d wielu miesięcy trwa bezustanny atak niemieckiej prasy (patrz strona pierwsza niniejszego wydania Gazety Częstochowskiej) na polskich parlamentarzystów celem deprecjonowania ich roli; utrzymywania polskich posłów, senatorów pod stałym obstrzałem prześmiewczych oszczerstw i insynuacji; wreszcie systematycznego odbierania posłom i senatorom ich narzędzi pracy.
Smutne, że w tę nagonkę, w imię faryzeuszowskich kalkulacji, wpisała się również obecnie rządząca koalicja, z czego, nawiasem mówiąc, niemiecka prasa jest bardzo dumna.
Na powstałą sytuację zareagował stanowczym, choć przewrotnym oświadczeniem, złożonym w Sejmie – poseł Szymon Giżyński.
Oświadczenie posła Giżyńskiego z dnia 27. lutego 2008 r. drukujemy poniżej.
/r./
Panie Marszałku! Wysoki Sejmie!
Z wyraźną ulgą wypada stwierdzić, iż po wielu latach, do niedawna jeszcze bezskutecznych nacisków niemieckiej prasy wychodzącej w Polsce, obecna koalicja rządząca poszła wreszcie po rozum do głowy i zaczęła odbierać polskim parlamentarzystom ich narzędzia pracy. Ten ze wszech miar słuszny kierunek, co się chwali, regularnie aktualizowany na łamach niemieckiej prasy i w gabinetach koalicji, by się całkowicie powiódł, nie może się jednakowoż opierać na dotychczasowych półśrodkach. Trzeba bowiem pochwycić przysłowiowego byka za przysłowiowe rogi.
Dlatego służę obecnej koalicji rządzącej kilkoma świeżymi pomysłami, których realizacja zwróciłaby budżetowi olbrzymie środki marnotrawione na polski parlament, eliminując raz na zawsze zmorę deficytu budżetowego, a jednocześnie pojawiłaby się długo oczekiwana szansa dostosowania wizerunku i statusu polskiego posła i senatora do wyobrażeń obywatela, reprezentowanego przez obecną koalicję rządzącą, i posiadającego gotowy i obiektywny instruktaż niemieckiej prasy wychodzącej w naszym kraju, dla naszej wygody, po polsku.
Pomysł pierwszy. Ze względów finansowych, ale także wychowawczych należałoby natychmiast zastąpić usługi świadczone przez funkcjonariuszy Straży Marszałkowskiej, panie sprzątaczki i panie recepcjonistki, pracą społeczną pań posłanek i panów posłów. Uniformy Straży Marszałkowskiej mogliby przecież od razu przywdziać państwo posłowie, którzy wcześniej odziewali się w mundury różnych służb i straży; do sprzątania zaś – własnego pokoju, przydzielonych części korytarzy i schodów każdy z parlamentarzystów by ochoczo ruszył, bo przecież przyjmując z miasta kilkanaście towarzyskich wizyt dziennie nikt nie chciałby zaskarbić sobie opinii flejtucha.
W trosce o jawność życia publicznego czynności sprzątacze parlamentarzystów powinny być transmitowane – i to ze względu na konieczny obiektywizm i atrakcyjność przekazu – wyłącznie przez komercyjne stacje telewizyjne.
Z zastosowania mojego pomysłu wyniknęłyby same błogosławione skutki. Posłowie z różnych partii przestaliby się wreszcie kłócić, jak to permanentnie czynią, o różne nieistotne sprawy, a czas by im upływał na szlachetnej rywalizacji o błysk posadzek i przezroczystość sejmowych szyb.
Parlamentarzyści dostaliby też szansę, co im się dotąd nieczęsto zdarza, świecenia przed społeczeństwem budującym przykładem, co też od razu polepszyłoby nastroje tegoż społeczeństwa.
Pomysł drugi. Nie ma żadnego ustrojowego ani społecznego uzasadnienia, by posłowie podróżowali z domu do Sejmu i odwrotnie przy pomocy samolotu czy Inter City. Celem ratowania budżetu, który jak wiadomo ma tę skłonność, że się chwieje, należy skierować posłów do korzystania z pociągów osobowych, w klasie drugiej i to pod pewnymi warunkami. Mianowicie takimi, że na każde 100 kilometrów trasy musiałaby przypadać przynajmniej jedna przesiadka.
Dałoby to efekt podróżowania na przykład ze Szczecina do Warszawy 19 godzin, a z Piotrkowa do Warszawy – 9, co przyniosłoby posłom samą korzyść w postaci lepszego poznania społeczeństwa i w ogóle życia, co jak do tej pory, nie było ich mocną stroną.
Pomysł trzeci. Kompletnym załamaniem się, i to z powikłaniami, finansów publicznych grozi ciężkie marnotrawstwo jakie dokonuje się w poselskich pokojach, w postaci panującej tam temperatury. W moim pokoju, na przykład, panuje 18 stopni, a powinno panować, od 4 do 6. Przeżyję, i to jest najważniejsze, co mi zapewnią, już przywiezione do Warszawy, alpinistyczny skafander i turecki kożuch z lat siedemdziesiątych.
Z prezentacją następnych pomysłów na razie się wstrzymam, bo są one w fazie opracowywania; tu nadmienię tylko, iż dotyczą likwidacji wszystkich sejmowych restauracji i barów i zastąpieniu ich jedną, powszechną stołówką, do korzystania z której, zamiast diet przysługiwałby posłowi całodniowy bon żywieniowy. Biuru Ekspertyz i Analiz Sejmu zleciłem już wydanie opinii, która z proponowanych przeze mnie, wariantowo, stawek całodniowego bonu żywieniowego, jest bardziej dostosowana do potrzeb i możliwości posłów: 5,40 czy 6,20 PLN. Czekam niecierpliwie na odpowiedź i po jej otrzymaniu natychmiast przystąpię do nowelizacji mojego oświadczenia poselskiego.
r