Wspaniałym koncertem jubileuszowym 26 lutego br. Filharmonia Częstochowska świętowała swój zacny jubileusz. Dyrektor artystyczny Jerzy Salwarowski przygotował dynamiczny i barwny muzycznie program. Pod jego batutą orkiestra wykonała wstęp do I i III aktu „Lohengrin” R. Wagnera, „Tańce z Galanty” Z. Kodàl’ego i „Bolero” M. Ravela. Koncert, jak zwykle z dystynkcją i subtelnym humorem, prowadziła dyrektor naczelna Filharmonii Beata Młynarczyk.
Wśród licznej publiczności zasiedli parlamentarzyści częstochowscy i władze miasta. Na ręce pani dyrektor przesłano dla całego zespołu wiele powinszowań i życzeń. W imieniu zarządu miasta Częstochowy kosz kwiatów z życzeniami przekazał prezydent Piotr Kurpios. Kwiaty i gratulacje w imieniu posła Szymona Giżyńskiego, który przebywał służbowo w województwie opolskim, przekazał wiceprzewodniczący Rady Miasta Częstochowy Krzysztof Sztanderski. List z życzeniami przesłał również budowniczy gmachu filharmonii, dyrektor administracyjny Dionizy Krzepczak.
Pierwszy oficjalny koncert symfoniczny odbył się 2 marca 1945 roku w częstochowskim Teatrze Miejskim. Wkrótce potem Orkiestra usamodzielniła się i otrzymała pierwszą siedzibę przy ulicy Dąbrowskiego 16. Od 1954 roku podjęto starania o budowę sali koncertowej, przy ul. Konkielów (dziś: Wilsona). Wzniesienie gmachu było ogromną zasługą wieloletniego dyrektora administracyjnego – Dionizego Krzepczaka. We wrześniu 1965 roku Orkiestra przeniosła się do swojej nowej siedziby i zyskała miano Domu Kultury „Filharmonia”, a po utworzeniu województwa częstochowskiego, w 1976 roku – rangę Filharmonii.
Przez 65 lat instytucja zainicjowała liczne przedsięwzięcia: Polski Festiwal Skrzypcowy, Ogólnopolski Festiwal Jeunesses Musicales „Pro Musica”, Festiwal Muzyki Młodzieżowej, Festiwal „Ars Chori” (od 1991 r. Międzynarodowy Festiwal Muzyki Sakralnej „Gaude Mater”), Festiwal Wiolinistyczny im. Bronisława Hubermana, Częstochowskie Spotkania Gitarowe, Festiwal Jazzu Tradycyjnego i w ostatnich latach „Szkołę na Parnasie”, Kurs Dyrygencki i Konkurs Wokalny im. Jana, Edwarda i Józefiny Reszków. Orkiestra Filharmonii Częstochowskiej zapewniała oprawę muzyczną imprezom o zasięgu międzynarodowym, jak na przykład, Kongres Mariologiczny (1990r.), Światowy Kongres Polonii Medycznej (1991r.), Światowy Dzień Młodzieży z udziałem papieża Jana Pawła II (1991r.).
Na stanowiskach szefów Filharmonii zaistnieli najwybitniejsi dyrygenci, m.in., prof. Krzysztof Missona, Zygmunt Szczepański, Leon Jelonek, Zygmunt Hassa, Ireneusz Kozera Jerzy Kosek, Leszek F. Hadrian, Jerzy Swoboda. Od września 2005 r. dyrektorem artystycznym jest Jerzy Salwarowski, a od 2006 roku funkcję dyrektora naczelnego pełni Beata Młynarczyk.
Jubileuszowe rozmowy
Beata Młynarczyk, dyrektor Filharmonii Częstochowskiej
Czym dla Częstochowy było powstanie Filharmonii 65 lat temu?
– Trzeba pamiętać, że był to początek marca 1945 roku, czyli kilka tygodni po wyzwoleniu Częstochowy, ale kiedy na froncie zachodnim trwała jeszcze wojna. To, że częstochowianie, zaraz po wyzwoleniu podjęli myśl o założeniu w mieście orkiestry świadczy o tym, jak bardzo byli spragnieni powrotu do normalności przedwojennej, uczestnictwa w życiu kulturalnym. A to, że istnieje do dzisiaj, o tym, jak głód piękna i potrzeba obcowania z muzyką są wciąż żywe.
Patrząc z perspektywy, co jest najważniejsze dla Filharmonii i pracujących tu osób?
– W życiu dużej instytucji kultury, posiadającej własny zespół artystyczny, do jakich należy Filharmonia liczą się dwa aspekty życia. Po pierwsze, to, co tak pięknie określa pan dyrektor Salwarowski: rytmicznym trwaniem koncertów, czyli nasze co piątkowe spotkanie z publicznością, a przy tym dbałość o najwyższy poziom repertuaru i orkiestry. Obraz Filharmonii budują również wielkie wydarzenia, a takimi są z pewnością organizowane festiwale. Przypomnę: Festiwal Skrzypcowy im. Krystyny Bacewicz, Hot Jazz Spring, Dni Muzyki Gitarowej, „Ars Chori” czy wreszcie Festiwal Wiolinistyczny im. Bronisława Hubermana, w ramach którego w ubiegłym roku miało miejsce niezwykłe wydarzenie: koncert Joshua’y Bella. Myślę, że będzie to jedno z największych wydarzeń artystycznych w historii Filharmonii.
Który z okresów funkcjonowania Filharmonii był, według Pani, najistotniejszy?
– Najważniejsze jest to, że orkiestra w Częstochowie w ogóle zaistniała. Filharmonia ewaluowała i właściwie trudno określić, który czas był mniej lub bardziej ważny. Są oczywiście sezony lepsze, kiedy jest więcej koncertów, ale gdy jest ich trochę mniej, to nie znaczy, że nic się nie dzieje. Filharmonia zawsze pracuje i rozwija się.
Przez te lata instytucją kierowały wspaniałe osobistości. Począwszy od Dionizego Krzepczaka, który podjął się budowy gmachu Filharmonii. Czy któryś z dyrektorów zapisał się szczególnie w historii Filharmonii?
– Filharmonicy bardzo często mówią: „za Hassy”, „za Krzepczaka”, „za Koska”, dzieląc historię na okresy, którymi kierowali konkretni ludzie. Każdy z nich był indywidualnością i wniósł własne inicjatywy. Wiem z doświadczenia, jak ważna w kierowaniu taką instytucją jest ciągłość. Nie da się ocenić Filharmonii i jej dyrektora po roku czy dwóch latach pracy, naturalne jest zatem, że w pamięci pracowników i melomanów trwale zapisali się ci, co byli dłużej lub też ci, którzy, mimo krótkiej bytności, mieli wybitną osobowość artystyczną.
Zdradziła Pani podczas zapowiedzi koncertu, że dyrektor Salwarowski wybrał do jubileuszowego programu utwór, który darzy szczególnym sentymentem – „Tańce z Galanty”.
– Dyrygenci o bogatej wrażliwości i ogromnym dorobku mają mnóstwo ulubionych utworów i, jak sądzę, na niecodzienne swoje koncerty właśnie je wybierają. Tak też uczynił dyrektor Salwarowski i proszę zwrócić uwagę, że dyrygował wszystkie utwory z pamięci. „Tańce z Galanty” są dla pana dyrektora ważne, bo dyrygując właśnie ten utwór wygrał konkurs w Budapeszcie. Nigdy nie prezentował tego dzieła w Częstochowie, więc skorzystał z okazji.
W najbliższym czasie Filharmonię czeka remont.
– To wiele zmieni. Będziemy musieli występować w różnych miejscach, ale mamy nadzieję, że tym sposobem przybliżymy się do naszych melomanów i więcej uda się nam ich pozyskać. Liczymy, że pod koniec przyszłego roku wrócimy do gmachu na miarę naszych marzeń, z lepszą akustyką i wyższym standardzie, lepiej wyposażonego, do którego również chętniej będzie przychodzić nasza publiczność.
Jest Pani pierwszą kobietą, która pełni funkcję dyrektora Filharmonii.
– Naczelnym tak. Za dyrektora Koska dyrektorem administracyjnym była również kobieta.
Jak ocenia Pani swój czteroletni czas zarządzania instytucją?
– Nie był łatwy i nie jest, choćby dlatego, że będziemy już niedługo na uchodztwie, poza swoją siedzibą. Dla mnie ten czas jest nieocenionym doświadczeniem. Wszystko co się dzieje – sukcesy, porażki i konflikty – jest nauką. Każda sytuacja pozytywna i każdy kryzys jest szansą, by się czegoś dowiedzieć. Przede wszystkim o sobie, jakim się jest człowiekiem i jak się reaguje w różnych sytuacjach, o ludziach, z którymi się pracuje i o mechanizmach, które rządzą tego typu instytucjami i relacjami międzyludzkimi.
Czego zatem dowiedziała się Pani o sobie?
– Szczerze? Nie spodziewałam się po sobie takiej wytrwałości.
Czym dla Pani jest taki jubileusz?
– To moment, w którym uświadamiam sobie, bardziej niż na co dzień, że spoczywa na mnie ogromna odpowiedzialność za zachowanie tej ciągłości, i by w przyszłości źle nie wspominano czasów „za Młynarczykowej”.
Dziękuję za rozmowę.
Jerzy Salwarowski, dyrektor artystyczny Filharmonii Częstochowskiej
Takie jubileusze, to chwila refleksji. Jakie myśli się Panu nasuwają?
– To wielkie święto, które sprawia, że atmosfera podniosłości udziela się i orkiestrze, i publiczności, powodując też spiętrzenie trudności i rozedrganie. To trzeba jednak pominąć. Jest piękny koncert, wspaniała muzyka, cudowna publiczność. I najważniejsze, że jesteśmy wspólnie i możemy wykonać koncert, który na długo pozostanie w pamięci.
Jak jest ważne w dzisiejszych czasach, by trwała filharmonia?
– To jest wartość nie do przecenienia. Można mówić, że publiczność odchodzi od sal filharmonicznych na korzyść lżejszej rozrywki i showbiznesu. Sądzę, że wysoka kultura ma wartości, które przetrwają. Zawsze są ludzie, dla których muzyka klasyczna jest najwyższym dobrem. Muzyka łagodzi obyczaje, to lekarstwo na życie.
Koncert jubileuszowy był wspaniały, niezwykle dynamiczny i melodyjny, zaprezentowaliście Państwo trudne muzycznie utwory. Czy czuł Pan ciężar konieczności powodzenia?
– Jestem przekonany, że wszyscy daliśmy z siebie wszystko. Zespół był zmobilizowany, a przecież pozwoliłem sobie zaordynować pozycje dość trudne. Wagner, Ravel, Kodàly byli wyzwaniem dla całego zespołu. A na bis polskie tańce, co oczywiste, jesteśmy polską orkiestrą i polską muzykę musimy grać.
Jak z perspektywy 65 lat i czteroletniego prowadzenia orkiestry widzi Pan Filharmonię Częstochowską?
– Trzeba powiedzieć, że moja perspektywa jest 40-letnia, bo co rok, od czterdziestu lat, na zaproszenie dyrektorów przyjeżdżałem tu gościnnie. Zatem mam permanentny przegląd orkiestry i muszę podkreślić, że robi ona postępy. Teraz staramy się, by były one coraz większe. Musimy jeszcze dopracować się większego składu i skorygować grupę dętych instrumentów.
Z jakich osiągnięć orkiestry jest Pan najbardziej zadowolony?
– Trudno to sprecyzować, bo to jest w trakcie. Myślę, że orkiestra uzyskała pełne brzmienie kwintetu, takie jakie lubię. Wyrównanie i wystrojenie w dętych instrumentach nie jest jeszcze takie, jak bym sobie życzył, ale uzyskaliśmy już pewną integrację zespołu jako całości. Staram się, by był to jeden organizm, choć jeszcze trochę wody w Warcie musi upłynąć, by stało się to w pełni.
Czy trudny czas remontu gmachu Filharmonii przejdzie bez większych problemów?
– Wiemy, co mamy robić, gdzie grać i pracować. Jeśli nie będzie jakiś zawirowań czy kłód rzucanych pod nogi, to mam nadzieję, że ten czas przejdzie szybko i sprawnie i spotkamy się na inauguracji w nowej, jeszcze piękniejszej sali.
Czy ma Pan jakieś marzenia, plany, które w najbliższym czasie chciałby zrealizować?
– Mam, ale nie będę ich ujawniał, by nie zapeszyć.
Dziękuję serdecznie za rozmowę.
Jerzy Kosek, dyrektor Filharmonii Częstochowskiej w latach 1990-98
Jakie refleksje nasuwają się Panu w tak wielkim dla Filharmonii dniu?
– Dla mnie ten koncert nie jest zwyczajny. Trudno też mi być obiektywnym, by ocenić muzykę, bo mocno jestem związany z tą orkiestrą. Jubileusz przeżywam osobiście. Pracowałem tu przez dłuższy czas tu i przed piętnastoma laty miałem przyjemność obchodzić 50-lecie filharmonii. Dzisiaj z przyjemnością patrzę na kolegów, którzy nadal są w orkiestrze oraz na coraz większe grono młodych muzyków. Podziwiam ich i widzę, że orkiestra jest mocna, że chce grać. To mnie cieszy, mam nadzieję, że pracą, którą kiedyś tu włożyłem, przyczyniłem się do obecnego poziomu orkiestry.
Kiedy zaczynał Pan prowadzić filharmoników, co uznał Pan za najistotniejsze?
– Gdy przyszedłem tu w 1990 roku, rzeczą najważniejszą było uporządkowanie i rozbudowanie składu orkiestry, niektóre jej grupy były w bardzo małej obsadzie. Skorzystałem wówczas ze znajomości katowickich, gdzie studiowałem, i mając zgodę prezydenta miasta sprowadziłem wielu muzyków. Niektórzy z nich otrzymali mieszkanie i są w orkiestrze do dzisiaj. Ponadto z dyrektorem naczelnym Ireneuszem Kozerą pojechaliśmy do Mińska. Tam zrobiliśmy przesłuchania dla całego Wschodu – Ukrainy, Rosji i zaangażowaliśmy kilku muzyków. I oni nadal pracują w zespole i, co istotne, siedzą przy pierwszych pulpitach. Ich umiejętności i gra predestynują do bycia szefami grup.
Należy Pan do dyrygentów podejmujących duże wyzwania. W pamięci wielu melomanów pozostał koncert, kiedy filharmonicy pod Pana batutą wykonali „Święto wiosny” Igora Strawińskiego.
– To jest utwór napisany na ogromną orkiestrę i bardzo sprawny, dlatego muzycy bardzo rzadko podejmują jego wykonanie. Ala ja byłem wtedy na tyle szalony, że podałem pomysł filharmonikom. Podjęli go, choć musieliśmy zwiększyć natężenie i wydajność prób, a nawet zaangażować trochę osób z zewnątrz. I się udało. Był to moment, kiedy orkiestra uwierzyła, że może grać arcytrudne, najpoważniejsze dzieła i później nie baliśmy się sięgać do najtrudniejszego repertuaru.
Co działo się z Panem po odejściu z Filharmonii Częstochowskiej?
– Byłem dyrektorem Filharmonii w Olsztynie, potem przez parę lat Filharmonii w Koszalinie i przez parę lat Filharmonii w Rzeszowie. Teraz nie jestem związany z żadną orkiestrą. Uczę na uniwersytetach – trochę rozszerzyłem front swojej działalności – ale zawsze lubiłem pracować z młodymi ludźmi. Już będąc dyrektorem Filharmonii Częstochowskiej pracowałem w częstochowskiej Wyższej Szkole Pedagogicznej.
Tęskni Pan za naszą orkiestrą?
– Tęsknię, by coś tu zadyrygować. Chciałbym mieć z nią kontakt. Mieszkam w Częstochowie na Wyczerpach, spotykam muzyków, chodzę na koncerty, ale jako dyrygent jestem mało tu wykorzystywany.
To kiedy zobaczymy Pana na deskach filharmonii?
– Wszystko jest w rękach dyrektora Salwarowskiego, który wie, że jestem do dyspozycji. Mam nadzieję, że wkrótce zaproponuje mi współpracę, właśnie dzisiaj mówił mi, że coś takiego zamierza.
A jaki koncert chciałby Pan zaprezentować częstochowianom?
– To zależy, jaki i z jakiem okazji będę mógł prowadzić. Gdy będę wiedział, jaki byłby to rodzaj koncertu, na pewno ułożę właściwy program.
Dziękuję za rozmowę.
Siergiej Rysanow, wiolonczelista w orkiestrze Filharmonii Częstochowskiej
Jak długo gra Pan w częstochowskiej orkiestrze?
– To już osiemnaście lat. Przyjechałem do Częstochowy z Ukrainy.
I od wielu lat jest Pan pierwszym wiolonczelistą.
– Tak, cieszy mnie, że doceniana jest moja praca. Ale prowadzenie grupy bardzo zobowiązuje.
Założył też Pan własny zespół muzyczny.
– Tak, kwartet smyczkowy, wydaliśmy cztery kasety. Dużo koncertutejmy.
Czyli dobrze czuje się Pan w naszej orkiestrze.
– Bardzo dobrze.
A w Częstochowie?
– Też dobrze, trochę jest tu zimno, ale dobrze.
Co dla Pana przez te 18 lat było najważniejsze?
– To, że mogłem grać wiele koncertów. Satysfakcjonujące jest również uczestnictwo w festiwalach, organizowanych przez Filharmonię oraz granie solo. Najwięcej solówek miałem, gdy dyrektorem był pan Kosek. Bardzo też cieszy mnie, że zespół rośnie w siłę. Jest wiele młodych osób, gramy coraz lepiej i coraz ciekawsze programy.
Dzieła których kompozytorów lubi Pan najbardziej?
– Czajkowskiego, Mendelssohna, Brahmsa i Schumana.
Co z okazji jubileuszu trzeba życzyć muzykom?
– Zdrowia, ono jest najważniejsze. I może trochę poprawy warunków pracy i życia, bo niestety Częstochowa pod względem płatności trochę odstaje od innych miast.
Dziękuję za rozmowę
zdjęcie Zbigniew Burda
URSZULA GIŻYŃSKA