Usuwanie azbestu ze środowiska, to jedno z najpoważniejszych zadań oczekujących nas na progu XXI w. O potencjalnym niebezpieczeństwie przypomniała nam niedawna tragedia amerykańska – zburzeniu WTC towarzyszyło przedostanie się do powietrza drobnych włóknin azbestowych – wdychane z powietrzem atakują płuca, grożą tworzeniem w nich nowotworów.
Była fabryka. Funkcjonowała ona w sercu miasta przez blisko sto lat. W czasach powrotu do gospodarki rynkowej jej przydatność okazała się zerowa. Upadła. I dziś w sercu miasta mamy górę złomu, odpadów budowlanych, skażoną ziemię…
Rok temu, 3 sierpnia 2000 r., w centrum Katowic pies zaatakował czteroletnie dziecko. Na ciele małego Konrada lekarze znaleźli 80 ran po ukąszeniach; szczęściem większość z nich była powierzchowna. To wydarzenie stało się bodźcem dla Wydziału Kontroli Śląskiego Urzędu Wewnętrznego. Na terenie naszego województwa przeprowadzono kontrolę dotyczącą przestrzegania przez hodowców obowiązków wynikających z ustawy, z dnia 21 VIII 1997 r. o ochronie zwierząt.
Zmarznięta i przemoczona “rzucam” się z przystanku w dół, na schody tunelu, przy al. Wyzwolenia. Stąd truchtem na górę udaję się na kolejny przystanek, tym razem autobusowy. Po kilku minutach przyjeżdża autobus i przewozi mnie, wraz z rzeszą innych pasażerów… jeden przystanek. Tu znowu bieg. Padać nie chce przestać, nieprzyjemny chłód drapie w plecy. I znowu przystanek tramwajowy. Mijają kolejne minuty. Wreszcie podjeżdżają dwa wagony i zziębnięci ludzie zajmują w nich miejsca. Jadą do pracy, do szkoły. Jest poniedziałek, 19 listopada, dochodzi godzina 9-ta.
Kiedy cztery dni wcześniej odwiedziłam szefostwo częstochowskiego Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego dowiedziałam się, iż ze statystyk wynika, że “awarie mają tendencję spadkową”. Z wyciągniętej dokumentacji można było wywnioskować, że faktycznie awarii jest stosunkowo niewiele. Wynikało też z niej jasno, że ja i nasi czytelnicy mamy wyraźnego pecha i na wszelkie przerwy w funkcjonowaniu miejskiej komunikacji trafiamy po prostu permanentnie. Jasnowidze jakie, czy co…
Na zaproszenie prezydenta Częstochowy Wiesława Marasa, w sali sesyjnej Urzędu Miasta, w ubiegłym tygodniu, zebrali się mieszkańcy lokali komunalnych, bądź ci, którzy o takie mieszkania się ubiegają. Tuż przed oficjalnym spotkaniem na korytarzach Urzędu tłum ludzi głośno wyrażał swoje niezadowolenie.
Niedawno prezydent Częstochowy Wiesław Maras oficjalnym pismem poinformował opinię publiczną, że czas zacząć starania o przekształcenie częstochowskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Akademię Częstochowską. Wobec fiaska starań – jak dowodził prezydent – o utworzenie w naszym mieście uniwersytetu, należy dążyć do powstania akademii. O komentarz do inicjatywy Wiesława Marasa poprosiliśmy przedstawicieli Fundacji na Rzecz Utworzenia Uniwersytetu Częstochowskiego.
Kolejny cios dla naszej służby zdrowia. Ministerstwo radykalnie obniżyło wielkość przyznawanych w tym roku środków na restrukturyzację lecznictwa zamkniętego. Oznacza to, że zamiast zaakceptowanych w marcu br. 317 projektów w 60 szpitalach województwa śląskiego – środki mogą otrzymać trzy szpitale. Z naszych, częstochowskich, na pomoc ministerstwa liczyć może jedynie Zespół Szpitali Miejskich – otrzyma 390 tys. zł. Środki owe mają umożliwić przeprowadzenie zwolnienia 7% pracowników.
16 listopada, piątek, godz. 8.50: – Pani przyjedzie do nas do “Herkulesa” – usłyszałam w słuchawce telefonu. – Bo my już zatarasowaliśmy wejście i robimy blokadę. Ma tu się ktoś pojawić, jakaś komisja z Warszawy. Nie wiemy już co robić, nic się nie zmieniło…
16 listopada, piątek, godz. 9.30; hol akademika “Herkules”, gdzie udało nam się przedrzeć przez zastawione rusztowaniem drzwi. – Chcemy się wreszcie dowiedzieć, czy są dla nas jakieś pieniądze. Chcemy porozmawiać z kimś kompetentnym z Politechniki – mówią przedstawiciele ekip remontowych. – Oficjalnie, to nie jest żadna blokada; cały czas przecież remontujemy obiekt (jeden z pracowników przykleja w tym czasie równiutko i starannie taśmę ochronną przy okienku portierni, potem będzie malował fragment ściany…). – To taki strajk włoski.
Do II Korpusu generała Władysława Andersa trafiła za sprawą ojca – oficera przedwojennego KOP-u. Do minimalnego wieku, w którym przyjmowano ochotniczki (16 lat) brakowało jej cztery lata. Ale zanim znalazła się w II Korpusie przeżyła gehennę zsyłki.