Z perspektywy czasu, ale i z uwzględnieniem wojennej rzeczywistości, można skonstatować, iż pomoc aliancka dla Powstania Warszawskiego była wypadkową różnorodnych względów politycznych, a nie militarnych realiów.
Ważnym elementem zaangażowania w „sprawę polską” było powietrzne wsparcie udzielane antyniemieckiej partyzantce, zintensyfikowane po wybuchu Powstania Warszawskiego. Trzeba jednak zauważyć, że „wiele wody upłynęło w Tamizie”, zanim rząd Jej Królewskiej Mości zdecydował o realnej pomocy dla polskiego sojusznika i rozstrzygnął wręcz wyimaginowany spór o to w gestii jakiego resortu pomoc ta leży. Zdecydowano również, że z pomocą do okupowanej Ojczyzny latać będą głównie polskie załogi, pozostające w służbie Royal Air Force (RAF),przy czym ten stan rzeczy utrzymał się praktycznie do sierpnia 1944 roku.
Od listopada 1941 roku do października 1943 roku wykonano prawie sto lotów do Polski. Loty odbywały się głównie nocą, nad okupowaną przez Niemców północną Europą, w ciężkich warunkach atmosferycznych, a piloci mieli do pokonania dystans kilku tysięcy kilometrów (w obie strony).
Gdy straty w ludziach i sprzęcie zaczęły wzrastać, zdecydowano o zorganizowaniu bazy w Campo Casale koło Brindisi, 450 kilometrów na południe od stolicy Włoch – Rzymu. Wtedy też, a dokładnie 25 października 1943 roku wyodrębniono z RAF-u samodzielną 1586. Polską Eskadrę do Zadań Specjalnych. Jednostka ta wkrótce została przerzucona pod Brindisi i stała się jedyną wykonującą loty zaopatrzeniowe dla polskiego podziemia, po wybuchu Powstania Warszawskiego to ona wzięła na siebie główny ciężar lotniczego wsparcia walczącej stolicy.
Niestety decyzje co do bezpośredniego angażowania się eskadry w działania na „froncie polskim” pozostawały w rękach Brytyjczyków. Szczególnie niechętny Polakom marszałek lotnictwa John Slessor uważał, skądinąd zupełnie słusznie, że „pomocy Warszawie powinni udzielić Rosjanie”, przy okazji wypowiadał tezy o „beznadziejnej sytuacji Armii Krajowej” i „bezsensowności lotów do Polski”. Dopiero interwencja prezydenta RP na Uchodźstwie Władysława Raczkiewicza u premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla, wymusiła wręcz na marszałku włączenie się w pomoc dla Powstańców oraz skierowanie nad Warszawę dwóch dywizjonów lotniczych (178. brytyjskiego i 31. południowoafrykańskiego). To właśnie Slessor wstrzymał zaplanowane na 4 sierpnia 1944 roku loty z zaopatrzeniem dla stolicy, po 8 sierpnia zgodził się by „na własną odpowiedzialność” polecieli tylko Polacy, a swój rozkaz cofnął dopiero 12 sierpnia, łaskawie akceptując sugestie Churchilla.
Decyzje marszałka do dzisiaj pozostają niezrozumiałe, tym bardziej, że w momencie w którym wstrzymał pomoc dla Powstania, aż 75 % miasta znajdowało się w rękach Armii Krajowej, co za tym idzie przejęcie zrzutów nie stwarzało nadzwyczajnych trudności. Dopełnieniem powyższego niech będzie fakt, że po 17 sierpnia, do końca miesiąca, obowiązywały nowe rozkazy Slessora…do Warszawy „mogli” latać tylko polscy piloci.
Samoloty latające nad Warszawę zabierały na pokład średnio 12 metalowych zasobników ważących ponad 100 kg oraz od 6 do 12 paczek po 30 kg każda. Była w nich broń, amunicja, środki opatrunkowe, lekarstwa, papierosy, a także żywność min. konserwy, skondensowane mleko, kawa i czekolada.
Pomocy powietrznej udzielili również Amerykanie i Rosjanie. O ile rząd USA od samego wybuchu Powstania deklarował lotnicze wsparcie, uzależniając je jedynie od zgody Stalina na tzw. międzylądowanie samolotów amerykańskich na terenach zajętych przez Armię Czerwoną, to Stalin nie tylko, że nazwał największy polski zryw niepodległościowy w XX wieku „warszawską awanturą”, ale zgodę na lądowanie alianckich maszyn na…terytorium Polski wydał dopiero 10 września 1944 roku. Zresztą artyleria radziecka do połowy września prowadziła systematyczny ostrzał sojuszniczych samolotów latających z misją zaopatrzeniową dla Warszawy. Najbardziej spektakularna amerykańska operacja pomocy dla walczącej stolicy miała miejsce w samo południe 18 września 1944 roku, kiedy to 107 „Latających Fortec” B – 17 z wysokości 5 tysięcy metrów zrzuciło na Mokotów, Żoliborz i Śródmieście 1250 zasobników. Oprócz aspektu psychologicznego akcja ta miała i wymierny efekt militarny, zrzucono tyle samo sprzętu co w trakcie wszystkich dotychczasowych lotów z Włoch.
Praktycznie, kiedy los Powstania był już przesądzony, tj. po 13 września 1944 roku, rozpoczęły się zrzuty sowieckie. Od wsparcia zachodnich aliantów różniły je kwestie logistyczno-techniczne. Po pierwsze brakowało koordynacji zrzutów, po drugie przy zrzutach zazwyczaj nie używano spadochronu. Co więcej, zamiast metalowych zasobników wykorzystywano głównie jutowe i płócienne worki, praktycznie „pomoc” sowiecka była niewielka i miała wybitnie propagandowy charakter.
W całej historii lotnictwa nie było takiej operacji, jak powietrzne wsparcie Powstania Warszawskiego, ani wcześniej ani później nie zaopatrywano walczących oddziałów drogą powietrzną z odległości 1500 km i nie dokonywano nocnych zrzutów z niskiej wysokości na miasto, w którym toczono walki zbrojne.
W sierpniu i wrześniu 1944 roku z Włoch i Wielkiej Brytanii wystartowało do Polski 280 samolotów, do tego nie znana do dzisiaj liczba samolotów sowieckich. Zrzucono ponad 200 ton zaopatrzenia, z czego Powstańcy przejęli tylko połowę. W misjach nad Warszawą i placówki pod stolicą zginęło bądź zostało uznanych za zaginionych 147 lotników, w tym 59 Polaków, 37 Anglików i Południowoafrykańczyków, 12 Amerykanów, 1 Australijczyk i Kanadyjczyk. Straty w sprzęcie wyniosły 30 samolotów, z czego 11 to maszyny słynnej 1586. Polskiej Eskadry „Obrońców Warszawy”.
Wykorzystano:
Piotr C. Śliwowski, Lotnicze wsparcie Powstania Warszawskiego, Biuletyn IPN nr 8 – 9 (103 – 104) 2009 s.126 – 142.
Sławomir Maślikowski