Dopóki jesteśmy piękni i młodzi nie zastanawiamy się nad tym, czym jest choroba i cały proces jej zwalczania. Barbara Kowalik, mieszkanka Blachowni też nigdy nie myślała o lekarzach, szpitalach, itp., bo i wiek nie po temu – 32 lata – i czasu brak na zaprzątanie sobie głowy tematami na przyszłość. Jako szczęśliwa mężatka, matka dwóch dorodnych córek koncentrowała się na życiu doczesnym.
Dopóki jesteśmy piękni i młodzi nie zastanawiamy się nad tym, czym jest choroba i cały proces jej zwalczania. Barbara Kowalik, mieszkanka Blachowni też nigdy nie myślała o lekarzach, szpitalach, itp., bo i wiek nie po temu – 32 lata – i czasu brak na zaprzątanie sobie głowy tematami na przyszłość. Jako szczęśliwa mężatka, matka dwóch dorodnych córek koncentrowała się na życiu doczesnym.
– W połowie maja tego roku zaczęłam odczuwać nieznane mi dotąd bóle brzucha. Poszłam więc do lekarza ginekologa, bo pomyślałam, że to pewnie jakieś sprawy kobiece. Chodziła do przychodni przez trzy tygodnie, ale lekarz nie doszukał się żadnych nieprawidłowości. Wybrałam nawet partię antybiotyków, bo sugerowano, że może wystąpił u mnie nieznany stan zapalny – opowiada pani Barbara. Kuracja lekami niewiele pomogła, zwłaszcza, że samopoczucie pacjentki pogarszało się z dnia na dzień. – Pewnego dnia poczułam się tak źle, że rodzina wezwała pogotowie. Przyjechała pani doktor i zaaplikowała mi cztery zastrzyki: rozkurczowy, przeciwbólowy, uspokajający i nasenny. Diagnoza lekarza brzmiała trochę niewiarygodnie – nerwoból, ale przecież się nie znam, więc stwierdziłam, że pewnie to prawda – mówi Barbara Kowalik. Ataki bólu nie ustępowały. Ponieważ ginekolog uznał pacjentkę za zupełnie zdrową, kobieta postanowiła doleczyć się u internisty. – Dochodziło do tego, że ból zupełnie mnie paraliżował. Ostre kłucie zmieniało mnie na twarzy – raz byłam blada, a raz zielona. Trzeci lekarz podpowiedział, że może to wyrostek, ale sam pewien nie był i dlatego dał mi skierowanie do chirurga na ostry dyżur w szpitalu – mówi pani Kowalik. Drętwienie prawej nogi i potworny ból zmusił panią Barbarę do przyjazdu do szpitala na Zawodzie w Częstochowie, na ostry dyżur. – Zrobiono mi USG, które ponoć nic nie wykazało i podano zastrzyk. Lekarze mieli wątpliwości, czy to wyrostek, czy też zapalenia otrzewnej. Po trzech godzinach obserwacji medycy doszli do wniosku, że nie ma konieczności, abym zostawała w szpitalu i wypuścili mnie do domu – mówi pacjentka. Działanie zastrzyku było na tyle skuteczne, że kobieta czując się lepiej nie chciała zostawać w szpitalu. – Teraz wiem, że powinnam inaczej postąpić.
Należało nie opuszczać szpitala albo poszukać pomocy gdzieś indziej. Ale sama pani przyzna, że to żadna przyjemność siedzieć w szpitalu zamiast w domu, zwłaszcza, że ból częściowo ustąpił, a i specjaliści ze szpitala nie nalegali. Zasugerowałam się opinią lekarzy, że jakoby nic mi nie jest… – opowiada Barbara Kowalik. Ponieważ kobietę potraktowano jak osobę zdrową, nikt nie zapytał, czy ma czym wrócić do domu. – Szwagier, który mnie przywiózł pojechał już do Blachowni, a ja bez pieniędzy, nadal obolała i trochę otępiała zupełnie nie wiedziałam dokąd mam pójść i co ze sobą zrobić. Gdy po godzinie jechałam już do domu, bo przyjechała po mnie rodzina modliłam się w duchu, by wytrzymać do dnia następnego – mówi pani Kowalik. Sobotni ostry dyżur po szpitalu na Zawodziu miał przejąć szpital w Blachowni, blisko domu pani Barbary. – Lekarze w szpitalu w Blachowni od nowa zrobili mi wszystkie badania. Gdy usłyszałam, że mam brzuch pełen płynów nie zaniepokoiłam się, bo trudno, by w brzuchu było sucho. Dopiero, gdy zaczęło robić się dziwne zamieszanie, zapytałam co się dzieje. I wtedy usłyszałam od lekarza – ma pani krwotok wewnętrzny, brzuch jest wypełniony krwią z powodu pękniętej… ciąży pozamacicznej – opowiada pacjentka. Trudno dziś oceniać, czy szokująca wiadomość, czy też faktyczny stan kobiety przyczyniły się do zasłabnięcia, spadku ciśnienia i na koniec utraty przytomności. – Jak przez mgłę pamiętam, że personel biegał wokół mnie jak oszalały. Dziś wiem, że gdyby nie szybka reakcja lekarzy z Blachowni – pana Jabłońskiego i Kotusiewicza, którzy mnie operowali nie dożyłabym następnego dnia. Gdy odzyskałam przytomność pielęgniarka powiedziała mi, że byłam już jedną nogą na tamtym świecie – opowiada Barbara Kowalik. Opinie specjalistów są w tej kwestii zgodne – wykrycie ciąży pozamacicznej nie jest sprawą prostą, jednak w przypadku dolegliwości, na które skarżyła się pacjentka wyeliminowanie tej przyczyny powinno być rutynowe i należy do elementarnych powinności każdego lekarza. Graviditas extrauterina rupta, bo tak po łacinie nazwane jest pęknięcie ciąży pozamacicznej nie następuje od razu, lecz jest procesem długotrwałym, stąd narastające bóle u pani Barbary. Zgłaszanie się pacjentki w piątek do szpitala na Zawodzie – zdaniem lekarzy – powinno być wystarczające do wykrycia przyczyn uciążliwego bólu. Nikt nie postawił jednak trafnej diagnozy, co Barbara Kowalik mogła przypłacić życiem. – Ktoś zapyta, po co z tą historią przyszłam do gazety i opowiadam o tak intymnych sprawach. Chciałabym przestrzec wszystkich chorych, aby nie powierzali swojego życia tylko jednemu lekarzowi, który, niestety, jest omylny. Należy szukać pomocy we wszystkich możliwych miejscach na ziemi. Dziś nie śpię po nocach, bo wciąż się boję, że jeśli przyjdzie ból nikt mnie nie uratuje, a ja bardzo chcę żyć dla moich dzieci, dla mojej rodziny – mówi Barbara Kowalik.
Komentarz lekarzy
– Jestem zadowolony, że ta pani właśnie u nas wreszcie uzyskała właściwą pomoc. Dla naszego szpitala ważne jest, że zespół u nas zatrudniony sprawdził się. Stan chorej rzeczywiście był bardzo ciężki – przetoczyliśmy tysiąc mililitrów krwi, wykonaliśmy operację ratującą życie, a po siedmiu dobach w zadowalającym stanie wypuściliśmy pacjentkę do domu. Co do szpitala na Zawodziu, wolałbym nie wypowiadać się o pracy innych lekarzy, zwłaszcza, że trudno oceniać kogoś na odległość – mówi Andrzej Minkner, zastępca dyrektora ds. lecznictwa Szpitala im. R. Weigla w Blachowni.
O komentarz poprosiłam także dyrekcję Szpitala im. Rydygiera, jednak nie zastałam nikogo, kto mógłby udzielić informacji na temat przebiegu leczenia pani Barbary Kowalik.
RENATA KLUCZNA