Serducha z Janowa


Rozmawiamy z Urszulą Ostrowską, dyrektor Samorządowego Ośrodka Kultury i Sportu Urzędu Gminy w Janowie, jedną z głównych organizatorek “Jurajskiego Lata Filmowego w Złotym Potoku”.
– Ubiegły rok zakończył się dla Pani miłym akcentem…
– Tak, uhonorowano mnie odznaką – Zasłużony Działacz Kultury. Moją nominację zgłosiła pani Bernadeta Niemczyk z Olsztyna, wiceprezes Krajowej Rady Kobiet. Było to dla mnie zaskoczeniem, ale i wielkim komplementem.

– Pamiętam nasze pierwsze spotkanie, kilka lat temu, kiedy to z gitarą pod pachą z tłumem dzieciaków wbiegła Pani na estradę. Zastanawiająca była atmosfera radości i entuzjazmu, jaka wam towarzyszyła.
– Śpiewam od dziecka – w domu, szkole, na wszelkich uroczystościach. Ta pasja uszczęśliwia mnie. Zaszczepiam nią tych co ze mną przebywają. Jako nastolatka śpiewałam i grałam na gitarze w kole gospodyń wiejskich. W liceum zaczęłam pisać własne teksty, później komponować muzykę i w zasadzie śpiewam tylko własne utwory.
– Nie sięga Pani po klasykę?
– Raczej nie. Pisanie i śpiewanie traktuję bardzo osobiście. Wiersze i piosenki wychodzą mi prosto z serca i muszę się czuć z nimi związana emocjonalnie. Ale zdarzają się wyjątki. Napisałam muzykę do wierszy Ryszarda Sidorkiewicza, Stanisława Brzeziny-Kałkus Często moje piosenki powstają spontanicznie, przy szczególnych okazjach. Gdy obchodziliśmy 100. rocznicę urodzin Jana Kiepury, który mieszkał w Janowie około trzech lat (o czym mało kto wie) napisałam piosenkę specjalnie mu dedykowaną.
– Czy myśli Pani o wydaniu płyty?
– Marzę o nagraniu w profesjonalnym studiu, ale na to potrzeba sponsora. Domowym sumptem, przy pomocy Stacha Brzeziny z Olsztyna, w jego “Stodole” nagrałam płytę, niestety jej jakość techniczna jest kiepska. Trudno zliczyć wszystkie piosenki, które napisałam. Część poginęło, te początkowe, które były na nie, odstawiłam. Teraz piszę bardziej radosne, optymistyczne, dużo dla dzieci. O tym co mi w duszy gra, a jak już zagra, to jest od razu i muzyka.
– Ma Pani swoje ulubione piosenki?
– … Na pewno “Moje życie”, później ta dedykowana Kiepurze, a trzecia to “Alarm serca”, która powstała specjalnie dla mojej córki, na konkurs ekologiczny. Tytuł ułożyła Ania Grzanka, moja serdeczna przyjaciółka i była wywchowaczyni, która wymyśliła jeszcze mój pseudonim – Serducha.
– Śpiewa Pani od dziecka, zapewne więc chciała Pani zostać zawodową piosenkarką?
– Pewnie, że tak, ale widocznie nie było mi to pisane. Wówczas były inne czasy, jak się nie miało znajomości, to trzeba było być naprawdę świetnym wokalistą, by robić karierę. Ale próbowałam. W 1984 r. wystąpiłam na Festiwalu Piosenki Radzieckiej. Dostałam się do finału. Drugi skok na głęboką wodę był rok później. Za namową mojego przewodniczącego, Włodzimierza Cichonia – pracowałam wówczas w Związku Młodzieży Wiejskiej, jako instruktor rejonowy – wystartowałam na festiwalu w Warszawie, organizowanym przez Krajowy Zarząd ZMW i wygrałam go. Pierwszą nagrodę wyśpiewałam własną piosenką o pokoju. Spodobała się ona chyba dlatego, że była zupełnie inna od wykonywanych na rosyjską modłę standardów. W nagrodę spędziłam dwa tygodnie na Festiwalu Młodzieży i Studentów w Moskwie.
– Pierwsze kroki były obiecujące…
– …Ale w 1988 r. wyszłam za mąż i rodzinka przejęła swoje prawa. Ponieważ ZMW rozwiązało się, zostałam z przypadku… ekspedientką w Domu Handlowym w Myszkowie, prowadzonym przez panią Barbarę Pstrowską. Później musiałam się zwolnić, córka rozpoczęła naukę, i byłam przez trzy miesiące na zasiłku. Wówczas mój kolega Grzegorz Dors, trener UKS “Podkowa” w Janowie, namówił mnie do startu na dyrektora OKiS w Urzędzie Gminy. Grzegorz pomógł mi się przygotować i podtrzymywał na duchu. Egzamin był gorszy od matury. By się wyluzować zaczęłam od piosenki i chyba znowu sobie wyśpiewałam nagrodę. Do konkursu 19 grudnia 1994 r. przystąpiło siedem osób. Wygrałam ja. Angaż otrzymałam 2 stycznia1995 r.
– Więc już niedługo 10-lecie…
– No tak, czas szybko płynie, gdy jest wiele pracy i to dającej satysfakcję.
– Jest Pani janowianką z urodzenia?
– Choć urodziłam się w Częstochowie, czują się stuprocentową janowianką. Mój ojciec jest złotopotoczaninem, mama góralką.
– A to już wiadomo skąd ta ekspresja…
– Cha, cha… Kocham Janów i Złoty Potok. Są dla mnie oazą spokoju, ciepła i piękna. A moje życie jest cudem i zawsze wszystko składało się pomyślnie.
– Pani praca, na stanowisku dyrektora zaowocowała licznymi imprezami. W gminie dzieje się wiele. Zawody kolarskie, wędkarskie, Jurajskie Lato Filmowe czy Święto Pstrąga, to tylko nieliczne przykłady …
– To nie tylko moja zasługa. Wiele pomysłów wychodzi od wójta Adama Markowskiego, później je wspólnie realizujemy. To on jeździ po świecie, podpatruje. Lato Filmowe jest jego koncepcją. Stwierdził, że u nas to wyjdzie, i rzeczywiście w tym roku mamy już szóste. Pomagają mi również Ireneusz Bartkowiak – dyrektor ds. turystyki i Krzysztof Lampa – kierownik kafejki internetowej, redaktor naczelny “Echa Janowa” i wiele innych osób. Już w drugim roku urzędowania w 1996 r. mieliśmy 300-lecie Janowa, a w związku z tym ogromną imprezę. A dwa lata później 750-lecie Złotego Potoku i znowu przedsięwzięcie na całą gminę – sponsorów szukali Jadwiga Michalik i Stanisław Peryga. Tak, że od razu zaczęła się solidna praca i współpraca, a tylko wtedy coś wychodzi.
– Pani inicjatywą jest również Klub Literacki.
– W 2001 r. spotkaliśmy się z Ryszardem Sidorkiewiczem, wicedyrektorem Szkoły Podstawowej w Janowie i to on był pomysłodawcą klubu. Dołączył się Marek Monikowski (obecny prezes) i Anna Grzanka, wówczas polonistka w szkole. Od początku zaczęliśmy organizować Jurajską Jesień Poetycką. Pierwszej udział wzięły miejscowe dzieci i młodzież. W następnych dołączyły osoby spoza naszej gminy. W ubiegłym roku mieliśmy już poetów z Polski – Zduńskiej Woli, Krakowa, Warszawy, Zakopanego. Turniej jednego wiersza wygrała Roma Alvarado-Łagunionok ze Zduńskiej Woli.
– Co ceni sobie Pani najbardziej z ostatnich lat pracy?
– Otwartość mieszkańców – dzieci i młodzieży, ich rodziców, nauczycieli oraz moich współpracowników. Coraz więcej osób czynnie uczestniczy w rozwoju kultury w naszej gminy, angażuje się społecznie do pracy, to wielka satysfakcja, że chce im się coś robić.
Cieszy mnie wszystko. Mój zespół wokalny “Wesołe nutki”, który prowadzę od kilku lat, wystawy plastyczne prac dzieci, to że ci, którzy dotychczas ukrywali swoje talenty dziś mają odwagę je pokazać, jak na przykład nasz rzeźbiarz Maciej Kania czy nauczyciel fizyki Sławomir Krzyształowski, który jak się okazuje jest wspaniałym poeta, a nawet Rafał Kozik, który nagle chce śpiewać w chórze kościelnym.
– Którą z imprez najtrudniej było zorganizować, a która dała największą satysfakcję?
– Cieszę się z każdej, ale chyba najwięcej satysfakcji przynosi Jurajskie Lato Filmowe – to największe przedsięwzięcie, no i Jurajska Jesień Poetycka. Nasze spotkania w klubie mają szczególny charakter – wyciszający, intymny. Cieszę się z tego, że przy okazji naszych imprez środowiskowych pozyskujemy ludzi z zewnątrz, którzy chcą u nas organizować własne imprezy, jak na przykład Strong Manów. Przekonują się, że są tu ludzie otwarci, pomocni przy organizacji, że są tu wspaniale tereny i imprezy zawsze wychodzą.
– Pani Ulu, jak udaje się Pani pogodzić czas pracy z obowiązkami mamy, żony..
– Ubolewam nad tym, że moja rodzina jest na końcu, choć tak naprawdę jest w moim sercu na pierwszym miejscu. Mam dwoje wspaniałych pociech – szesnastoletnią Monikę i Michała siedmiolatka i wyrozumiałego męża. Wspierają mnie swoją obecnością i zrozumieniem.
– Ma Pani jakieś marzenia…
– A któż ich nie ma. Marzy mi się, stworzenie w Janowie ośrodka kultury z prawdziwego zdarzenia, gdzie byłaby piękna sala widowiskowa, a w niej występy zespołów, koncerty orkiestr symfonicznych, przedstawienia wielkich sztuk teatralnych i oczywiście z zapleczem do uprawiana różnych sportów – korty tenisowe, boisko do siatki, hala sportowa, pływania, i wiem, że marzenia się spełniają, wystarczy dobry inwestor – szukamy go i czekamy…

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *