Poprzedniczki taksówek
“…zawsze będzie w każdym mieście
zawsze będzie choćby jedna,
choćby nie wiem jaka biedna
zaczarowana dorożka…”
…pisał Konstanty Ildefons Gałczyński. Nie wiem, która z krążących po Częstochowie dorożek zasługiwała na tytuł “zaczarowanej”. Warto jednak przypomnieć jak funkcjonowały poprzedniczki “Radio – taxi”.
Pod nadzorem magistratu
Pierwszą wzmiankę o dorożkach w Częstochowie zawiera znajdujący się w miejskim Archiwum dokument z 1854 r. Figuruje w nim piętnaście nazwisk “dorószkarzy”, zobowiązanych do płacenia podatku na rzecz miasta. Znajdziemy także dorożki na litografiach Wł. Dmochowskiego (wykonane ok. 1900 r. w zakładzie Kohna i Oderfelda). Przedstawiają one postoje dorożkarskie koło dworca Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, przy kościele św. Zygmunta i św. Barbary.
W 1927 r. Magistrat miasta Częstochowy przyjął jednolite przepisy obowiązujące przewoźników. Bez stosownego zezwolenia nie wolno było jeździć dorożką po mieście. Magistrat w porozumieniu z Policją Państwową wydawał koncesję i wyznaczał miejsce stacjonowania dorożki. Dyrekcja Policji Państwowej prowadziła ewidencję dorożek (także samochodowych, zwanych autodorożkami, a dziś taksówkami), wykaz właścicieli i kierowców posiadających prawo jazdy. Rejestr obejmował także kierowców, którym prawo jazdy zostało czasowo zatrzymane oraz wykaz kar nałożonych na właścicieli dorożek i przewoźników. Wszystkie pojazdy konne musiały być przynajmniej dwa razy do roku przedstawiane pracownikom Magistratu w celu kontroli technicznej.
Dorożkarze byli zobowiązani do pobierania opłaty według ustalonej urzędowo taryfy. Specjalne ulgi przysługiwały księżom katolickim i lekarzom, udawali się oni z reguły do chorych. Dorożki zastępowały karetki pogotowia, przewoźnicy nie mieli prawa odmówić odwiezienia osoby chorej do szpitala. Byli także zobowiązani pomagać policji w transportowaniu konwojowanych przez nią przestępców; jak również, na wezwanie policjanta, do udziału w pościgu za uciekającym przestępcą. Dorożkarze zobowiązani byli dodatkowo do pomocy Straży Ogniowej.
Nadzór państwowy rygorystycznymi przepisami miał sprawić, by dorożka była czysta i zadbana, a dorożkarz uczciwie i kulturalnie obsługiwał mieszkańców. Czy tak było? Niestety, nie. Częstochowskie dorożki były brudne, zaniedbane i poniszczone. Na ich wygląd narzekali pasażerowie. Na łamach lokalnej prasy ukazywało się wiele tekstów poświęconych niewłaściwemu stanowi technicznemu miejskich pojazdów. Zwracano uwagę na złe traktowanie koni dorożkarskich. Komisje weterynaryjne nakładały wysokie kary pieniężne za zaprzęganie koni kulawych, źle podkutych, wychudzonych itp. Prasa piętnowała przypadki złego traktowania zwierząt.
Dorożkarze cieszyli się złą reputacją wśród mieszkańców. Zawdzięczali to przypadkom awanturnictwa, pijaństwa, brawurowej jazdy po mieście. Prasa odnotowywała wypadki powodowane przez pijanych “fiakrów”: w 1910 r. odnotowano 6 tragicznych wypadków, w 1916 r. z winy dorożkarzy zginęło 9 osób.
Zauważmy jednak, że to piętnowane zaniedbanie, zły stan techniczny i brud dorożek było – choć to paradoksalne – wynikiem nadzoru państwowego. Sztywno ustalane taryfy nie gwarantowały uczciwego zarobku. Do Magistratu stale napływały skargi i prośby związane ze złą sytuacją materialną dorożkarzy. Nie przynosiły one skutku, przypadki zaś pobierania opłaty za przewóz “umownej”, wyższej niż przewidziana w taryfie były surowo karane.
Nie tylko awanturnicy
Najczęściej z usług dorożkarzy korzystali pielgrzymi wysiadający na dworcu i udający się na Jasną Górę. Znaczną liczbę klientów zapewniał rynek miejski. Codziennie z usług przewoźników korzystali zamożniejsi mieszkańcy. Pasażerowie narzekali na brak uprzejmości, czasem na brutalne traktowanie. Zdarzały się nawet takie przypadki, jak opisany w “Gońcu Częstochowskim”: “…dorożkarz nie zadowoliwszy się otrzymaną zapłatą zeskoczył z kozła i chwyciwszy księdza za gardło, począł go dusić wykrzykując – znajdę ja na ciebie sposób”.
Na złą sławę zasłużył sobie dorożkarz Władysław Naporowski. 16 I 1929 o godz. 23 na rogu Mickiewicza i Kościuszki (dziś Wolności) został on wezwany przez policjanta, by przewiózł omdlałą kobietę do szpitala. Dorożkarz usiłował uciec i przy tej okazji potrącił stróża prawa. Zatrzymany Naporowski był nietrzeźwy. Spowodowany wypadek, brak trzeźwości i odmowa pomocy chorej zdecydowały o pozbawieniu dorożkarza zezwolenia na powożenie. Skorzystał on jednakże z możliwości odwołania od decyzji Prezydenta Jarmułowicza, usprawiedliwił się w nim na tyle wiarygodnie, że ponownie przyznano mu prawo jazdy.
Nie na długo. Już 18 IV 1930 Naporowski staje się ponownie bohaterem awantury. Będąc pod wpływem alkoholu usiłował powozić na ul. Piłsudskiego. Interweniującego policjanta obrzucił nieparlamentarnymi epitetami: “Ty, sk-synie, nie dasz mi jeździć, ja cię nauczę, ja jeździłem i jeździć będę, a ciebie, cholera, szlag musi trafić”. Wyzywając dorożkarz usiłował najechać na policjanta. Awanturę zakończyło obezwładnienie krewkiego dorożkarza przez funkcjonariusza i pomagających mu przechodniów. Sankcją za ten wybryk było ponowne odebranie prawa jazdy na okres… jednego miesiąca. Takie przypadki tworzyły złą reputację. Nie znaczy to jednak, że wszyscy dorożkarze byli podobnymi awanturnikami.
“Goniec Częstochowski” odnotowuje wiele sytuacji, gdy dorożkarze zgłaszali się ze znalezionymi lub pozostawionymi przez pasażerów przedmiotami: częściami garderoby, paczkami a nawet pieniędzmi. Częste też były przypadki, gdy przewoźnicy stawali się ofiarami napadów i kradzieży.
Do brutalnego napadu na dorożkarza doszło w 1912 r. na ul. Mikołajewskiej (dziś Katedralna), przed domem nr 17. Dwóch młodych mężczyzn pobiło go do nieprzytomności. Zdarzały się także wypadki kradzieży konia z uprzężą i dorożką, oznaczające dla nieszczęśnika utratę możliwości zarobkowania i dorobku całego życia.
Źle opłacany zawód dorożkarza bywał niebezpieczny. Nie dziwmy się przypadkom pijaństwa i złego traktowania klientów. Bywał to specyficzny rodzaj odreagowania frustracji.
Pod znakiem św. Fiakra
“Fiakier”, to popularne określenie dorożkarza, pojawiło się już w 1640 r. w Paryżu. Zawdzięczamy je imieniu patrona tego zawodu. Św. Fiakr, pustelnik, urodził się ok. 670 roku w Szkocji (według innych przekazów w Irlandii). Zasłynął prowadząc we francuskiej miejscowości de Brewil w Brie szpital dla biednych przy kaplicy Najświętszej Marii Panny. Patronem dorożkarzy stał się, gdyż biuro organizujące przewozy publiczne czteromiejscowymi brykami w Paryżu znalazło swoje lokum na ul. Saint – Martin w kamienicy oznaczonej znakiem świętego. Podobiznę św. Fiakra umieszczono na kursujących po stolicy Francji dorożkach, miał ich strzec od niebezpiecznych wypadków.
Nazwa “fiakier” przyjęła się w formie popularnego określenia także w Częstochowie. Nieznane są jednak przykłady obchodów dnia patrona.
Życie towarzyskie dorożkarzy ograniczało się do spotkań w knajpie przy butelce alkoholu. Najpopularniejszym wśród nich miejscem była restauracja pana Biernackiego “Pod zegarem”, na rogu Alei NMP i ulicy Kilińskiego. W pobliżu jej mieścił się
postój dorożek. Innym, otoczonym środowiskową legendą, był lokal pana Kępy na Rynku Wieluńskim. Była to przystań dla przewoźników i rolników sprzedających na rynku swoje produkty.
30 czerwca 1935 r. dorożkarze częstochowscy wzięli udział w uroczystości “Dnia Konia” na Rynku Wieluńskim. Obok koni wojskowych prezentowano zaprzęgi cywilne – transportowe i dorożki. Uczestnicy brali udział w konkursach: utrzymania i pielęgnacji koni, podkuwania oraz w biegu koni włościańskich. Oprawą święta były występy orkiestry wojskowej i poczęstunek z wojskowej kuchni polowej.
Dorożki były charakterystycznym elementem ulic miasta. Nie brak ich opisów w książkach, znajdziemy ich obraz na starych zdjęciach i w przedwojennych filmach. Czasem nawet występowały w głównej roli.
W 1910 r. w “Gońcu Częstochowskim” ukazywało się opowiadanie w odcinkach, autorstwa Wandy Trzebińskiej, “Dorożkarz nr 650”. Popularnością cieszył się, nakręcony w 1937 r. w Warszawie film “Dorożkarz nr 13” ze St. Sielańskim w roli tytułowej.
Najpiękniejszy opis dorożki i dorożkarzy zawdzięczamy Konstantemu Ildefonsowi Gałczyńskiemu.
“…Ale w knajpie dorożkarskiej
róg Kpiarskiej i Kominiarskiej,
idzie walc “Zalany Słoń”;
ogórki w słojach się kiszą,
wąsy nad kuflami wiszą,
bo w tych kuflach miła woń.
I przemawia mistrz Onoszko:
– Póki dorożka dorożką,
a koń koniem, dyszel dyszlem,
póki woda płynie w Wiśle,
jak tutaj wszyscy jesteśmy,
zawsze będzie w każdym mieście,
zawsze będzie choćby jedna,
choćby nie wiem jaka biedna
zaczarowana dorożka,
zaczarowany dorożkarz,
zaczarowany koń”…
Przy odrobinie wyobraźni możemy rozpoznać atmosferę “knajpy dorożkarskiej” “Pod zegarem”, gdzie wśród kufli i słojów ogórków krzątał się olbrzymiej wagi i postury pan Biernacki. I uwierzyć w “Zaczarowaną dorożkę” kursującą także po naszym mieście.
TERESA RYGALIK