Spożywamy coraz więcej
suplementów diety. Zalewają
rynek i są dość intensywnie
reklamowane. Wierzymy, że są
dobre na wszystko. Narodowy
Instytut Leków stara się
kontrolować tę gorączkę?
– Byłoby cudownie, gdybyśmy mogli panować nad tym zjawiskiem.
Staramy się jedynie apelować o rozsądek, szczególnie jeżeli
chodzi o suplementy diety. Jest to naprawdę kolosalny problem,
nie tylko polski. Dotyczy całego bogatego świata. Niestety,
mamy zbyt wielki wybór i nie zawsze kupujemy to, co jest nam
potrzebne. W czasie ostatnich igrzysk olimpijskich zobaczyliśmy
więcej reklam suplementów diety niż usłyszeliśmy o naszych
medalistach.
Uściślijmy – czym są suplementy diety? Czy są to pigułki dobre
na wszystko?
– Zgodnie z ustawodawstwem unijnym i polskim, suplementy diety
to żywność. Formalnie żółty ser i tabletka suplementu to ta
sama kategoria. Jednak forma identyczna jak w przypadku leku –
kapsułka, blister, ulotka, pudełko sprzedawane w aptece –
sugeruje klientom, że mają do czynienia z czymś, co leczy.
Smutny jest fakt, że większość lekarzy i konsumentów myli
suplementy diety z lekami.
Skąd to nieporozumienie?
– Suplementy tak naprawdę wywodzą się z potrzebnej grupy
produktów: preparatów wielominerałowo-wielowitaminowych, które
przez wiele lat w Polsce były zarejestrowane jako leki, a nawet
część z nich wydawano na receptę. Potem, im byliśmy bliżej Unii
Europejskiej, tym prawo stawało się bardziej liberalne dla
niektórych grup produktów. W pewnym momencie stały się one
suplementami, czyli żywnością. A skoro jest to żywność, to
moglibyśmy dziś powiedzieć: zamiast brać pigułki, proszę iść do
sklepu spożywczego, kupić pietruszkę, szczypiorek i to wyleczy.
Być może te warzywa lepiej by pomogły pacjentowi niż suplementy
diety.
Na czym polega problem?
– Problem polega na tym, że w bardzo wielu obecnych na naszych
półkach suplementach diety znajdujemy nieoczekiwane, dziwne
substancje chemiczne. Tymczasem, bombardowani reklamami
konsumenci wierzą, że bez suplementów nie będą w stanie
normalnie żyć, że są one gwarantem zdrowia. To bardzo
niepokojąca sytuacja.
Suplementy jednak bardzo łatwo jest wprowadzić na rynek, a w
przypadku stwierdzenia nieprawidłowości, bardzo trudno wycofać.
Co na to Narodowy Instytut Leków?
– Rynek suplementów diety jest potężny. Nikt dokładnie nie wie,
ile tych produktów jest na rynku. Szacujemy, że jest to
pomiędzy 10 a 15 tysięcy. Nie ma procedur państwowych, które w
sposób regularny kontrolowałyby ich jakość. Możemy badać
wyrywkowo, m.in. na obecność metali ciężkich, pestycydów, robić
badania czystości mikrobiologicznej w produktach pochodzenia
naturalnego. Nikt jednak nie bada czy suplement rzeczywiście
zawiera to, co deklaruje producent lub czy nie zawiera czegoś
więcej.
Do tego dochodzą podróbki.
– To jest jeszcze inny, nabrzmiewający problem. Kochamy
suplementy i jednocześnie coraz częściej kupujemy je w
Internecie. Nie mamy wpływu na to, co nam przywiezie kurier, co
później zjadamy i jaki to będzie miało na nas wpływ. Mamy dwie
grupy suplementów szczególnie narażonych na fałszowanie: na
potencję i na odchudzanie. Jeżeli chodzi o odchudzanie, to od
razu chciałbym podkreślić, że nie udało się stworzyć
substancji, która byłaby jednocześnie bezpieczna i skuteczna.
Albo działa – wtedy jest niebezpieczna, albo nie działa – wtedy
jest bezpieczna. Podobnie z lekami na potencję. Nie ma
substancji naturalnych, które w widoczny sposób wpływałyby na
nią. Jedynym sposobem, jakim posługują się fałszerze, jest
dodawanie do suplementów substancji zawartych w lekach i
sprzedawanie ich jako substancji ziołowych. Jest to oszukiwanie
konsumenta. Suplement nie ma prawa leczyć, bo jest żywnością.
Jeżeli jednak leczy – to znaczy, że ktoś sprzedaje lek pod
przykrywką suplementu, poza kontrolą bezpieczeństwa i poza
prawem.
Suplementy są jednak dostępne w aptekach. To powinno być
gwarancją jakości i bezpieczeństwa.
– Niestety, tak nie jest. Kupiliśmy osiem reklamowanych,
znanych suplementów w aptece i, proszę zgadnąć, jaki był wynik
badania składu?
Połowa była sfałszowana?
– Wszystkie. Osiem na osiem stanowiły suplementy sfałszowane!
Nie chcę mówić, że sto procent suplementów w aptece jest złych.
Jednak kupując w Internecie mamy wręcz pewność, że dostaniemy
lek sfałszowany. Ostatnio w ramach projektu unijnego przebadano
w całej UE około 370 produktów „na odchudzanie” dostępnych w
różnych kanałach dystrybucji – oficjalnych i nieoficjalnych,
najczęściej internetowych. Około 47 proc. zawierało nielegalną
substancję – sybutraminę, pochodną amfetaminy. Skuteczną, ale
bardzo niebezpieczną! W UE zidentyfikowano kilkanaście zgonów
po jej zażyciu.
Klaster Roślinnych Produktów Leczniczych i Suplementów Diety
stanowi odpowiedź na te wyzwania?
– Mniej więcej pięć lat temu, kiedy problem nie był jeszcze
taki nabrzmiały, podjęliśmy próbę częściowego uregulowania
rynku suplementów. Powstał wspomniany Klaster leków ziołowych i
suplementów diety. To rodzaj wspólnej platformy dla wytwórców i
instytucji naukowych. Udało nam się zdobyć finansowanie
Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości z funduszów
unijnych. Przez trzy lata budowaliśmy Klaster, aby pomóc
wytwórcom odpowiedzialnym, których produkty dobrze służą
konsumentom. Przynależność do Klastra ma być swoistym znakiem
jakości. Z drugiej strony, chcemy udostępniać konsumentom
poprzez stronę internetową informacje o wartościowych
suplementach diety.
Co Klaster oferuje swoim członkom?
– Do Klastra głównie należą wytwórcy suplementów diety i
podmioty otoczenia biznesu – na przykład zrzeszenia i
stowarzyszenia. Możemy im zaoferować pomoc merytoryczną w
prawidłowym doborze składu substancji, jakości substancji i
sprawdzenie systemu jakości wytwarzania, która nie jest równie
oczywista jak w przypadku leków. Na szczęście, w Polsce
większość dużych wytwórców suplementów produkuje również leki.
Mają dobrą infrastrukturę i dobre surowce. Z drugiej strony
zbytnio sobie folgują w reklamach, obiecując cuda, których
suplementy nie mogą zapewnić.
Czy jako pacjenci znajdziemy logo Klastra na zaufanych,
sprawdzonych produktach?
– Taki jest nasz cel. Mam nadzieję, że będzie go można spotkać
w aptekach. Tak samo jak reklamuje się suplementy, tak samo
powinien być reklamowany Klaster. Staramy się przebić w
środowisku wytwórców, aptekarzy i konsumentów. My podchodzimy
bardzo poważnie do procedury przyznania znaku Klastra. Chcemy,
aby suplementy spełniały co najmniej najniższe wymagania
konieczne dla leku. Bo suplementy mogą wchodzić w interakcje z
lekami – to może być niebezpieczne, szczególnie gdy suplement
zawiera tę samą substancję czynną co lek. Co więcej, wiele
suplementów zawiera substancje nieznane dotychczas w naszej
części świata, sprowadzone z Azji czy Ameryki Południowej.
Niewiele wiemy o tych substancjach, ich oddziaływaniu i
interakcjach. Nikt tego nie bada, bo przecież nikt nie bada pod
tym kątem żywności. Pozostaje mieć nadzieję, że lekarze i
farmaceuci zdają sobie z tego sprawę.
Wiedza, aparatura, prawo i pieniądze – czego nam jeszcze
potrzeba, aby uregulować rynek suplementów?
– Rozsądku. Hasło przewodnie konferencji podsumowującej
pierwszy etap działalności Klastra to „Rozsądek a zdrowie”.
Apelowałbym do wszystkich: zachowajmy rozsądek, zastanówmy się,
czy te produkty są nam rzeczywiście potrzebne w sytuacji, gdy
nie brakuje nam przecież zdrowej żywności.
Materiał prasowy przygotowany na konferencję pt. „Suplementy
diety: kiedy pomagają, kiedy szkodzą? Rozsądek a zdrowie”,
marzec 2014 r.
r