Z nowym dyrektorem Muzeum Częstochowskiego Tadeuszem Piersiakiem, wcześniej wieloletnim dziennikarzem i dyrektorem Ośrodka Promocji Kultury „Gaude Mater” rozmawiamy o Festiwalu „Gaude Mater”.
Panie Dyrektorze, czy mam gratulować zmiany miejsca?
– Dotarły do mnie informacje, że przejście do Muzeum Częstochowskiego jest awansem, że jest to placówka bardziej prestiżowa niż Ośrodek Promocji Kultury „Gaude Mater”, w którym dotąd byłem. Choć przyznaję, że moje rozstanie z Ośrodkiem Kultury było bolesne i emocjonalne. Pracowałem tam blisko cztery lata, od 1 marca 2014 roku.
Przejście do Muzeum przerwało Pana przygotowania do Festiwalu Muzyki Sakralnej „Gaude Mater”, które w tym roku organizuje OPK.
– Opracowałem program Festiwalu i udało mi się zebrać część funduszy. Doprowadziłem Festiwal do momentu przesłania wniosku do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W tej chwili wchodzimy w etap realizacyjny, czyli podpisywanie umów, zaciąganie zobowiązań finansowych, a to może robić tylko dyrektor Ośrodka Promocji Kultury „Gaude Mater”, czyli Robert Jasiak.
Można już uchylić rąbka tajemnicy odnośnie programu i rozmiaru tegorocznego Festiwalu?
– Festiwal odbędzie się od 1 do 8 maja, ale zasięg będzie mniejszy, niż w ostatnich latach. Jeden koncert odbędzie się w Radomsku, jeden w Mstowie, pozostałe w Częstochowie. Zabiegaliśmy o inne miejsca, niestety nie udało się, przy czym sam tryb organizowania Festiwalu był mocno zwariowany, jako że wszelkie czynności związane z jego przygotowaniem podjęliśmy w połowie października, zakładając pierwotnie, że do końca listopada będziemy musieli złożyć do Ministra wniosek o dofinansowanie.
Zawirowania dotyczyły także współorganizatorów. Proces zakłóciły zapewne istotne zmiany w Zarządzie Stowarzyszenia Przyjaciół „Gaude Mater”, który był ostatnio głównym organizatorem Festiwalu.
– Organizatorem od samego początku istnienia Festiwalu był Ośrodek Promocji Kultury „Gaude Mater”, po dwudziestu latach rolę tę przejęło Stowarzyszenie Przyjaciół „Gaude Mater”, które teraz z wewnętrznych powodów organizacyjnych wycofało się, prosząc ustami ojca Nikodema Kilnara o pilne podjęcie zobowiązań przez Ośrodek „Gaude Mater”. Wspólnie z ojcem Kilnarem błyskawicznie zbudowaliśmy program, a dzięki jego zaangażowaniu uzyskaliśmy patronat Księdza Arcybiskupa oraz Przeora Klasztoru Jasnogórskiego. Jasną sprawą jest to, że gospodarz miasta, prezydent Krzysztof Matyjaszczyk, również udzielił swojego patronatu. W momencie, kiedy będziemy pewni, że środki finansowe, przyznane przez Ministra Kultury, pozwolą nam na realizowanie Festiwalu, tradycyjnie wystąpimy o patronat Prezydenta RP. Liczę, że Pan Minister po raz kolejny doceni znaczenie Festiwalu „Gaude Mater” i przyzna dotację na ten projekt.
Gwiazdy są przewidziane?
– Jest kilka bardzo mocnych programów, ale realizowanych zespołowo. Na inauguracji swoją premierę publiczną będzie miał utwór dedykowany kardynałowi Wyszyńskiemu, skomponowany i wykonany dla gości uroczystości, upamiętniającej jubileusz 300-lecia koronacji Obrazu Jasnogórskiego, która odbyła się w katowickim NOSPR. Wielkim wydarzeniem będzie na pewno koncert Narodowego Zespołu Ukrainy, który zaprezentuje pogram liturgii prawosławnej, dedykowanej ikonie Matki Boskiej. Program Festiwalu jest różnorodny, więc zawarły się w nim również akcenty jazzowe, ale też czysto rozrywkowe z nurtu chrześcijańskiego. Oczywiście będą koncerty muzyki gospel z brytyjskim wykonawcą oraz muzyki żydowskiej z kantorem z Izraela, który po raz pierwszy wystąpi w Częstochowie.
Idea przewodnia Festiwalu będzie łączyć się z jubileuszem koronacji obrazu Matki Bożej?
– Wykonanie inauguracyjne będzie wpisywać się w obchody jubileuszu Stefana Kardynała Wyszyńskiego – 70-lecia mianowania Go arcybiskupem metropolitą gnieźnieńskim i warszawskim oraz prymasem Polski. Cały program natomiast będzie wiązał się z uczczeniem 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę, choć bezpośrednich odniesień nie będzie.
Panie Dyrektorze, wspominał Pan, że czas w Ośrodku Promocji Kultury „Gaude Mater” był dla Ciebie dobrym okresem zawodowym. A w Muzeum jak się zaczęło?
– Tak samo jak w Ośrodku; od tego, że na początku miałem momentami dość. Ale był to fajny okres, który sympatycznie wspominam, co zawdzięczamy pracy całej załogi. Ośrodek był czymś w rodzaju przetrwalnika, poprzestawał na realizowaniu podstawowych formach działalności, a mojemu zespołowi udało się zbudować wszechstronny i różnorodny program, przyciągnąć także nowe środowiska, z nowymi pomysłami.
W Muzeum są inne wyzwania?
– Oczywiście. Sądziłem, że wejście w nowe niuanse będzie postępowało znacznie szybciej, ale rozeznanie tych wszystkich struktur, obyczajów, formalności, które w Muzeum funkcjonują, zabiera sporo czasu. Powtórzę po raz kolejny, co mówię powszechnie: obawiałem się kontaktu z ludźmi z nowego zespołu w Muzeum i pierwszy moment spotkania z pracownikami był silnym, emocjonującym momentem. Zobaczyłem jednak, że zostałem zaakceptowany, ludzie się uśmiechali, widziałem w oczach błysk głodu działania. Wyczułem, że są oni podstawowym potencjałem, z którego jako dyrektor będę mógł korzystać.
Mianowanie przyszło trochę przez zaskoczenie, więc zapewne nie miałeś konkretnego planu działania. Czy dzisiaj już wiesz jak chciałbyś tę instytucję naznaczyć swoim rysem? Czy coś trzeba zmienić?
– Zmieniać na wejściu nie planuję niczego. Jest to najstarsza instytucja kultury w Częstochowie, która ma ponad stuletnią tradycję, w stosunku do której podchodzę z szacunkiem. Czy coś trzeba zmienić, pokaże czas. Naturalnie, przyszedłem ze swoimi przemyśleniami. Przede wszystkim uważam, że Muzeum miejskie powinno być maksymalnie lokalne. Chciałbym to już budować na programie „Niepodległa”, odwołując się do mieszkańców miasta. Myślimy o wystawie, gdzie na Niepodległą patrzylibyśmy z perspektywy naszych dziadków i rodziców. Zamierzamy zaapelować do mieszkańców, aby użyczyli nam sprzęty codziennego użytku z lat 50., 60, a może nawet z okresu przedwojennego i z nich stworzyć ekspozycję, aby pokazać jak to dawniej było, kiedy nie było komputerów, telefonów i innych technicznych wynalazków. Kolejny pomysł, w którym będzie nam potrzebna pomoc mediów, można określić jako utrwalanie historii. Muzealnicy twierdzą, że jutrzejsza historia buduje się na naszych oczach, że jutro w stosunku do wczoraj ma za mało świadectw materialnych. Chcemy zatem zaprosić mieszkańców, aby 11 listopada, o godzinie 12, wyszli przed swoje domy biura czy sklepy i przy użyciu telefonu komórkowego czy aparatu fotograficznego sfotografowali swoje najbliższe otoczenie, a zdjęcia przekazali do Muzeum. Jeżeli Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego zechce nas wspomóc finansowo, to stworzymy ogromną tapetę fotograficzną na jakieś szczytowej ścianie eksponowanego budynku. Jeżeli takich pieniędzy nie uzyskamy, to powstanie internetowa galeria Częstochowy: „11 listopada 2018 roku, godzina 12”. Myślę, że jutrzejsi muzealnicy i historycy typu Juliusz Sętowski, będą ręce zacierać za sto lat, mając dostępny taki materiał fotograficzny.
Zapewne rok obchodów 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę zdominuje plan Państwa pracy?
– Mamy przygotowany różnorodny program związany z „Niepodległą”. Jest w nim miejsce na sesję naukową, cykl wykładów, wystawę sztuki pokazującej życie codzienne okresu 20-lecia międzywojennego. Wszystko zależy o wielkości pozyskanych funduszy z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Miasto gwarantuje nam wkład własny, przy czym bez środków ministerialnych nie wystarczy go na realizację wszystkich projektów. Ale w Ośrodku nauczyłem się tego, że bardzo wiele można zrobić bez pieniędzy, przy życzliwości i dobrej woli ludzkiej.
Dotarły do nas prośby mieszkańców o stworzenie w Muzeum sali pamięci Jerzego Dudy-Gracza. Czy jest na to szansa?
– To bardzo złożony temat. Wbrew temu, co sądzą mieszkańcy, dzieła Dudy-Gracza nie były udostępniane Muzeum Częstochowskiemu za darmo. Wystawa, która była prezentowana, została zabrana przez spadkobierczynię malarza – córkę Agatę Dudę-Gracz, z argumentacją, że zostaną wyeksponowane w Krakowie. W tegorocznym budżecie Muzeum nie ma zaplanowanych wydatków na stworzenie gabinetu dla artysty – 10 tysięcy złotych na działalność w tym roku, to nie jest astronomiczna kwota. Po drugie, musielibyśmy stworzyć warunki lokalowe dla eksponowania takiej kolekcji. Po trzeci, na ten rok mamy już zaplanowany cykl wystaw, są drobne luki, ale traktujemy to jako rezerwę na niespodziewane potrzeby. Stąd wyłączenie jednej sali na stałą ekspozycję dla Jerzego Dudy-Gracza nie jest dla nas korzystnym rozwiązaniem. Natomiast plan jest taki: 20 marca przypada kolejna rocznica urodzin malarza i chcemy przypomnieć o tym mieszkańcom miasta, organizując błyskawiczną ekspozycję, na której pokażemy dzieła Jerzego Dudy-Gracza z kolekcji malarstwa Muzeum Częstochowskiego. Dodatkowo, szefowa Działu Sztuki Katarzyna Sucharkiewicz opowiedziałaby o twórcy, jego losach i twórczości, a także o wystawie, która była wcześniej w Częstochowie, jej historii i możliwościach stworzenia podobnej ekspozycji.
W Muzeum są różne kierunki działań i mocno rozbudowany jest dział edukacji historycznej. Co stanie się priorytetem dla nowego Dyrektora?
– Przede wszystkim pamiętajmy o tym, że Muzeum powołane jest do kolekcjonowania dzieł i eksponatów o rozmaitym charakterze, konserwacji, pracy badawczej. To wszystko ma swoje odzwierciedlenie w opisie roczników Muzeum. Działalnością dodatkową, najbardziej cenioną zewnętrznie są wystawy, warsztaty, konferencje czy lekcje muzealne, które odbywają się przez cały rok, z największym nasileniem w Centrum Nauki „Zodiak”, które ma kilkunastoletnią historię. Niestety, w „Zodiaku” pracuje się na starym sprzęcie i jeśli ma być to centrum nauki, które zaimponuje młodemu odbiorcy, to powinno być doinwestowane. Innowacyjnie funkcjonuje Dział Historii, proponując uczniom inspirujące spotkania z przeszłością. Pracownicy są przebrani w dawne stroje, które – co muszę podkreślić – uszyła jedna z pracownic Muzeum. To kierunek, do którego chciałbym abyśmy zmierzali, aby każda wizyta w Muzeum miała zabawowo-edukacyjny finał.
W Ośrodku Promocji Kultury organizowałeś wiele wydarzeń muzycznych, aktorskich, poetyckich…
– Na pewno będą one także w Muzeum. Mieliśmy już Chór Pochodnia z kolędami i Zbisława Janikowskiego z„Szopką noworoczną”. Otrzymuję sporo sygnałów od ludzi, którzy współpracowali ze mną w Ośrodku Promocji Kultury „Gaude Mater”, którzy – oczywiście w porozumieniu z nowym dyrektorem Ośrodka – chcieliby się realizować także w Muzeum Częstochowskim. Od 1 marca ruszy na nowo Dom Poezji Haliny Poświatowskiej z udziałem brata poetki Zbigniewa Mygi. Chcemy, aby to miejsce stało się częstochowskim salonikiem literackim, aby odbywały się tam promocje książkowe, warsztaty literackie.
A archeologiczna część Muzeum? Czy ona żyje?
– Żyje, ale obawiam się, że bardziej w świadomości specjalistów archeologów, którzy uświadamiają sobie wyjątkowość tego miejsca. Odbywają się tam lekcje muzealne dla młodzieży. Pracownicy tego działu wychodzą naprzeciw oczekiwaniom szerokiej publiczności. Realizują warsztaty archeologiczne, również przebierając się w pradziejowe stroje. Natomiast to miejsce ma swoje przekleństwo. Jest oddalone od centrum, z kiepskim dojazdem; bez aury, choćby zbudowanej przez media. W tym roku chcielibyśmy bardzo wrócić do Gaszczyka, gdzie nasi archeolodzy prowadzili wykopaliska, i gdzie można zaproponować ciekawe formy nauki historii. Będziemy to czynić we współpracy z gminą Mstów. Na terenie miasta nie mamy miejsc archeologicznych, gdzie można byłoby pogrzebać w ziemi.
Były, ale zostały zabetonowane. Na Starym Rynku, czy na ul. Nadrzecznej…
– …taka cywilizacyjna konieczność. Dobrze, że miejsca zostały oznaczone i wiemy, że zostały tam odkryte zabytki archeologiczne.
Przez wiele lat byłeś dziennikarzem, ale mówiłeś, że chciałbyś zmienić pracę. Czy zebrane w tym okresie doświadczenie przydaje się teraz w prowadzeniu instytucji kulturalnych?
– Jeśli mówiłem o zmianie pracy, to dlatego, że czułem zmęczenie materiałem. Chyba bardziej męczyły mnie uwarunkowania zewnętrze pracy dziennikarza, niż sama istota zawodu. Dziennikarstwo jest szaleństwem, bo jest chorobą zakaźną, z której trudno jest się wyleczyć. I twierdzę, że do tej pory się nie wyleczyłem. W tej chwili, jako nie dziennikarz, kiedy przechodzę koło opowieści i wiem, że jej nie napiszę, bo nie mam dla kogo, serce boli. Dziennikarstwo dało mi ogromnie wiele; nauczyłem się, że od początku do końca odpowiadam za swoje czyny, że z popełnionego błędu jest bardzo trudno się wyłgać. A popełnienie błędu boli, bo jest rozliczane publicznie. Dziennikarstwo nauczyło mnie dość daleko posuniętej wszechstronności, a ponieważ 40 lat jestem w kulturze, a 25 lat pracowałem jako dziennikarz i musiałem zajmować się różnymi zjawiskami w dziedzinie kultury, więc przyznaję, że o wielu rzeczach wiem. Mam też dużo znajomych i kiedy przyszedłem do pracy w Muzeum w zespole kilkudziesięcioosobowym znalazłem tylko kilka twarzy, których nie rozpoznawałem. Dziennikarskie doświadczenia przekładałem na pracę w Ośrodku, dlatego, że tam czas pomiędzy pomysłem a realizacją był szybki. W Muzeum to już nie jest takie proste. Nawet wystawy, szczególnie te stricte muzealne, są o wiele trudniejsze do przeprowadzenia. Nie zrezygnujemy z realizowania wystaw sztuki współczesnej, ale stanowczo odejdziemy od realizowana wystaw ludziom młodym. Idzie natomiast za mną „Wejściówka”, galeria, którą zainicjowałem w gazecie, potem prowadziłem w Ośrodku. W Ratuszu będziemy chcieli jedną ścianę udostępnić na tę galerię.
Dziękuję za rozmowę
Grupowy portret całego zespołu Ośrodka Promocji Kultury „Gaude Mater”, wykonany na pożegnanie dyrektora Tadeusza Piersiaka
URSZULA GIŻYŃSKA, fot: UG