Znakomita passa zwycięstw zawodników Exact Systems Norwida Częstochowa trwa w dalszym ciągu. W starciu 11. kolejki Tauron 1. Ligi (czwartek, 25 listopada) zwyciężyli nad BAS-em Białystok, nie tracąc seta. Duży wkład w ten tryumf włożył Damian Kogut, który zdobył łącznie 18 punktów. W rozmowie z nami przyjmujący „Granatowo-Błękitnych” podkreślił m.in. rolę, jaką – w osiągnięciu końcowego rezultatu – odegrał także MVP potyczki, libero, Sho Takahashi.
Przed dzisiejszym spotkaniem mieliście bardzo dobrą serię wygranych potyczek. Do tego w tabeli dzieliła Was i drużynę z Białegostoku spora przepaść, na Waszą zresztą korzyść (Norwid zajmował szóste, a BAS – trzynaste miejsce w tabeli – przyp.). To wszystko oznaczało, że Wam przysługiwało miano faworyta meczu. I chyba udało się Wam tę rolę spełnić w 100 %.
– Wygraliśmy za trzy punkty po dosyć szybkim meczu. Szczerze mówiąc nie byliśmy przygotowani na to, że białostoczanie wyjdą na parkiet zupełnie innym składem od tego, którym przeważnie grywali we wcześniejszych meczach. Były u nich niemalże na każdej pozycji roszady. Ale udało nam się to „przepchnąć”. Trzy punkty zostały w Częstochowie, z czego bardzo się cieszymy. Tym bardziej, że w tabeli – zwłaszcza w górnej części – jest bardzo ciasno, a w takich sytuacjach każdy punkt się liczy.
Spodziewaliście się tak szybkiego zwycięstwa?
– Wiedzieliśmy, że będziemy grać z zespołem z dołu tabeli. Jednakże do każdego meczu staramy się przygotować tak samo, czyli jak najbardziej profesjonalnie. Skupieni na każdej piłce. Ale nie ukrywamy, że zamierzaliśmy w tym pojedynku przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Mimo że wygraliście gładko 3:0, jakby nie patrzeć, siatkarze z Białegostoku Wam się postawili. W pierwszym secie w pewnym momencie doprowadzili do remisu. W drugim na moment wyszli nawet na prowadzenie i to już na samym początku (2:1). W trzecim, ostatnim, również deptali Wam mocno po piętach…
– Oczywiście. Oni (gracze BAS-u Białystok – przyp. red.) nie mieli nic do stracenia. My zaś chcieliśmy utrzymać zwycięska passę. „Wychodzili” do góry, atakowali z każdej piłki, bez względu na to, jak była wystawiana. Bili z całej siły. W związku z tym musieliśmy się skupić na poprawnym ustawieniu: blok-obrona. Jak się później okazało, to zupełnie wystarczyło, aby trzy punkty zostały w Częstochowie.
Do tego wyniku przyczyniły się na pewno zdobyte przez Ciebie punkty, których w sumie było na Twoim koncie osiemnaście…
– Dzisiaj bardzo dobrze się czułem na boisku. Pokazywało to również wspomniane przez Ciebie osiemnaście punktów. Nie można też zapominać o naszym libero (Sho Takahashim – przyp. red.), który wyróżnia się swoją postawą w każdym meczu. W rankingu przyjmujących w 1. Lidze znajduje się na pierwszym miejscu. Tym bardziej więc musiał być w końcu doceniony przez komisarza. Naprawdę jesteśmy zadowoleni z tego, że on właśnie otrzymał statuetkę MVP.
Można powiedzieć, że generalnie ten pojedynek był dla Was „spacerkiem”. Ale teraz przed Wami kolejny jeden z poważniejszych dla Was sprawdzianów, który nastąpi już w przyszłą sobotę (3 grudnia) w Świdniku. Tam zagracie z miejscową Avią.
– To jest bardzo mocny przeciwnik. Z roku na rok siatkarze Avii grają coraz lepiej, a w efekcie zajmują coraz wyższe miejsca w tabeli. Tak czy inaczej pojedziemy tam z takim samym nastawieniem, jakim podchodzimy do każdego meczu, czyli: wygrać, dać z siebie 100 %. Co wyjazd jeździ za nami nasz „Klub Kibica”. Chcemy, aby nasi kibice oglądali siatkówkę przyjazną dla oka. Zrobimy wszystko, aby takową pokazać w Świdniku.
Jak myślisz, czego możecie się najbardziej obawiać, jeśli chodzi o drużynę ze Świdnika? Może jej gry w ataku, obronie czy bloku?
– W tym zespole gra Mateusz Rećko, który w obecnym sezonie zdobył już pięć tytułów MVP. Mniej więcej w każdym meczu zdobywa powyżej 20 punktów. Myślę, że on będzie tym najmocniejszym ogniwem, na którym trzeba będzie się szczególnie skupić. Co do reszty, czas pokaże.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Norbert Giżyński
Foto. Grzegorz Przygodziński.