O Gali Lodowej, obozie sportowym w Cetniewie (w dniach 14-20 stycznia), startach w Ekstralidze i planach na sezon 2017 rozmawiamy z juniorem Włókniarza Częstochowa, Michałem Gruchalskim.
Norbert Giżyński: Za nami 15. edycja częstochowskiej Gali Lodowej. Zwyciężyłeś w tych zawodach. Zaskoczony?
Michał Gruchalski: Jestem mega zaskoczony, tak naprawdę ja tylko o tym śniłem. Jednakże, jak to mówią, marzenia się spełniają. Mam nadzieję, że za rok też uda mi się wygrać.
Tego typu imprezy traktujesz jako trening bądź zabawę? Czy może podchodzisz do nich równie profesjonalnie jak do zawodów w żużlu klasycznym?
Przede wszystkim chodzi o to, by mieć ciągły kontakt z motocyklem. Wiadomo, że żużlowiec, nawet w trakcie przerwy, potrzebuje jazd na swoim motocyklu. Na szczęście klub Włókniarz Częstochowa nam, zawodnikom, umożliwia to choćby w taki sposób, że organizuje Galę Lodową. Jest to dla nas, powiedzmy, tzw. „haczykiem”, który może zaprocentować w nadchodzącym sezonie.
Opowiedz coś o swoich początkach ze sportem żużlowym. Jak to się u Ciebie zaczęło?
Pewnego dnia moja mama zabrała mnie na stadion żużlowy, gdzie rozgrywany był mecz z udziałem Włókniarza Częstochowa. Było to w 2009 roku. Wtedy też po raz pierwszy na własne oczy zobaczyłem zawody żużlowe. Oczywiście już wcześniej wiedziałem co to jest za sport, ale to był pierwszy raz kiedy wybrałem się na mecz żużlowy. Gdy zawodnicy kończyli przejeżdżać pierwsze okrążenie już czułem emocje. Bardzo mi się to spodobało. W kolejnym roku coraz częściej zacząłem chodzić na mecze żużlowe, wgłębiać się w tajniki tego sportu. Później usłyszałem o naborze do szkółki żużlowej na minitorze i sam postanowiłem spróbować swoich sił.
Ważnym dla Ciebie rokiem był rok 2014, kiedy zdobyłeś tytuł Indywidualnego Mistrza Polski i trzecie miejsce w Drużynowych Mistrzostwach Polski w miniżużlu. Wracasz czasami wspomnieniami do tamtych chwil?
Muszę powiedzieć, że wczoraj (27 stycznia – dop. autor) obejrzałem wszystkie filmy z moim udziałem za czasów gdy startowałem na minitorze. Na pewno fajnie jest wrócić wspomnieniami do tamtych chwil, bo wszystkie medale i puchary, które zdobyłem, na zawsze pozostaną już dla mnie pamiątkami.
W sezonie 2016 zwyciężyłeś w rozgrywkach Nice Cup. W innych turniejach juniorskich jak Młodzieżowe Drużynowe Mistrzostwa Polski czy Zaplecze Kadry Juniorów również mogłeś się pochwalić dobrymi zdobyczami punktowymi. Pod tym kątem był to dla Ciebie udany sezon…
Były wzloty i upadki. Najważniejsze, żeby pamiętać głównie wzloty. Bardzo ubolewałem nad tym, że nie otrzymałem szansy na starty w meczach ligowych, bo uważam, że, swoją postawą, jaką prezentowałem przynajmniej w niektórych treningach, zasłużyłem na to. Niestety nie doczekałem się tego. Teraz muszę żyć przyszłością, a nie przeszłością.
Za Tobą m.in. obóz sportowy w Cetniewie, w którym brał udział niemalże cały zespół Włókniarza Częstochowa (zabrakło jedynie Andreasa Jonssona). Jak wspominasz ten okres? Był on dla Ciebie wymagający?
W ciągu dnia odbywaliśmy cztery treningi. Ten obóz był naprawdę super, zwłaszcza że uczestniczyła w nim sympatyczna ekipa. Mieliśmy blisko do morza. Dużo czasu spędzaliśmy na świeżym powietrzu, choćby uprawiając biegi. Nudno nie było, a mieliśmy co robić. Pan Piotr Ruszel, w trakcie obozu, starał się nas przygotować na 100 %. Myślę, że to też zaowocuje w przyszłym sezonie. Na obozie był z nami również nasz nowy trener, pan Lech Kędziora, którego, z tego miejsca, pragnę bardzo serdecznie pozdrowić.
Jak ponadto wyglądają Twoje kondycyjne przygotowania do nadchodzącego sezonu?
Nie będę ukrywał, trochę się obijam (śmiech). Cóż, jak wspominaliśmy, uczestniczyłem w obozie w Cetniewie. Teraz grywam w siatkówkę. Staram się coraz prężniej rozwijać. Ale mimo wszystko uważam, że to nie jest tak aż bardzo ważne jak jazda na żużlu.
W sezonie 2017 wspólnie z Oskarem Polisem będziesz stanowił o sile częstochowskich juniorów. Może to być dla Ciebie spore wyzwanie, tym bardziej że będziesz debiutował w rozgrywkach ligowych…
Dla mnie starty w PGE Ekstralidze będą motywacją. Jak sama nazwa bowiem wskazuje, jest to najlepsza liga na świecie. Myślę, że razem z Oskarem uda nam się wygrać kilka wyścigów, że nie będziemy „chłopcami do bicia”, a kibice będą z nas zadowoleni.
Co byś powiedział o składzie Włókniarza, który został zbudowany w minionym okienku transferowym. Jest to skład wyłącznie zdolny do walki o utrzymanie się w elicie, czy może nawet o lepszy rezultat?
Uważam, że skład jest mocny, ale, co też ważne, zawodnicy są bardzo sympatyczni. Z Matejem (Zagarem – dop. autor) można porozmawiać o wszystkim, podobnie jak z Rune Holtą. Sebastian (Ułamek – dop. autor) zawsze pomoże. Skład jest naprawdę fajnie złożony.
Jak już wspominaliśmy, Waszym trenerem w sezonie 2017 będzie Lech Kędziora. Co sądzisz o tym szkoleniowcu? Czy może on pozytywnie wpłynąć na klimat, panujący w zespole?
Trener Lech Kędziora jest jak przyjaciel. Z nim można zarówno porozmawiać o wszystkim, jak i porobić fajne rzeczy. Myślę, że jest to szkoleniowiec, który rozumie zapotrzebowanie młodych zawodników. Na pewno nam bardzo pomoże.
Masz jakieś wyznaczone plany indywidualne na sezon 2017?
W zasadzie nie mam planów indywidualnych. Przede wszystkim chciałbym jeździć jak najlepiej dla Włókniarza. Myślę, że mi się to uda.
W bieżącym roku, oprócz polskiej PGE Ekstraligi, występować będziesz w duńskiej Superlidze w zespole Holsted Tigers. Jakie nadzieje wiążesz ze startami w Skandynawii?
Myślę, że tam też powalczymy o jak najlepszy wynik. W tych rozgrywkach również chce zdobywać jak najwięcej punktów. A co będzie? Zobaczymy.
Dziękuję za rozmowę.
Norbert Giżyński