Jednego głosu zbrakło, by zakończył się problem kilkudziesięciu mieszkańców dzielnicy Lisiniec. Zawiedli ci, którzy wcześniej deklarowali pomoc. Radny Konrad Głębocki (Wspólnota) wyszedł z sali, radny Janusz Adamkiewicz (SLD0 wstrzymał się od głosu. Uchwała mająca zmienić Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego działek w dzielnicy Lisiniec nie przeszła.
Na Lisińcu, Wielkim Borze i Górnej Liszce, w rejonie ul. Wręczyckiej, Wielkoborskiej, Lwowskiej, Dobrzyńskiej i Wejherowskiej, znajduje się wielki obszar prywatnego gruntu, który sklasyfikowano jako tereny rolnicze o niskim potencjale produkcyjnym, co zapisano w Studium Zagospodarowania Przestrzennego miasta Częstochowy w 2005 roku. Fakt ten sprawia, że właściciele na swoich nieruchomościach nie mogą sprzedać działki (niska cena), ani nic na niej wybudować, czy w cokolwiek zainwestować. Urzędnicy magistratu wyjątkowo skrupulatnie przestrzegają tego zakazu. – To paranoja. Niby ustawa odrolniła działki w terenie miasta, ale omawiany obszar w planie zagospodarowania przestrzennego ma status terenu rolnego. My nie jesteśmy rolnikami, nie płacimy KRUS, mieszkamy w mieście Częstochowa. Chcemy budować na swojej własności. Dlaczego nam się tego zabrania? Chcemy dać możliwość rozwoju swoim dzieciom, by zostały w Częstochowie i nie wyjeżdżały do innych miast. Nie chcemy, by Częstochowa była miastem emerytów i banków – mówi Ewa Obrzut z ul. Lwowskiej.
Projekt uchwały, mający na celu zmianę kierunków zagospodarowania i przeznaczenia obszaru pod zabudowę mieszkalną, handel i usługi, przygotował radny z klubu Prawa i Sprawiedliwości Jerzy Nowakowski, który wcześniej wystosował pismo do pana prezydenta na powyższy temat. Pismo podpisali wszyscy radni okręgu piątego (dzielnica Lisiniec) bez względu na opcję polityczną: Barbara Gieroń, Konrad Głębocki, Janusz Adamkiewicz, Maciej Wawrzkiewcz i autor pisma Jerzy Nowakowski. Wszystko zatem wskazywało, że uchwała przejdzie gładko jak nóż po maśle. Stało się inaczej. Dyscyplina klubu SLD oraz nieobecność niektórych, jak na przykład radnego Konrada Głębockiego ze Wspólnoty sprawiła, że nie zyskała akceptacji większości. Poparli ją wszyscy radni PiS, dwóch ze Wspólnoty i dwóch z PO. Łącznie dziewięć osób. Przeciwko było dziesięć.
– To oburzające, że właściciele gruntu nie mogą decydować o jego sprzedaży czy realizacji jakiejś inwestycji. Na własnych działkach, które mają z dziada, pradziada nie mogą się budować – komentuje Adam Łazarz, który od lat interweniuje w magistracie w imieniu grupy kilkudziesięciu właścicieli. – Piszemy petycje z podpisami kilkudziesięciu osób. Wszystko na nic. Prośby o warunki zabudowy są odmowne – dodaje częstochowianin.
Ludzi zastanawia opór władzy. – Przecież sporne tereny są czwartej i piątej klasy. Nikt na nich nie prowadzi żadnej działalności rolnej. W efekcie blokowanie zmiany krępuje rozwój Częstochowy. Dlaczego działa się na niekorzyść miasta i jego mieszkańców? – pytają.
Ewenementem natomiast jest sytuacja Romana Kubczyka. Zwrócił się on do Urzędu o zgodę na budowę dwóch domów. I dostał pozwolenie, ale na jeden.
Właściciele są oburzeni. Twierdzą, że miasto z ich własnością robi co chce. – Wywłaszczono nas z części działek. Wykopano głęboki rów na odwodnienie, ale nas pozbawia się prawa do zarządzania naszymi nieruchomościami. Bez naszej zgody przyłączono nas do miasta. Niech teraz oddadzą nas z powrotem do Szarlejki. Tam nie ma żadnych zakazów – stwierdza pani Ewa.
Trudno dociec, co wstrzymuje radnych. Jerzy Nowakowski informuje, że zgodnie z opinią skarbnika miasta Częstochowy wykonanie zmiany Studium nic miasto nie kosztuje. Przygotowują go bowiem, w ramach godzin pracy, urzędnicy Miejskiej Pracowni Urbanistyczno-Planistycznej.
Jednakże Grzelak Elżbieta, szefowa MPUP, przyznając rację tej opinii, wybiega daleko w przyszłość. W jej opinii konsekwencją zmiany Studium byłaby zmiana planu zagospodarowania przestrzennego, a to jej zdaniem, pochłonęłoby od 40 do 60 milionów złotych.
– Dziwi mnie blokada tego pierwszego kroku, czyli zmiany Studium, który dałby właścicielom nieruchomości możliwość występowania o zabudowę ich działek. Wówczas mogliby stawiać na nich domy, otwierać biznesy, inwestować w swoim. Dużo mówi się o uwolnieniu energii Częstochowy, a tu w pięknej dzielnicy, na obrzeżach miasta, drzemie sobie olbrzymi kawał terenu (ponad 100 ha), przez który biegnie droga wojewódzka (ul. Wręczycka) bez prawa do zabudowy przyulicznej! To ewenement na skalę województwa – komentuje radny Nowakowski. – Niestety, z przyczyn politycznych zablokowano ważną dla ludzi sprawę. Nadal więc te tereny będą dzikimi polami Częstochowy. Do czasu, będę walczył nadal, nie poddam się, obiecałem to posłowi, Szymonowi Giżyńskiemu – dodaje radny Nowakowski.
foto
Na sesję Rady Miasta 25 sierpnia mieszkańcy przybyli z transparentem „Chcemy budować na naszych działkach”. Wierzyli, że tym razem, rajcy spełnią ich prośbę i umożliwią swobodne zarządzanie ich własnością. Niestety, radni SLD oraz część PO i Wspólnoty ich nadzieję przekreślili.
URSZULA GIŻYŃSKA