W Konduktorowi-Zachęcie swoje najnowsze prace prezentuje częstochowska malarka Joanna Stępień. Można je oglądać do 19. marca.
Artystka uniknęła banału i, co istotne, celnie oddała klimat Paryża, miasta będącego siłą napędową artystycznej myśli. Wystawa utkana jest symbolami stolicy Francji. Wieża Eiffla, Montmartre, Luwr, Mona Lisa przeplatają się z paryskimi bulwarami, kafejkami, „małą czarną”… Całość odbiega od realizmu, sporo jest tu podtekstów, niedomówień, skojarzeń.
Stępień sięgnęła po klasyczny kontrast – pokazała Paryż dniem i nocą – a przy tym zastosowała szerszą, niż to miała dotychczas w zwyczaju, paletę barw. Jej ulubiona biel występuje w śladowych akcentach, w pracach dominuje tęczowe rozświetlenie. Tę feerię tonów i blasków artystka uzyskała stosując odcienie różnych kolorów oraz – w dużych ilościach – brokat. Pokusiła się również o pewnego rodzaju prowokację, otaczając jeden z przetworzonych obrazów Mona Lisy migającymi lampkami choinkowymi. Jak wyjaśnia, to celowy zabieg, podkreślający dwoisty, współczesny odbiór tego arcydzieła – jego bezcenność oraz powszechną obróbkę, często graniczącą z kiczowatością. Pozostała natomiast wierna w operowaniu dużymi płaszczyznami, czym uwypukliła skalę miasta w jego twórczym rozmachu.
UG
Rozmowa z Joanną Stępień
Dlaczego właśnie Paryż stał się motywem przewodnim wystawy
– Temat zrodził się z fascynacji tym miastem. Kocham duże miasta, ich blask, blichtr. Wystawa miała być połączona z koncertem Jeana Clauda Madero, który mieszkał 15 lat w Paryżu. Niestety, nie doszło do jego występu, natomiast sprawa jest otwarta i może będzie druga część Paryża. Jest to pierwsza moja wystawa z narzuconym tematem, wcześniej realizowałam tylko to, co mi w duszy gra. Praca nad ekspozycją uzmysłowiła mi po raz kolejny, jak niejednorodne, wyjątkowe i jedyne jest to miasto, jak można nim bez końca się zachwycać.
Zastosowała Pani różne techniki malarskie i formy wyrazu artystycznego.
– Temat wyzwolił u mnie pokłady nowych pomysłów, które jakby czekały na oswobodzenie. Paryż jest bardzo oczywisty, można było się obawiać banalnego spojrzenia i skojarzenia, dlatego celowo użyłam różnych środków – kolaż, folię, brokat. To przyniosło rezultat i mam świadomość, że wystawa odbiega od tego, co prezentowałam wcześniej. Spotykam się opiniami bardzo mnie cieszącymi. Niektórzy znajomi zastanawiali się, czy przyszli na moją wystawę.
Nie pominęła Pani odwiecznych symboli Paryża.
– Każdy wie, że Wieża Eiffla, kiedyś przeklęta, stała się symbolem Paryża. Nie sposób zrealizować tego tematu bez pokazania niekwestionowanego symbolu tego miasta, jego wizytówki. Wieża iskrzy i w dzień, i o zmierzchu, jest centralnym akcentem wszystkich uroczystości państwowych, wydarzeń kulturalnych, jak i działań promocyjnych. Zastosowałam brokat, by pokazać jej świetlistość. To była zabawa światłem i różnymi wrażeniami, stąd wieża jest złota i błękitna, granatowa i czerwona…
Długo trwały przygotowania do prezentacji?
– O wystawie wiedziałam od roku i temat we mnie dojrzewał. Same prace powstały w przeciągu dwóch miesięcy, ale większość koncepcji była już wcześniej ułożona w sferze myślowej, która – jak uważam – jest bardzo istotna. Podział na Paryż dniem i Paryż nocą wyłonił się naturalnie.
Który bardziej Panią fascynuje?
– Oba jednakowo. Głosy z wystawy bardzo mnie cieszą, bo i odbiorców w równym stopniu zachwycają oba Paryże, co jest dowodem, że nic nie jest pomyłką i żaden sposób przedstawienia nie jest mniej korzystny.
Paryż nocą jest bardziej realistyczny, jakby umocowany w architekturze, z kolei dzienna wizja miasta ma wiele elementów z pogranicza abstrakcji.
– Po części tak, bo nie chciałam być dosłowna. Wiem, że Paryż mocno kojarzy się z Wieżą Eiffla, musiała się więc ona pojawić. Zrobiłam to świadomie, by widz namacalnie odczuł temat. Z drugiej strony uciekam od realizmu. W sztuce bardziej fascynuje mnie przetwarzanie, oryginalne spojrzenie na zjawiska, ludzi, miasta. Gdy spostrzegłam, że dosłowności jest już zbyt wiele uciekałam w skróty, skojarzenia. Bo Paryż właśnie taki jest. Poza architekturą, historią, panuje tu specyficzna atmosfera zagęszczonych stoliczków i wszechobecnych ludzi pijących kawę, stąd jest „mała czarna o świcie, w południe, o zmierzchu”.
Ciekawie zaprezentowała Pani Mona Lisę.
– Komentowaliśmy nawet, że jest to pierwsza multimedialna prezentacja w Zachęcie. Obrazy celowo usadowiłam w dwóch wnękach naprzeciw siebie. To próba dialogu. Mona Lisa przetwarzana była na tysiące sposobów, więc chciałam coś od siebie dołożyć. Obie są brokatowe, błyszczące, z tym tylko, że jedna jest w blasku kiczowatych lampek. Mona Lisa z jednej strony jest bezcennym arcydziełem, z drugiej – jej spopularyzowanie poprzez wielokrotne przetwarzane powoduje, że staje się zużyta, niemal kiczem. Ten kontrast chciałam pokazać. Bawiłam się zatem Mona Lisą. Jest wydrukowana, odbita na ksero, czarno-biała i zarazem rozświetlona.
Powiedziała Pani, że fascynuje się miastami. Czy będą zatem kolejne wystawy miast, może Częstochowy?
– Być może tak, nie narzucam sobie z góry, na zapas, realizacji projektów. W pracy kieruję się szczerością, najpierw wobec siebie, później wobec innych. Jak ktoś kiedyś powiedział tworzenie jest poza chceniem. Chcemy coś zrobić, ale nie mamy wpływu na efekt, bo proces tworzenia jest nieprzewidywalny. Często wizja w głowie, gdy jest już realizowana albo ulega świadomej metamorfozie, albo okazuje się, że w ogóle nie miała racji bytu… Na razie jestem jeszcze w Paryżu.
Czyli bardziej realna wydaje się być wystawa „Paryż No 2”.
– Myślę, że tak, choćby dlatego, że chciałbym doprowadzić do pełnej realizacji projektu, z planowaną muzyką i piosenką francuską na żywo. Z Jeanem Claudem Madero.
Co w pracy twórczej jest dla Pani najważniejsze?
– Głównym wyznacznikiem moich działań jest oryginalność wypowiedzi. Ta wystawa jest dowodem na to i owocem. Przy powstawaniu przyświecał mi cel poszukiwania inności. To wyzwoliło we mnie potrzebę szukania nowych środków, czegoś zaskakującego, bardzo mojego, autorskiej wypowiedzi. Tego również szukam w sztuce. U twórców, których podziwiam, zauważam element oryginalności, ich własny styl i przetworzenie, a nie odtworzenie rzeczywistości.
Czy inspirowali Panią francuscy twórcy? Te kawiarenki, małe czarne przywodzą skojarzenia z Toulouse-Lautreckiem?
– Była fascynacja Lautreckiem, nie jest on jedynym. Bardziej wskazałabym Picassa. On jest moim odnośnikiem w wielu kwestiach. To geniusz, bardzo płodny twórca, o niesamowitej pasji tworzenia i kreatywności, twórca wielu kierunków w sztuce – co nikomu się nie udało. Podziwiam go, to mój ideał w sztuce. Ale mam też mistrzów polskich. Fascynuje mnie malarstwo nieżyjącej już Teresy Pągowskiej, Jerzego Nowosielskiego, ale też nowatorskie w kompozycji malarstwo Francisa Bacona.
Joanna Stępień ukończyła studia w Instytucie Wychowania Artystycznego w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Częstochowie. Dyplom z malarstwa w 1993 roku. Uprawia malarstwo sztalugowe i artystyczne malarstwo ścienne. Prowadzi autorską galerię „Zajazd Kruszyna”. Od 2005 roku należy do Regionalnego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych w Częstochowie, od 2007 roku do ZPAP. Wystawa w Konduktorowni jest jej 17. prezentacją indywidualną. Uczestniczyła również w siedmiu wystawach zbiorowych.
URSZULA GIŻYŃSKA