Angielski spiker „Błyskawicy”


POWSTANIE WARSZAWSKIE

Wydawać by się mogło, że o Powstaniu Warszawskim wiemy prawie wszystko, okazuje się jednak, że przysłowiowe „prawie”, rzeczywiście „robi wielką różnicę”. Wielu mieszkańców naszego regionu to właśnie po lekturze „Gazety Częstochowskiej” uświadomiło sobie, że słynna powstańcza radiostacja „Błyskawica” powstała w Częstochowie, a jej twórca Antoni Zębik konstruował ją w jednej z kamienic przy Alei Najświętszej Maryi Panny.
Wielu dowiedziało się również, że to miasto Częstochowa przyjęło po upadku Powstania największą falę uchodźców ze stolicy – około 20 tysięcy. Nie wszyscy jednak wiedzą, że człowiekiem, który obsługiwał „Błyskawicę”, przygotowując i posyłając w eter prawie wszystkie obcojęzyczne komunikaty był John Ward – jedyny brytyjski żołnierz walczący ramię w ramię z powstańcami.
Ward urodził się w Birmingham w 1921 roku i już w wieku 18 lat ochotniczo wstąpił do RAF-u (królewskich sił powietrznych Wielkiej Brytanii), gdzie przydzielono go jako radiotelegrafistę do 226. Eskadry Bombowej. Jego lotnicza kariera nie trwała jednak zbyt długo, jako że już w pierwszym dniu agresji niemieckiej na Francję i państwa Beneluksu – 10 maja 1940 roku jego bombowiec Fairey Battle zostaje zestrzelony nad Luksemburgiem, a on trafia do niewoli. Początkowo przebywa w obozach jenieckich w głębi Niemiec, ale gdy wiosną 1941 roku przeniesiono go do Lissy (polskiego Leszna) natychmiast podejmuje próbę ucieczki. Niestety – po kilku dniach Niemcy łapią go w pobliskim Gostingen (Gostyniu) i umieszczają w miejscowym więzieniu. Niepokorny Anglik szybko orientuje się w swojej sytuacji i ucieka z gostyńskiego aresztu jeszcze tego samego dnia, rozpoczynając karkołomny „marsz na wschód”. Przemieszcza się głównie nocami. W dzień stara się spać i jak najwięcej odpoczywać, prowizoryczne kryjówki i legowiska mości w przydrożnych krzakach i lasach. Z oczywistych powodów unika dużych skupisk ludzkich. Jego marszruta prowadzi na wschód, a skradziony Niemcom kompas i kawałek mapy wspomagają w drodze. Mimo przeciwności losu Ward „trzyma” niezłe tempo marszu – ok.15 km na dobę, co ważne, udaje mu się ominąć dość duży ośrodek administracyjny Kalisz i po dziesięciu dniach, dociera na przedmieścia Sieradza. Skrajnie wyczerpany, zupełnie nie mający świadomości miejsca, zarazem jednak pewny, że to Polska, a nie Niemcy, puka do drzwi domu, który wydaje mu się „najbardziej polski” i…pada ze zmęczenia.
Dom zamieszkiwany jest przez rodzinę Kokoszków, a głowa rodu Jan, szybko orientuje się kim może być tajemniczy wędrowiec. Natychmiast udziela mu daleko idącej pomocy i informuje o jego „przybyciu” lokalną komórkę Armii Krajowej (AK). Po dwóch tygodniach zaopatrzony w fałszywe dokumenty zostaje przerzucony, w kartonie po papierosach, do Łodzi. Tam przechodzi procedury związane z potwierdzeniem tożsamości, wkrótce trafia pod Zgierz, a następnie do Piotrkowa Trybunalskiego. W Piotrkowie miejscowe dowództwo podejmuje decyzję o przekazaniu Johna do dyspozycji Komendy Głównej AK i tym sposobem żołnierz trafia do okupowanej Warszawy.
W stolicy powierzono mu wiele obowiązków, min. szkoli radiotelegrafistów i prowadzi nasłuch zachodnich radiostacji. Zanim jednak w pełni wykorzystano jego liczne talenty, w tym językowe, oprócz ojczystego, władał również językiem niemieckim i francuskim, zostaje zaprzysiężony jako żołnierz AK i mianowany do stopnia porucznika.
W momencie wybuchu Powstania Ward jest już członkiem Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK. Jako porucznik Polskiej Podziemnej Armii i sierżant Armii Brytyjskiej wysyła do Londynu ponad 100 depesz, w których opisuje tragedię walczącego miasta. Wielokrotnie zwraca w nich uwagę na bestialstwo Niemców, którzy wbrew wszelkim międzynarodowym konwencjom mordują cywilów min. używając ich jako żywych tarcz, masakrują i dobijają rannych powstańców, podpalają szpitale i równają z ziemią całe dzielnice. Przede wszystkim jednak – żąda konkretnej pomocy dla powstańców. Oto fragment jednej z jego depeszy:
„…Sir, potrzebujemy granatów, broni przeciwpancernej, ciężkich karabinów maszynowych i amunicji wszystkich typów…”
Depesze trafiają do członków brytyjskiego gabinetu, jednak okazują się zbyt „mało wiarygodne” i opóźnia się przekazywanie ich premierowi Churchillowi. Brak jakichkolwiek realnych działań ze strony rodaków, doprowadza Warda do wściekłości. Rozżalony i zdesperowany podejmuje decyzję o współpracy z brytyjską prasą i zaczyna wysyłać swoje nieocenzurowane relacje z Warszawy bezpośrednio do mediów. Jego porywające i rzetelne, komunikaty najczęściej publikuje poczytny „The Times”, którego w końcu John staje się stałym wojennym korespondentem. W jednym z nich pisze:
„…Całe miasto płonie. Niemcy zabijają wszystkich bez różnicy – mężczyzn, kobiety i dzieci, cywilów i żołnierzy Armii Krajowej…”.
W kolejnym odwołuje się, niestety bezskutecznie, do elementarnej sojuszniczej przyzwoitości:
„…Jestem dumny jako Anglik, że mogę walczyć razem z Polakami. Apeluję do całego narodu brytyjskiego: POMÓŻCIE WARSZAWIE!”
Ze względu na swoją „nie angielską” naturę i chęć autentycznego angażowania się w walkę, John w równym stopniu budzi sympatię współtowarzyszy wojennej niedoli, jak i wpędza ich w zakłopotanie. Nie można było przecież dopuścić do sytuacji w której jedyny „zagraniczny” spiker „Błyskawicy” ginie na powstańczej barykadzie. Na szczęście tak się nie stało, ale w czasie jednej z potyczek krnąbrny dziennikarz zostaje ranny, a za swoje męstwo otrzymuje z rąk gen. Tadeusza Bora – Komorowskiego Krzyż Walecznych.
2 października 1944 roku Powstanie Warszawskie upada, dwa dni później milknie Radio „Błyskawica”. Prawie cała Komenda Główna AK, kieruje się na Południe, w kierunku Częstochowy, by tam wkrótce ulokować swoją siedzibę. Ward podąża jej śladem, jednak do Częstochowy nie dociera. Wstępuje do 7 Dywizji Piechoty AK „Orzeł” i w jej szeregach walczy dalej z Niemcami, a potem Rosjanami. Za swoje męstwo wkrótce, tym razem z rąk gen. Leopolda Okulickiego, odbiera drugi Krzyż Walecznych. W marcu 1945 roku opuszcza swój partyzancki oddział i przez kolegów z Powstania nawiązuje kontakt z Londynem. Otrzymuje rozkaz w którym jego brytyjscy przełożeni obligują go do oddania się w ręce Rosjan, zapewniając jednocześnie o całkowitym bezpieczeństwie. Wykonując polecenia Londynu, John udaje się do Warszawy i tam zgłasza do sowieckiej komendantury miasta. Po dwóch miesiącach drobiazgowych przesłuchań odesłany zostaje do Odessy, a tam zaokrętowany na statek płynący na Maltę. Po krótkim pobycie na wyspie odlatuje do Londynu, by po pięciu latach wojennej tułaczki wrócić do Ojczyzny. Jego doświadczenie zostaje wykorzystane i John Ward, po gruntownym sprawdzeniu przez brytyjski kontrwywiad, zostaje oficjalnie dyplomatą w służbie Ich Królewskich Mości. W rzeczywistości do końca swojej zawodowej kariery pracuje dla MI5 (brytyjskiej służby wywiadowczej) w kilkunastu placówkach na całym świecie. John Ward pod koniec życia odwiedza również Polskę, umiera w 1995 roku nie pozostawiając po sobie żadnych wspomnień i pamiętników.

Sławomir Maślikowski

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *