Saga rodu Margasińskich


RODY CZĘSTOCHOWSKIE

Historia rodziny Margasińskich sięga XIX w., czasów Aleksandra II. Car obawiając się niepokojów wewnętrznych uwłaszczył chłopów i nadał im wolność osobistą. Wtedy to również pradziad pana Jerzego Leopold otrzymał dwie włóki ziemi w Koniecpolu oraz tytuł szlachecki Margasiński. W czasie Powstania Styczniowego młody Leopold walczył pod sztandarem płk. Langiewicza. Gdy Powstanie chyliło się ku upadkowi, osłabiony oddział w bitwie pod Ojcowem został rozbity przez Rosjan a żołnierze polscy wzięci do niewoli. Jeńców pobito i stracono przez powieszenie. Jako zdrajców ojczyzny – za takich uważano Polaków – powieszono głową w dół. Wśród skazańców znalazł się również Leopold Margasiński.
Wdowa po nim wraz z kilkuletnim, osieroconym synem wyjechała w okolice Poznania do brata księdza. Tam syna Leopolda wykształciła na szewca a po śmierci brata wróciła w rodzinne strony, tj. do Częstochowy. Młody Margasiński podjął pracę w firmie znanego szewca Sakowicza. W 1905 r. brał udział w strajkach i demonstracjach. Ożenił się. Żona Bronisława urodziła mu 14 dzieci: 7. synów i 7. córek, z których siedmioro zmarło.
Rodzina Margasńskich była niezwykle patriotyczna, walka o wolność ojczyzny była dla niej oczywistością, niepodlegającą dyskusji. Toteż, gdy wybuchały kolejne powstania, strajki czy demonstracje zawsze brali w nich czynny udział. Tak też było w przypadku ojca p. Jerzego, również Leopolda, który w chwili wybuchu I wojny światowej miał 18 lat (ur. się w 1896 r.). Wtedy to wstąpił w szeregi organizacji wojskowej P.O.W. (Polska Organizacja Wojskowa). Walczył m.in. na Wołyniu o Kostiuchnówkę i Polską Górę. W jednej z bitew został ranny i wzięty do niewoli. Wywieziony na Syberię, gdzie panowały 40. stopniowe mrozy, pracował przy regulacji rzek. W 1918 r. ojciec uwolniony z obozu w ramach wymiany na jeńców bolszewickich na podstawie pokoju w Rydze. Po powrocie do Polski skierowano go na kurację do Krynicy. Wróciwszy do Częstochowy, osiadł w niej na stałe. Tutaj ożenił się i podobnie jak jego ojciec został szewcem.
Nasz bohater Jerzy Margasiński ur. się w 1926 r. II wojna światowa zastała go w szkole podstawowej. Pierwsze lata wojny były bardzo trudne dla mieszkańców miasta. Nadszedł rok 1941. Niemcy w ramach marszu na Europę zajmują kolejne państwa, upada Belgia, Holandia, Francja, na pomoc której liczyli Polacy. Klęskę Francji ogłosili Niemcy na placu Biegańskiego. Wśród obecnych tam Częstochowian był również młody Jerzy, który b. przeżył ten fakt.
Zaczęły powstawać organizacje podziemne. Do jednej z nich, Związku Walki Zbrojnej, która w 1942 r. przekształciła się w Armię Krajową, wstąpił 14-letni Jerzy Margasiński. Należał do oddziału Jerzego Kurpińskiego ps. „Ponury”. W przeddzień swoich imienin, 22 kwietnia 1942 r. złożył przysięgę i otrzymał pseudonim – ze względu na wzrost – „Długi Jurek”.
Przydzielony do pracy w wywiadzie. Jego zadania to: obserwacja terenu, uwalnianie jeńców, rozbrajanie Niemców, pośrednictwo w dostawie broni, którą przywożono z Warszawy. Gdy powstał Kedyw, Margasińskiego przeniesiono na inną placówkę i zmieniono pseudonim na „Bocian”. Obowiązki: likwidacja szpiegów, donosicieli, ostrzeżenia…, co o mało nie przypłacił życiem. Ktoś go zdradził. Wtedy o 21.00 wieczorem przyszli do domu Niemcy i chcieli spalić dom razem z mieszkańcami. Ostatecznie karę darowano. Kiedy ominęło go to niebezpieczeństwo znalazł się na liście osób, które wywożono na przymusowe roboty do Niemiec, ale i z tej opresji wyszedł cało. Dowódca załatwił mu pracę w pracowni kapeluszy. Zdrajcą okazał się Polak o nazwisku Chrzan, kierownik Urzędu Pracy w Częstochowie, który dopuszczał się podłości wobec narodu polskiego, m.in. wywożąc młodzież do III Rzeszy.
Należy dodać, że w czasie wojny panował straszny głód, bo chociaż sklepy były dobrze zaopatrzone w towar, lecz otwarte – tylko dla Niemców. Polacy zaś otrzymywali przydział żywności: 30 dkg chleba na dzień, trochę margaryny i marmoladę z buraków a takie okoliczności jak Wigilia czy inne święta były bardzo smutne. Kto przeżył wojnę ten wie, że za kupowanie poza kartkami przez Polaków masła, mąki, chleba groziła kara śmierci, a w wielu domach zabrakło ojców, synów czy braci walczących na frontach – wspomina Jerzy Margasiński.
Rodzina Margasińskich na szczęście miała rodzinę na wsi w Przedborzu (siostra matki), która zaopatrywała ich w żywność. Tak nadszedł styczeń 1945 roku. Do Częstochowy wkroczyła „zwycięska” Armia Czerwona. Uciekły wojska niemieckie, ale dla Polaków nie oznaczało to bynajmniej końca problemów.
Żołnierze radzieccy pili, kradli, palili, gwałcili kobiety. Skończyła się wojna. 18-letni Jerzy, aby uzupełnić wykształcenie, przerwane z powodu wojny, podjął naukę w gimnazjum dla dorosłych przy ul. Kościuszki, gdzie poznał swoją przyszłą żonę Irenę. W 10 klasie gimnazjum opuścił szkołę, gdyż komuniści odebrali rodzinie kopalnię piasku, a tym samym główne źródło utrzymania. Chcąc wesprzeć rodziców finansowo, znalazł pracę w kwiaciarni na cmentarzu Kule.
W latach 50-tych ożenił się (1953 r. – ślub cywilny, a w 1954 r. – ślub kościelny). Od tego momentu zaczął się dla Jerzego prawdziwy koszmar. Żona okazała się kobietą wyzwoloną, nie chciała wykonywać żadnych domowych czynności, jak: pranie, gotowanie…
Za przynależność do PZPR i donosy nawet na męża otrzymała dobrze płatną posadę w Starostwie. Margasińskiemu przez to (pracował wtedy w Zakładach Chemicznych w Rudnikach) odebrano 75% premii. Uznany został za „wroga obecnej rzeczywistości”, „wroga Związku Radzieckiego” itp.
Irena za współpracę z bezpieką była wyróżniana i nagradzana, co jednak nie wyszło jej na dobre. Gdy w 1960 r. w Rudnikach wylądował samolot z Jurijem Gagarinem na pokładzie, w grupie witających go notabli znalazła się Irena Margasińska. Wchodząc po drabinie do samolotu złamała prawą nogę, co ostatecznie skończyło się amputacją. Wszystko to działo się bez wiedzy męża, którego o całym zdarzeniu powiadomiła milicja. Irena otrzymała II grupę inwalidzką i rentę, ale nadal pracowała. Koledzy z pracy służyli samochodem, przywozili i dowozili do pracy.
Ponieważ dalsze życie małżeńskie w takiej sytuacji nie miało sensu i stało się wręcz niemożliwe, w 1965 r. Margasińscy rozwiedli się, a 10-letniego syna zabrała matka.
Stan wojenny zastał Jerzego Margasińskiego w hurtowni chemicznej na Aniołowie. Zapisał się do „Solidarności”, podobnie jak 50. tys. innych Częstochowian. W tym czasie ZOM-owcy utrudniali ludziom życie, np. wrzucali gaz łzawiący do klatek schodowych, dokuczali bawiącym się dzieciom, nie mówiąc już o poważniejszych „ciosach” jak np. internowania.
Margasiński miał dużo szczęścia, gdyż nie był szykanowany jak inni związkowcy. W miarę spokojnie doczekał końca lat 80-tych, kiedy to przeszedł na emeryturę. W roku 1990 jako „żołnierz operacyjny AK” otrzymał dodatek kombatancki.

Elżbieta Nowak

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *