Międzynarodowy Przegląd Przedstawień Istotnych „Przez dotyk”
18. listopada zakończyła się pierwsza edycja Międzynarodowego Przeglądu Przedstawień Istotnych „Przez dotyk”. Przez pięć dni częstochowski Teatr im. Adama Mickiewicza nie mógł narzekać na nadmiar wolnych miejsc. Bilety na wszystkie dziesięć przygotowanych propozycji rozchodziły się jak przysłowiowe „świeże bułeczki”
Dzień inauguracji przedsięwzięcia został poświęcony twórczości artystów z naszego miasta. Zaprezentowano dwie premiery – monodram Bartosza Kopcia „…do ojca…” na podstawie „Listu do ojca” Franza Kafki w reżyserii Gabriela Gietzky`ego oraz bardzo udany „Nowonarodzony”, napisany i wyreżyserowany przez Łukasza Wylężałka (genialna kreacja Michała Kuli – przyp. red.). Otworzono również wystawę zdjęć Piotra Dłubaka „Ojcowizna”.
W kolejnych dniach swoje spektakle wystawiały zespoły z całej Polski. Do Częstochowy przyjechały: Teatr Narodowy, Teatr Powszechny im. Z. Hübnera, Teatr Polonia (wszystkie z Warszawy) oraz Teatr Śląski im. S. Wyspiańskiego z Katowic i Teatr im. S. Jaracza z Olsztyna. Ponadto przygotowano recital pieśni żydowskich w wykonaniu André Ochodlo z Teatru Atelier w Sopocie, autorski spektakl „Brzeg-Opole” i monodram muzyczny oparty na piosenkach Janis Joplin.
Całe przedsięwzięcie należy uznać za udane, aż cieszą zapowiedzi kolejnej jego edycji w przyszłym roku. Poszczególne sztuki zostały dobrane według konkretnego klucza, dotykały tematyki relacji dziecko-dorosły, często w sposób bardzo brutalny, wręcz drastyczny. Konwencja bardzo poruszająca, w dodatku w Częstochowie dość rzadko podejmowana, spotkała się z dużym entuzjazmem ze strony widowni. Okazuje się, że sztuka trudna też cieszy się w naszym mieście sporym zainteresowaniem.
O komentarz na temat „maratonu”, jak można nazwać MPPI „Przez dotyk”, poprosiliśmy dyrektora częstochowskiego Teatru Roberta Dorosławskiego.
Jakby Pan podsumował pięć dni MPPI „Przez dotyk”?
– Były bardzo pracowite. Było to duże przedsięwzięcie pod względem organizacyjnym i logistycznym. Przyjechało do nas osiem grup teatralnych z całej Polski, z których każda miała własne wymagania techniczne, czasami zupełnie odmienne od naszych realiów. Dotarło do nas w sumie 120. gości, bo były to, prócz aktorów, całe ekipy techniczne zaproszonych placówek. I wszystkich staraliśmy się jak najlepiej podjąć, ugościć, przenocować, zapewnić wikt i opierunek. To był spory wysiłek i chciałbym z tego miejsca podziękować wszystkim pracownikom Teatru im. A. Mickiewicza. To dzięki ich zaangażowaniu – i administracji, i zespołu obsługi scen, i pracowników technicznych, i pracowni – udało się ten Przegląd zorganizować bezkolizyjnie od strony technicznej. A bywało ciężko, na przykład w przypadku sztuki z Teatru Narodowego, gdzie nasz kierownik techniczny Stach Kulczyk musiał przerobić całą scenografię, aby zmieściła się w warunkach naszej sceny. W ten sposób udowodniliśmy sobie, że potrafimy taki Przegląd w Częstochowie zorganizować.
Po drugie udało nam się zaprosić te przedstawienia, które chcieliśmy i to nas cieszy, bo pokazaliśmy częstochowskiej publiczności spektakle niezwykle różnorodne – i muzyczne, i bardzo kameralne, i przejmujące. Z niektórymi Teatrami „walczyliśmy” prawie do samego końca, bo wchodziła w grę kolizja terminów. Pojawiło się kilka nazwisk aktorów bardzo popularnych i angażowanych w różne przedsięwzięcia – serialowe, filmowe – mówię o Edycie Olszówce, Szymonie Bobrowskim, Krzysztofie Stelmaszyku, Ewie Szykulskiej, Marii Seweryn, którzy mają harmonogramy napięte.
Cieszy mnie także, że publiczność częstochowska swoją obecnością udowodniła, że Przegląd jest potrzebny, praktycznie na każdym przedstawieniu mieliśmy komplety widzów. A nie wszystkie przyciągały magią nazwisk, przy których pełne sale są oczywiste i łatwe do zrozumienia. Tak że jestem zadowolony z przedsięwzięcia.
Jak w ten Przegląd wpisały się nasze, częstochowskie propozycje?
– Nasze dwie premiery zainaugurowały Przegląd. Dwie w ciągu jednego dnia, to też jest duży wysiłek organizacyjny. Mimo, że były kameralne, to stres był spotęgowany podwójnie. I zwłaszcza „Nowonarodzony” Łukasza Wylężałka, moim zdaniem – ale także zdaniem osób, z którymi rozmawiałem, które były z nami przez całe pięć dni, na wszystkich dziesięciu przedstawieniach – w niczym nie odstawał, a niektóre pozycje nawet przewyższał artystycznie. A przecież zaprosiliśmy do Częstochowy przedstawienia kultowe, które mają na swoim koncie po kilka czy kilkanaście nagród, zdobywanych i w Polsce, i w Europie. To cieszy, że w takim zderzeniu, z tak prestiżowymi instytucjami jak Teatr Narodowy, Teatr Powszechny, z wykonawcami pokroju André Ochodlo z Teatru Atelier, nasze przedstawienie nie jest jakimś zgrzytem artystycznym. To też w jakiś sposób nas buduje i pokazuje częstochowskiej publiczności, że naprawdę nie mamy się czego wstydzić, że nasz Teatr, jeżeli chodzi o jakość artystyczną, naprawdę może być w kraju zauważalny.
Frekwencja z pewnością udowodniła, że Przegląd się sprawdził, jest potrzebny. Jednak czy to nie za duża dawka pesymizmu?
– To mogło być trochę jak „uderzenie”. Projektując Przegląd i przyjmując, że spoiwem będzie temat, a nie jakaś konwencja czy określony typ teatru, zakładaliśmy, że publiczność będzie się wymieniać. Wydaje mi się, że tutaj jednak sporo „oddechu” było, nie wszystkie przedstawienia były tak dołujące i pesymistyczne, jak „Poduszyciel” czy „Milczenie”. Przecież premiera Łukasza Wylężałka miała swoje akcenty komiczne, „Moja mama Janis” w wykonaniu Jolanty Litwin-Sarzyńskiej także była w lżejszej formie, dalej doskonale przyjęty „Brzeg-Opole”, napisany i wykonany przez dwie młode aktorki, też budził fale wesołości. Przepiękny recital André Ochodlo może nie dostarczył powodów do śmiechu, ale był refleksyjny i klimatyczny. Więc myślę, że w tej dosyć dołującej i drastycznej tematyce, jaką podjęliśmy, kilka miejsc „oddechowych” się znalazło.
Jaka więc zostanie przyjęta koncepcja przy zapowiadanej na przyszły rok, drugiej edycji MPPI „Przez dotyk”?
– Pracujemy już nad nią i chcielibyśmy, by dotykała tematu wpływów naszej, bliskiej historii, niedalekiej, polskiej, ale może i tej, która się dzieje koło nas – Białoruś, Ukraina, wojna czeczeńska, wojna na Bałkanach. Jak to się przenosi na nasze życie tutaj, kondycję tu i teraz, w tym miejscu, w którym jesteśmy w Europie. Nie mamy jeszcze spójnego tematu. Może będzie nim hasło – nie wiem, czy dobre, ciągle zastanawiamy się z dyrektorem Piotrem Machalicą – „pol. hist. wos”, jak nazwa profilu humanistyczny w liceum. A chcielibyśmy zaprosić takie przedstawienia, jak „Transfer” Jana Klaty z Teatru Współczesnego we Wrocławiu, „Osaczony” z Teatru Jaracza w Łodzi, z częstochowianinem Samborem Czarnotą czy „Ucho, gardło, nóż” Krystyny Jandy, słynny monodram, który aktorka jeszcze pokazuje w swoim Teatrze Polonia. Te przedstawienia też nie będą lekkie, też będą w dużej mierze dołujące, ale taką tematykę chcemy podczas Przeglądu podejmować, bo rzeczy „lekkie, łatwe i przyjemne” prezentujemy w dosyć dużym wymiarze na co dzień. My nie unikamy fars, nie unikamy sztuk komediowych, kostiumowych. Mamy na afiszu „Ożenek”, teraz kończymy produkcję „Igraszek z diabłem” Jana Drdy. Nasz codzienny impresariat, jak „Piosenki Starszych Panów”, „Chlip-Hop” czy inne rzeczy, które pokazujemy i sprowadzamy do Częstochowy, raczej dostarczają czasami refleksyjnego nastroju, ale generalnie kojarzą się z przyjemnym spędzeniem wieczoru czy popołudnia. Natomiast Przegląd chcemy potraktować nieco inaczej, pokazać naszą rzeczywistość w innym świetle, bo taki teatr też w Polsce się robi i zależało nam przede wszystkim na tym, żeby to były przedstawienia, których tak łatwo się nie zapomina, które nie są „letnie”, o których chce się porozmawiać, podyskutować na ich temat.
Dziękuję za rozmowę.
rozmawiał:
Łukasz Giżyński