Pierwsza taksówka pojawiła się na ulicach Częstochowy 24 marca 1914 r. To była sensacja powodująca zbiegowisko ciekawskich na postoju “autodrożki” przy zbiegu Alei Najświętszej Marii Panny i ul. Teatralnej (dziś Wolności). “Goniec Częstochowski” z dumą pisał o “emancypacji” Częstochowy, która “idzie stale naprzód”.
Ta pierwsza “autodorożka”, bo tak nazywano współczesne taksówki, to zasługa inżyniera Matulewicza. Uzyskał on od piotrkowskiego Urzędu Gubernialnego pozwolenie na dopuszczenie do ruchu dwóch “dorożek samochodowych”. Reklamy w “Gońcu” informowały, że wynająć je można było na postoju lub w biurze przy ul. Teatralnej 58/60.
Eleganckie limuzyny
Taksówka – “autodorożka” – była w latach międzywojennych ekskluzywnym środkiem transportu. Średnia płaca w Polsce wynosiła w początkach lat trzydziestych 300-350 zł. Najtańszy samochód – popularny model Citroena – kosztował 7.850 zł. Najtańszy model nie spełniał wymogów pozwalających przewozić klienta z bagażem. Pierwsi taksówkarze musieli kupować limuzynę Citroen C-4 za 15.500 zł, C-6 za 18 900 zł lub Fiata 524 z oddzielnym przedziałem pasażerskim za 22.000 zł.
Wzrostowi liczby samochodów na ulicach miasta towarzyszyło powstawanie różnych form ich obsługi. W 1931 r. w Częstochowie było 10 stacji paliwowych: np. “Otto” przy Alei NMP u wylotu Nowego Rynku (placu Daszyńskiego), Towarzystwo “Galicja” na ul. Kościuszki na przeciw Banku Ludowego, “Limanowa” na ul. Długiej 1. Niestety, benzyna była stosunkowo droga. Części zamienne do samochodów można było kupić w Domu Przemysłowo – Handlowym Zdzisława Rylskiego przy ul. Kościuszki 49. Opony firmy “Pirelli” sprzedawali bracia Przygodzcy z Kielc…
Dopuszczone do ruchu taksówki nie mogły przekraczać 4 m długości i 1,65 m szerokości. Nadwozie musiało być pomalowane na kolor granatowy, a koła na czerwono-żółty. Numer taksówki umieszczony był na drzwiach. Od 1925 r. zgodnie z wymogami Magistratu taksówki zaopatrzone miały być w taksometr (dostępne były firmy HALDA i ARGO). Ten wymóg natrafił na silny opór taksówkarzy, wprowadzono go w życie w 1928 r., lecz jeszcze w latach trzydziestych wielu “autodorożkarzy” uważało taksometr za kosztowny i zbędny wydatek. Być może nie opłacała im się jazda według licznika.
Wymogi dotyczące wyglądu wydane przez Magistrat dotyczyły także dorożek konnych. W zarządzeniu z 1927 r. nakazuje się lakierować dorożki na kolor czarny, przy tym tylna burta pojazdu otoczona być miała wiśniowym pasem. Numery dorożek musiały być wymalowane białą farbą na tylnej burcie i czarną na przednich latarniach. Obowiązywał zakaz poruszania się dorożek na obręczach metalowych, w trosce o stan dróg wymagano ogumienia.
Dodatkowo dorożkarzy i taksówkarzy obowiązywał przepisowy uniform. Dorożkarz nosić musiał liberię z ciemnogranatowego sukna z białymi metalowymi guzikami, na głowię czapkę z takiego samego płótna z daszkiem lakierowanym na czarno. Latem dopuszczalna była zamiast liberii ciemnogranatowa bluza. Liberia, czapka maciejówka z dużym daszkiem i skórzanym paskiem,bluza lub płaszcz o luźnym sportowych stroju – był to obowiązkowy ubiór taksówkarza.
Wysokość opłat za przewóz regulowała urzędowa taryfa określana przez władze miasta. Taryfy ulegały zmianie średnio dwa razy do roku. Wprowadzona 18 IX 1933 r. ustalała opłatę za przejazd taksówką w dzień za pierwszy kilometr – 1 zł, za następny 0,80 zł. W nocy opłata wynosiła 1 zł za 750 m i 1 zł za każdy następny kilometr. W przypadku dorożek konnych nie liczyła się długość trasy przejazdu. Płacono za kurs – 1,20 zł w dzień, 3,20 zł w nocy.
Podróż ekskluzywną limuzyną, z kierowcą w służbowej maciejówce, nie była dla wszystkich dostępnym luksusem. Dla porównania, w tym samym czasie chleb kosztował 0,32 gr, kilogram mięsa 1,58 zł, a cukier 1,45 zł/kg.
Przestali lubić dorożki
Obie grupy zawodowe – taksówkarze i dorożkarze – nie przepadały za sobą. Taksówkarze narzekali na utrudnienia w ruchu powodowane przez dorożki. Dorożkarze na zbyt szybką jazdę samochodów, na spaliny i głośne klaksony płoszące konie.
Spaliny i klaksony nie wywoływały wśród mieszkańców takiej niechęci jak nieposprzątane odchody końskie. Pisał na ten temat w skardze do Magistratu z 26 V 1930 r. pan Wawrzyniak, właściciel cukierni na rogu Alei i ul. Śląskiej (w sąsiedztwie postoju dorożek) “zaduch z tychże dorożek, jaki unosi się wokół cukierni odstrasza gości, a jak ktoś wejdzie, to formalnie ucieka z interesu, przy tem już dzisiaj całe chmary much wlatują przy każdym otwarciu drzwi”. W efekcie skarg postój dorożek przeniesiono na boczną ulicę Waszyngtona. Podobny proces usuwania postojów dorożek konnych z głównych reprezentacyjnych ulic dotyczył także innych miejsc. Zastępowały je postoje taksówek.
Doróżkarze protestowali. Petycja zbiorowa wystosowana przez nich do Magistratu przyniosła efekt w postaci pozostawienia postoju konnego na rogu Kościuszki i Alei. Ustąpić musieli taksówkarze przenosząc swój postój w pobliże restauracji “Ekspress” obok kina “Cassino” (do niedawna “Wolność”). Był to jeden z nielicznych przykładów pozytywnych dla konnych dorożek rozwiązań. Mieszkańcy dążyli do rugowania ich postojów, narzekali na zaduch, na awanturujących się pijanych przewoźników. Ci zarabiali coraz mniej, ich pojazdy były coraz gorzej utrzymane. Rosła frustracja wśród dorożkarzy powodowana konkurencją taksówek.
Gwoli sprawiedliwości przyznajmy, że alkohol nie był wyłącznie problemem dorożkarzy. 29 IX 1928 r. komisja z Magistratu i Policji odbywała jazdę taksówką w celu sprawdzenia licznika. Podczas jazdy po Alejach taksówkarz dwukrotnie omal nie doprowadził do katastrofy; raz najeżdżając na wóz ciężarowy, drugi raz – w ostatniej chwili hamując przed idącym do szkoły chłopcem. Taksówkarz był w “stanie podchmielonym”, komisja nie ryzykowała więc dalszej jazdy.
Tego typu incydenty zdarzały się rzadko, bez porównania większe były problemy z podchmielonymi fiakrami.
Dorożkarze i taksówkarze tworzyli specyficzne grupy zawodowe. Często ten zawód traktowany był jako rodzinny. Znana była np. rodzina Czerniczków z Kiedrzyna zajmująca się dorożkarstwem z dziada pradziada. Podobnie było w rodzinie Janiców. Znakiem czasu był fakt, że coraz częściej kontynuacja rodzinnej tradycji miejskich przewoźników oznaczała zamianę dorożki konnej na samochód. Tak było nawet w przypadku seniora rodu Czerniczków, pana Jana, zwanego “królem dorożkarzy”; po II wojnie światowej zmienił konną dorożkę na samochód.
Konne dorożki dziś widzimy w niektórych miastach w formie atrakcji turystycznej. Na ulicach Częstochowy królują taksówki. Lecz choć zmieniły się środki transportu dostrzec można, że dzisiejsi taksówkarze są w prostej linii spadkobiercami zwyczajów, zalet i przywar dawnych fiakrów.
TERESA RYGALIK