Piękne są miasta na świecie, znane szeroko ze swych atrakcji: położenia, zabytków, terenów rekreacyjnych, gastronomii, nocnego życia. Niektóre mają w swej architekturze lub atmosferze coś tak niepowtarzalnego, iż obdarzone zostały pięknymi epitetami. Oto w Europie np. jest miasto lilii (Florencja), miasto stu wież (Pawia w Lombardii), – granitowe miasto (Aberdeen), miasto dzwonów (Strasburg), miasto Trzech Króli (Kolonia), miasto fiołkami wieńczone (Ateny), miasto światła (Paryż). Urocze są również niewielkie miasteczka, ciche, spokojne, czyste, ukwiecone. Wystarczy pojechać do Niemiec czy Austrii, by się przekonać, że byle mieścina ma swój urok, zachęca do spacerów, przesiadywania na ławeczce letnią porą, wejścia do kawiarni. Odrestaurowane, zadbane starówki przyciągają nie tylko turystów, są także dumą mieszkańców.
Częstochowa jest miastem znanym, powszechnie kojarzonym z Jasną Górą, często określana bywa mianem “świętego miasta”. Jasnogórski klasztor ma wysoką lokatę wśród europejskich zabytków, sanktuarium licznie odwiedzają turyści, co roku tłumnie przybywają tu pielgrzymi z całego kraju; zostawiają pieniądze i nadają miastu specyficzny, pątniczy klimat, choć nie tak wyraźny jak dawniej (Jerzy Duda Gracz wspaniale uwiecznił w swych dziełach ów jarmarczno-pielgrzymi koloryt miasta obecny w latach 60-tych). Czy oprócz tego, że Częstochowa jest “świętym miastem”, miejscem kultu i peregrynacji, da się coś jeszcze o niej powiedzieć? Jako częstochowianka muszę, niestety, stwierdzić, że moje miasto, które darzę wielkim sentymentem, jest szpetne, brudne, zaniedbane. Jego stare centrum – Aleje – ogołocone z zieleni, katowane trującymi spalinami, zaśmiecone, pstrokate od tandetnych reklam, niszczeje; jego zabytkowa materia ledwo dyszy. Historyczny prospekt codziennie, od lat narażony jest na zmasowany atak wszelkich pojazdów. Suną tędy zdezelowane, cuchnące autobusy miejskie dewastując nawierzchnię i tworząc smog. Paskudnie prezentują się chodniki, straszą dziurami, pęknięciami. Wprawdzie zabytkowe kamieniczki mają odmalowane fasady, ale w podwórka lepiej się nie zapuszczać, ich ruina jest porażająca. Zdarzają się też takie, wołające o pomstę, działania, jak wkomponowanie w starą architekturę dysonansowej bryły Schotta. Co na to miejscy urbaniści, architekci, esteci?
Tyle o reprezentacyjnych Alejach, o innych zakątkach i zaułkach miejskich, ulicach takich jak Krakowska, Nadrzeczna, Wilsona nie będę pisać, bo to daremne. Im dalej od centrum, tym większa brzydota, brud, wszechobecne śmiecie. Po 15 latach transformacji jesteśmy państwem biednym i coraz biedniejszym, na wszystko brakuje pieniędzy. Ale nie zawsze i nie wszystko zależy od stanu finansów, czasami sytuację ratują mądre decyzje, konsekwentne działania. W ten sposób można by zdecydowanie poprawić wygląd miasta. Przede wszystkim należy wyłączyć Aleje z ruchu, ta prosta decyzja powinna była zapaść już dawno. Po drugie, dotkliwie i uporczywie karać mieszkańców mandatami za zaśmiecanie. Po trzecie, wykorzystać pomysły i projekty częstochowskich artystów w celu poprawienia estetyki miasta. Na przykład rzeźbiarz, Jerzy Kędziora, ma gotowy, niezwykle interesujący plan korzystnej zmiany wizerunku Częstochowy. Jego “balansujące” rzeźby zdobiące wiele europejskich metropolii, powinny być przecież wizytówką naszego miasta. Jest sporo możliwości, nie tak znów kosztownych, by uczynić je pięknym, niepowtarzalnym, bliskim sercu każdego mieszkańca. Chciałabym odczuwać zadowolenie i satysfakcję, że mieszkam w uroczej Częstochowie, mieście “różanego corso i balansujących aniołów”. Jednak opieszałość i niemoc kolejnych władz każą mi wątpić, czy dożyję tych czasów. Póki co, z obrzydzeniem myślę o wyprawie do Biblioteki Publicznej w paskudnych Alejach.
HALINA PIWOWARSKA