Tak o Panu Kazimierzu Korpasie z Cielętnik w Gminie Dąbrowa Zielona mówią mieszkańcy. I ze wzruszeniem patrzą na starszego pana, który z paletą farb i pędzlami pod pachą przemierza uliczki i pola w poszukiwaniu kolejnych inspiracji do swoich prac.
Cielętniki to kolejny ważny punkt na naszej trasie odkrywania ludzi z pasją, którzy zachwycają swoim talentem i jakże często urokiem osobistym. I taki jest bohater naszego dzisiejszego reportażu – Kazimierz Korpas. Malarz i rzeźbiarz z zamiłowania, który swój talent kształtował samodzielnie, intensywnie ucząc się i nieustannie praktykując. Spotkanie z panem Kazimierzem i jego rodziną, wypełnione wspomnieniami z odległych lat i… recytacją patriotycznych wierszy Mickiewicza i Konopnickiej, to czas pełny wzruszeń i uśmiechu
Wspólnie oglądamy stos obrazów o przeróżnej tematyce – przepiękne pejzaże różnych pór roku, szczególnie te jesienne i zimowe, chwytające chwile poranka czy wieczoru, rozpędzone konie, sceny rodzajowe. Pełne nastroju i ciepła. Namalowane z lekkością pędzla i wyczuciem formy, doborem ciekawych gam kolorystycznych, różnymi technikami – olejem czy ulubioną akwarelą. Obok swą prostotą i wdziękiem przyciągają ustawione w rzędach rzeźby z drewna – ta dziedzina sztuki stała się dla pana Kazimierza równie ważna i inspirująca. A sam bohater rześki, uśmiechnięty i wielce rozmowny, z doskonałą pamięcią i poczuciem humoru.
Pan Kazimierz ma 95 lat, urodził się 3 marca 1925 w Żytnie. Potem z rodziną przeniósł się do Wielunia, a tuż przed wojną w 1938 roku powrócił do Żytna. Szkołę podstawową ukończył w Wieluniu, a szkołę średnią – Technikum Ekonomiczne – w Łodzi. Prawie całe swoje życie zawodowe związał z Pocztą Polską, gdzie pracował od 1955 roku – w różnych placówkach, między innymi w: Żytnie, Dąbrowie, Grodzisku i w Cielętnikach – aż do emerytury, łącznie 35 lat. Żonę poznał w sąsiedniej wsi Sekursko – była córką robotnika w majątku dziedzica Jana Biedrzyckiego. Spodobała się od pierwszego wejrzenia.
Malowanie dla pana Kazimierza było jak codzienny chleb, nie było dnia, żeby nie naszkicował kilku rysunków. Talent odziedziczył po tacie, który miał smykałkę w ręku i był wziętym cukiernikiem; pracował w cukierni francuskiej w III Alei Najświętszej Maryi Panny w Częstochowie. Rodzina wyznawała wartości patriotyczne. – Tato walczył w Legionach i ojczyzna była dla niego wielką miłością. Uczył nas szacunku i otwartości serca na drugiego człowieka. Również w czasie wojny włączał się w działania przeciwko niemieckiemu okupantowi. Przechowywaliśmy w domu broń dla partyzantów, piekliśmy im chleb i pomagaliśmy im, dostarczając żywność i leki – opowiada pan Kazimierz.
Żona Zofia, która zajmowała się wychowaniem dzieci – córki Joanny i syna Krzysztofa oraz prowadzeniem domu – i zawsze wspierała swojego ukochanego Kazika i, jak podkreśla, była jego pierwszym krytykiem. – Pasja męża wnosiła do naszego domu moc światła i radości – mówi pani Zofia. Również córka Joanna – nauczycielka plastyki, doskonale wie, że kiedy dziecko kształtowane jest pod wpływem rysunku, koloru, to jest ono twórcze, a nie odtwórcze, rozwija własną wyobraźnię. Akcentuje, że jej zamiłowanie do sztuki i malarstwa to właśnie efekt wzrastania w atmosferze twórczości taty. – I nasiąknęłam miłością do malowania, pięknym otoczeniem. Od małego dziecka wokół mnie było mnóstwo farb, obrazów, sztuki. Tato ciągle malował, każdego dnia musiał powstać jeden rysunek. Wychodził w plener, uwielbiał pobliski park pałacowy, gdzie początkowo mieszkaliśmy. Wzrastałam w poczuciu piękna natury i od taty nauczyłam się dostrzegać i zachwycać pięknem przyrody i obudziłam rozmiłowanie do malarstwa. Podczas spacerów tato wskazywał na szczegóły przyrody, które go zachwycały. Ciągle poszukiwał wiedzy, jak malować, jak komponować formę obrazu, posługiwać się linią i układać plamę barwną, poznawał nowe techniki. Zgłębiał twórczość polskich i zagranicznych twórców i malarzy – mówi córka. Jak dodaje, prace ojca bardzo spodobały się byłej właścicielce pałacu w Cielętnikach Elizie Steinhagen. – Kiedyś przyjechała tutaj, spotkała się z tatą. Zafascynowały ją grafiki z wizerunkiem pałacu i dwie ze świątynią mariańską wykorzystała w swojej książce o pałacu – wspomina pani Joanna, która ostatnio podjęła wyzwanie i pisze ikony.
Pan Kazimierz miał to zczęście, że już w szkole podstawowej nauczycielka dostrzegła jego talent. Wychowawczyni wspierała rozwój umiejętności chłopca, zachęcała do pracy, organizując mu wystawy w szkole. Również w domu rodzicie przychylnym okiem obserwowali jego artystyczne pomysły. Młody Kazimierz malował namiętnie okolicznościowe laurki oraz pocztówki, które sprzedawał w Radomsku. Przez całe życie namalował tysiące prac, które chętnie były kupowane. W latach 80. zainteresowała go rzeźba. W tym obszarze skupił się na motywach ludowych i religijnych. I spod jego rąk wyłaniały się figury świętych, Chrystusa, aniołki. Jego dzieła chętnie nabywała częstochowska Cepelia. – Rzeźba wymaga więcej pracy i czasu. Drewno musi wyschnąć i być odpowiednio przygotowane. Od leśników kupowałem drzewo osikowe i lipowe – mówi artysta.
Ludowi twórcy przekazują w swoich pracach to, co jest im bliskie, na wyciągnięcie ręki. Prawdziwi twórcy, a do takich trzeba zaliczyć Kazimierza Korpasa, do swoich dzieł dokładają coś od siebie. Pan Kazimierz zawsze malował z potrzeby i umiłowania sztuki. – Podstawą w twórczości jest budowanie nastroju i to pragnąłem zawierać w swoich pracach. Stopniowo dochodziłem do tego jak malować i rzeźbić, aby dojść do doskonałości. Poznawałem twórczość wielkich mistrzów, polskich – Matejki, Gierymskiego, Grottgera, Kossaków, Chełmońskiego, Stryjeńskiej, Fałata. Interesowałem się malarstwem europejskim – włoskim, hiszpańskim, francuskim, holenderskich, flamandzkim. Podziwiałem Tycjana, Rafaela, Rubensa. Wiele z nich czerpałem – opowiada pan Kazimierz.
Jeździł na plenery z Domu Kultury w Radomsku, do Sławkowa. Miał wystawy w Opolu, Warszawie w Domu Chłopa, Częstochowie w Biurze Twórczości Ludowej, Gliwicach, Radomsku w Domu Kultury, Dąbrowie Zielonej. Wiele jego prac znajduje się w domach prywatnych. – Na 40-lecie Poczty Polskiej namalowałem obraz – „Dyliżans pocztowy”, do dzisiaj tam się prezentuje. Pomagałem w kościołach, przygotowując dekoracje na różne uroczystości – na przykład Golgotę, Zmartwychwstanie Chrystusa, ołtarze na Boże Ciało.
Dzisiaj z racji wieku wzrok ma osłabiony, ale nadal tworzy, działając intuicyjnie. Wybiera się do parku czy w pole i poszukuje kolejnych inspiracji. Oprócz malarstwa i rzeźby zawsze bliskie były mu poezja i literatura. Żył prosto i zdrowo. Zdradza nam swą receptę na długowieczność i dobre samopoczucie. – Po prostu żadnych używek. Nie piłem alkoholu, nie paliłem papierosów. Nie jadłem też mięsa – w moim menu były kasze, uwielbiam proste jedzenie. I długie spacery, świeże powietrze i rodzinna miłość – konkuduje pan Kazimierz.