikom, zwłaszcza, że tuż po wyjeździe lustratora zarząd podjął decyzję o wypowiedzeniu “Trójce” umowy dzierżawy. Dziś można by przypuszczać, że dyrektor lustracyjny życzył nieszczerze wieloletniej pracy. Zaledwie w trzy miesiące później na zebraniu zarządu i Rady Nadzorczej “Odzieży” główna księgowa poinformowała o niepokojąco dużym zadłużeniu. Złe wieści zaowocowały natychmiastowym odwołaniem zarządu. Rada Nadzorcza chcąc poznać całą prawdę o kondycji finansowej Spółdzielni powołała biegłego rewidenta do szpiegowskiej misji. Wyniki badań przerosły najczarniejsze przypuszczenia. Rewident w piętnastu punktach odniósł się do wszystkich nieprawidłowości. Za najważniejsze zadanie wskazał: “zrezygnować z usług kooperacyjnych świadczonych przez spółkę “Trójka”. Elementarne błędy w prowadzeniu zakładu były jednak niczym w porównaniu z zaleceniem numer 14: “jest naruszony paragraf 71 przez prezesa zarządu, który tę samą funkcję pełni w spółce konkurencji”. Oczywisty konflikt interesów biegły skwitował krótko: podpisywanie umów z samym sobą przeczy zdrowemu rozsądkowi w firmach kontrkandydujących do jednej oferty. Przypuszczać należy, że zamysł, który towarzyszył zarządowi w chwili tworzenia spółki “Trójka” nie wynikał ze złej woli. Nienowoczesny, niereformowalny twór, jakim bez wątpienia jest spółdzielnia skłania każdy przewidujący zarząd do zmiany formy prawnej. Pojawienie się “Trójki” w oczywisty sposób rozwiązałoby problem własności wszystkich członków, czyli niczyjej Spółdzielni, ale tylko wówczas, gdy to ona pozostała głównym udziałowcem spółki.
Niepewność jutra zmusił stary zarząd “Odzieży” i jednocześnie ciągle jeszcze właścicieli “Trójki” do podjęcia natychmiastowych działań, z likwidacją spółki włącznie. Ten proces trwa do dziś.
Spółdzielnia bez prezesów
Pogrążona w narastającym zadłużeniu “Odzież” ogłosiła konkurs na nowego prezesa. Dziś jednym z argumentów przeciw nowej kandydaturze osoby z zewnątrz jest to, że kandydat nie posiadał odpowiednich kwalifikacji do prowadzenia tak dużego zakładu. Nowo powołany prezes nie utrzymał się długo. Po 50 dniach urzędowania został, decyzją Rady Nadzorczej, odwołany. Główne zarzuty pod jego adresem koncentrowały się na znikomej operatywności w pozyskiwania nowych zleceń. Brak wspólnego języka z pracownikami, szczególnie administracji wprowadzało niezdrową atmosferę wewnątrz zakładu. Szeptom i sztucznemu zamieszaniu nie było końca. Zagraniczny kontrahent, z którym Spółdzielnia dotychczas współpracowała z niechęcią przyglądał się zmianom. Powiązania Olsena z “Trójką”, a co za tym idzie z poprzednim zarządem nie mogły pozytywnie oddziaływać na kontakty z nowym zarządem. Zdaniem odchodzącego prezesa winę za bałagan ponosi wyłącznie poprzedni zarząd przez utworzenie spółki “Trójka”. Wyprowadzenie pieniędzy, niegospodarność, działanie na szkodę Spółdzielni i wiele innych zarzutów prezes zgłosił do Prokuratury Rejonowej w Częstochowie. Wyniki postępowania będą znane za kilka tygodni.
Tylko obiecanki…
Pojawienie się byłego prezesa w budynku zakładu dolało oliwy do ognia w, i tak skomplikowanych, układach personalnych. Zdesperowani i nieobeznani w niuansach kontraktowych pracownicy produkcyjni przyjmowali każdą, dobrą obietnicę pracy za pewnik. Sytuacja stawała się dramatyczna. Eksperymenty z prezesami wyraźnie osłabiły pozycję Spółdzielni, jedyny kontrahent wycofał się nie okazując współczucie, a ludzie patrzyli na siebie wilkiem. Jedyny ratunek upatrywano w powrocie byłego prezesa, wybaczając powołanie przez niego “Trójki”. Zarząd zobowiązał się pozyskać nowe rynki. Podpisano współpracę na niewielką produkcję z firmą włoską pochodzenia polskiego na szycie spodni. Jednak po zakończeniu zlecenia podsumowało zyski i okazało się, że owa produkcja poniosła 254 tys. zł straty, o czym poinformowano ludzi na Walnym Zgromadzenie. Chwytając się różnych, nietypowych zleceń “Odzież” przyjmowała zamówienia na produkcję pokryć do wózków dziecięcych oraz zaczętą już produkcję żakietów. Jednak te działania nie mogły przynieść radykalnej poprawy. Po czterech miesiącach zastoju i patowej sytuacji “Odzieży” nowy, a raczej stary prezes zrezygnował z pełnienia funkcji zarządcy.
Dwa ostatnie Walne miały zadecydować wolą wszystkich członków Spółdzielni o jej losie. Załoga podzieliła się na zwolenników i przeciwników likwidacji. 24 czerwca przegłosowano upadłość zakładu. Cztery dni później 112 osób z produkcji otrzymało wypowiedzenia. Chaos w zakładzie zatrudniającym ponad 200 osób jest nie do ukrycia przed instytucjami kontrolnymi. Państwowa Inspekcja Pracy zainteresowała się sprawą nie wypłacanych od marca wynagrodzeń.
Wyniki kontroli wstępnie potwierdzają nieprawidłowości, choć szczegółowa ocena PIP-u będzie znane za kilka dni. 4 lipca zarząd oficjalnie zgłosili do sądu w Częstochowie wniosek o upadłości Spółdzielni Pracy “Odzież”. Kompleksowej weryfikacji poddana będzie pracy wszystkich zarządów, gdy tylko sąd wyznaczy syndyka masy upadłościowej. Jedynie z informacji pracowników produkcji można dowiedzieć się o dzisiejszym stanie Spółdzielni.
Majątek – jak powiadamiał zarząd na Walnych Zgromadzeniach – oceniany jest na ponad 2 miliony złotych, a zadłużenie na ponad 1 milion. W skład nieruchomości obecnie wchodzi już tylko dwupiętrowy budynek i niewielki plac przy ulicy Kiedrzyńskiej. Przez ostatnich kilka lat kolejne zarządy pozbyły się nieruchomości przy ulicy Bialskiej, Broniewskiego i w Kłobucku. Są także maszyny i magazyny materiałowe, i z dodatkami. Te ostatnie opustoszały, bowiem guziki, nici, zamki rozdano pracownikom w ramach zadośćuczynienia za brak wynagrodzenia. Bez ograniczeń każdy członek Spółdzielni mógł nabyć materiał na kilogramy, płacąc 1,5 zł za kilogram. Oczywiście, każdemu zbyciu dóbr Spółdzielni przyjrzy się syndyk, choć dziś jak najbardziej zgodną z prawem sprzedaż można zawsze usprawiedliwić bieżącymi potrzebami. A ludzie codziennie przychodzą do zakładu i pytają o zaległe wynagrodzenia. Wszyscy oczekują, że sąd wybierze na syndyka mądrą i sprawiedliwą osobę, która nie tylko szybko i sprawnie przeprowadzi proces upadłościowy, ale ogłosi wszem i wobec, kto przyczynił się do upadku Spółdzielni Pracy “Odzież”.
KOMENTARZ ZARZĄDU, ZWIĄZKÓW ZAWODOWYCH I ZAŁOGI
Nowy zarząd, choć składa się z wieloletnich pracowników spółdzielni, niechętnie komentuje wydarzenia sprzed kilku miesięcy.
– Kto jest winien? Nie do nas należy ocena. My jesteśmy zarządem od trzech miesięcy, więc odpowiadać możemy tylko za nasze działania. Chcieliśmy ratować naszą spółdzielnię.
Przedstawiliśmy załodze program naprawczy poprzez dobrowolną likwidację, jednak nie został zaakceptowany przez członków spółdzielni – mówi Marek Tkaczyk, członek zarządu.
– Mamy wiele przykładów, że zarządy nie działały w dobrej wierze. Przez lata oszukiwano nas i wykorzystywano. Manipulowano załogą Spółdzielni tak, aby samemu mieć wymierne korzyści. Teraz oczekuję, że wymiar sprawiedliwości i instytucje kontrolne wskażą winnych i ich ukarają. Chcemy poznać nazwiska, mieć to na papierze. Bez względu na wszystko będziemy domagać się naszych praw. To skandal, by urzędnicy przyglądali się biernie naszemu nieszczęściu – mówi Małgorzata Jamróz, przewodnicząca Związków Zawodowych “Kadra”.
– Przez kilkadziesiąt lat bardzo ciężko pracowaliśmy, a teraz zostaliśmy na lodzie, bez pracy i pieniędzy. Do dziś nie poinformowano nas oficjalnie, jakie są straty Spółdzielni i czy dostaniemy pieniądze z funduszu udziałowego, które to odtrącane nam były z poborów. Tak nas urządzili, że dzisiaj nie mamy żadnych perspektyw. Większość osób trudno zaliczyć do młodzieży, a gdzie w wieku czterdziestu kilku lat znajdziemy pracę przy takim bezrobociu? Czy ktoś z zarządu zastanowił się, co teraz z nami będzie? Im jest wszystko jedno. Roztrwonili nasz majątek i udają niewiniątka. Kilkudziesięciu pracowników złożyło już pozwy do sądu o zalegle wynagrodzenia, nie odpuścimy, będziemy walczyć o każdą złotówkę – mówi Dorota Marzec, pracownik krojowni.
RENATA KLUCZNA