“Panowie nie zabierajcie mamusi”
O strajku w Stoczni Gdańskiej dowiedziałem się od znajomych z Gdańska, którzy akurat przebywali w Częstochowie. Zaraz po ich wyjeździe u nas w Częstochowie zaczął działać Regionalny Komitet Założycielski NSZZ “Solidarność” przy MPK. Udałam się tam po informacje odnośnie zakładania komisji zakładowych związku. Zaczęłam tworzyć taką komisję zakładową w swoim miejscu pracy, tj. w Fabryce Papieru. Po przeprowadzeniu wyborów zostałam przewodniczącą i w związku z tym brałam udział w akcji “Ikar”. Wkrótce po zakończeniu tej akcji zostałam przeniesiona do pracy w Zarządzie Regionu na stanowisko księgowej. Oczywiście moja praca w Regionie nie była tylko pracą księgowej. Robiłam tam wszystko, poświęcając całe dnie, a często i noce, przyjmując i przesyłając informacje nie dopuszczane do oficjalnych środków przekazu.
Z 12 na 13 grudnia przed godziną 12 w nocy usłyszałem gwałtowne łomotanie do drzwi. Otworzył mój ojciec – byli to czterej mężczyźni, trzech w mundurach, czwarty okazał legitymację SB i poinformował mnie, że mam się natychmiast ubrać i udać z nimi do Komendy Rejonowej MO. Rozbudzone i wystraszone dzieci zaczęły płakać, prosić żeby “panowie nie zabierali mamusi”. Młodsza córeczka wymiotowała w wyniku silnego zdenerwowania. Moi rodzice usiłowali poinformować o mojej ciężkiej sytuacji rodzinnej. Byłam jedynym żywicielem rodziny, po rozwodzie z mężem miałam na utrzymaniu dwie córki w wieku 4 i 9 lat. Nie odniosło to jednak żadnego skutku. Usłyszałam, że jeśli nie pójdę dobrowolnie to zostanę zabrana siłą. Któryś z mężczyzn wyjął kajdanki. Nie miałam wyjścia – poszłam z mokrą głową po kąpieli, zdążyłam tylko założyć spodnie i sweter – mama wybiegła za mną i okryła mnie kożuchem. Zawieziono mnie na “Trójkąt Bermudzki”. Najbardziej utkwiła mi w pamięci rozmowa z jednym z milicjantów, pilnujących mnie przed wprowadzeniem do celi.