Rozmawiamy z prezesem PKS w Częstochowie Ludwikiem Kubasiakiem
O drastycznej podwyżce cen biletów PKS, która zaskoczyła pasażerów, już pisaliśmy. Czy nastąpiła obecnie zmiana?
– To była konieczność chwili. Bilety musiały podrożeć w gminach, z którymi się nie udało podpisać umów współpracy. Urząd Marszałkowski zobowiązał nas do powrotu do wcześniejszego taryfikatora. Teraz sytuacja się normuje, ceny biletów znacząco zmalały.
Problem z cenami za przejazdy zaczął narastać trzy, cztery lata temu, kiedy w PKS pojawiły się nieporozumienia i zaczęto komunikować się za pomocą ustnych poleceń. W związku z tym doprowadzono do sytuacji, w której ceny na poszczególne kierunki uzależniano od wchodzącej na rynek konkurencji. Tak się robi, ale o tym trzeba było powiadomić Urząd Marszałkowski, a nie zawsze przestrzegano tej reguły. Dochodziło do sytuacji, że na poziomie kierownictwa czy pracowników operacyjnych dokonywano zmian cenna poszczególnych kierunkach, według sugestii kierowców, którzy reagowali na aktualnie zmieniający się rynek. Ale zmienione ceny zaczęto stosować w sposób ciągły i to się przełożyło na bilety miesięczne i dopłaty. W konsekwencji nastąpił konflikt pomiędzy ustawą o cenach i stosowanych opłatach za przejazdy. Kontrola nam to zakwestionowała. Mieliśmy dwie możliwości: albo pozostawić stan bez zmian, albo powrócić do normalnego cennika, tego z 2014 roku, i potem sukcesywnie go zmniejszać, dopasowując do poszczególnych kierunków jazd oraz cen konkurencji. Przyjęliśmy drugą opcję. Niestety, kierowcy źle to przyjęli, krytykowano nas i ostrzegano, że ludzie przestaną jeździć.
Ale ze skargami do gazety przyszli klienci,nie kierowcy.
– Zdajemy sobie sprawę z tego, że ceny stały się dla pasażerów niekorzystne i naszym zadaniem jest dostosować się do konkurencji, bo nikt z nami nie pojedzie. Przygotowujemy się do tego stopniowo, wybieramy dany kierunek, porównujemy ceny i ustalamy własne. Oczywiście musimy być trochę drożsi, bo mamy inne koszty, ale oferujemy też lepszy standard. Na dzisiaj ceny się ustabilizowały na kilkunastu kierunkach.
Mieszkańcy gminy Janów pytają, czy będą mogli uzyskać zwrot kwotyz racji podwyższenia ceny biletu miesięcznego w grudniu?
– Tu jest problem, ale można o to napisać podanie. W zależności od sytuacji będziemy się do tego ustosunkowywać. Staramy się, aby zmiany cen następowały jak najszybciej, ale muszą odbywać się stopniowo. Linii jest dużo, a my nie mamy na tyle zasobów ludzkich, aby uczynić to w jednym czasie.
Konkurencja przy ustalaniu cen nie stosuje żadnych zasad, wyznacznikiem dla niej są nasze ceny. Jak obniżamy ceny, to konkurencja swoje też obniża, jak ponosimy – to zwiększa, ale zawsze są one niższe niż nasze.Ciągle musimy uważać na ruchy konkurencji, która stosuje dumping trudny do udowodnienia. Niektórzy przewoźnicy, obniżając swoje ceny, nie byli jednak w stanie się utrzymaćna rynku.
Największym problemem dla PKS jest odchodzenie gmin od współpracy. Tak stało się w Blachowni, Konopiskach.
– To był i nadal jest problem, bo tym sposobem utraciliśmy wpływ na poziomie 500 tysięcy złotych miesięczne. Odrobiliśmy to na poziomie tylko 10–15 procent. PKS to komunikacja publiczna i nie może istnieć bez wparcia zewnętrznego. Nie ma rentownych linii, może są rentownejakieś kursy, w godzinach szczytu, pozostałe jeżdżą na deficycie. W ubiegłym roku zrobiliśmy porównanie rozliczenia kosztów gminnych, to wyszło nam,że gminy powinny nam dopłacać w granicach 7–8 milionów złotych minimum rocznie, abyśmy nie popadali w kłopoty finansowe. Kiedyś jeden z wójtów stwierdził, „że PKS bankrutuje, że to dziad”. Odpowiedziałem: „Kto tu jest dziad? Jeżeli my rocznie finansujemy gminy na poziomie 7–8 milionów? Jako przedsiębiorstwo państwowe,dopłacając do kursów autobusów, wspieraliśmy gminy i społeczeństwo, aby ludzie mogli dojeżdżać do szkół i do pracy. Gminy natomiast nie kwapią się do tego, aby współfinansować przejazdy swoich mieszkańców, ale prywatnych przewoźników wspierają. Od 2019 roku nie mamy już żadnych dotacji ze strony gmin, poza Kamienicą Polską. Są jedynie umowy o dowóz dzieci do szkół. Nie otrzymujemy także dotacji ze strony państwa. Niestety, zapowiadane zmiany w ramach funduszu autobusowego (program rządowy dotacji do nowych linii) powstrzymały samorządy od stałej współpracy z PKS.
Gminy nie skorzystały też z szerokim rozmachem z programu rządowego dla nowych linii autobusowych.
– W zasadzie jedynie powiat kłobucki wszedł dość mocno w ten program. Uruchomiono tam dziesięć nowych linii i obecnie robimy ich analizę. Wynika jednak, że nie przynoszą one oczekiwanego efektu finansowego. Będziemy musieli zreorganizować przebiegi tych linii, bo są one mocno deficytowe. Samorządy nie będą mogły go zrównoważyć.
Żeby nie poczuły się zbyt mocno obciążone…
– Już się poczuły, ale to był pewien poligon doświadczalny. W obecnym roku z pewnością będzie lepiej, trzeba będzie korzystać z tego funduszu.
Ale to są małe kwoty.
– Nie do końca. Przyzwyczailiśmy się do tego, żeby finansować niedługie linie od punktu A do punktu B, i wtedy złotówka dotacji do kilometra nie wystarcza. Inaczej by się to układało w długich liniach obejmujących na przykład powiat, w tym kilka punktów przesiadkowych. Wówczas gminy dołożą się po 80 groszy, powiaty tyle samo (zgodnieustaleniami na 2020 rok) – i tworzy się kwota miarodajna. Ten system zaczęliśmy ćwiczyć na Mykanowie, ale wójt się wycofał. Niestety, w związku z programem uruchamiania nowych linii powstał paradoks, bo na województwo od września do końca 2019 roku było do wykorzystania 19 milionów, a wykorzystano 2 miliony złotych. 17 milionów złotych leżało bezczynnie, nie mogliśmy z nich skorzystać.
Bo gminy się nie zgłaszały…
– …bo się obawiały. Ale, gdyby była możliwość finansowania wozokilometra w PKS, tak jak na kolei, którą bezpośrednio finansuje marszałek województwa, to byłaby inna sytuacja. Powiedzielibyśmy, ile potrzebujemy pieniędzy na obsługę naszego terenu i jeżeli otrzymalibyśmy do przejechanych przez nas 6 milionów kilometrów 6 milionów dopłaty, to PKS nie miałby żadnych problemów.
Jaki będzie nowy rok? Czy będzie rozwijać kierunek linii dalekobieżnych, który raczej się nie sprawdził?
– Mamy dość duży problem z liniami dalekobieżnymi. One muszą być mocno monitorowane, wówczas przyniosłyby efekt finansowy. Jednakże obecnie mocno rozwinęła się kolej, skrócił się czas przejazdów, więc PKS nie jest zbyt atrakcyjny. Dlatego przejazdy dalekobieżne nie będą dla nas priorytetem. Naszym zadaniem jest obsługa bliższego terenu – zapewnienie sprawnej komunikacji lokalnej.
W grudniu teren PKS został sprzedany kolei.
– Jeszcze nie sprzedany. Licytacja została przeprowadzona, teoretycznie dworzec PKS kupiła spółka kolejowa PKP.Kwota sprzedaży opiewa na12 mln 660 tysięcy. Teraz negocjujemy umowę sprzedaży, aby porozumieć się w kwestii dzierżawy przez nas terenu po wybudowaniu Centralnego Punktu Przesiadkowego w Częstochowie. Chcielibyśmy wejść kapitałowo. Pomysł centrum jest bardzo dobry, założenie było takie, aby wszystko było w jednym miejscu. Ma to być wykonane w ciągu trzech lat.
A co na tym zyska PKS?
– Będzie operatorem CPP i będzie się zajmował obsługą dworca dla całego autobusowego ruchu lokalnego, także dalekobieżnego.Będziemy musieli jednak zainwestować w to, bo nikt nas za darmo nie wpuści na teren kolei. Musimy na to znaleźć fundusze, bo cena za sprzedaż nie była w pełni zadowalająca. Na ten moment jesteśmy na etapie likwidacji poprzez restrukturyzację Mamy nowy organ nadzoru – Ministerstwo Aktywów Państwowych.
Czy uspokoiły się problemy z kierowcami, o których ostatnio było dość głośno?
– Zawsze będą takie problemy, bo kierownictwo ma inne spojrzenie, a kierowcy inne. Tu konflikt jest wpisany w funkcjonowanie PKS. Teraz też nie jest dobrze. Jest grupa kierowców, która nas popiera, grupa obojętna i grupa, która przeszkadza. Są nieudowodnione zachorowania, zdarzenia losowe. Kierowcy na ogół byli zatrudniani w miejscach podejmowania zadań, na przykład: jeśli zaczynał pracę w Blachowni, to tam był zatrudniany. Jak firma wycofała sięz pewnych kierunków połączeń autobusowych, to stracili tę pracę, a byli przyzwyczajeni, że do autobusu wchodzili w kapciach. Poza tym konkurencja podbiera nam kierowców, co też jest normalne.
Czyli płaci więcej?
– To jest różnie, my jesteśmy rozliczaniinaczej, z uwzględnieniem różnych dodatków, ZUS, wysługi lat, itp. Pewnie mają tam większe apanaże, ale z naszych informacji wynika, że wcale nie jest tam tak różowo.
A co z autobusami, które stoją na zajezdni i rdzewieją?
– Ależ nic nie rdzewieje, to są auta wyrejestrowane, pilnowane, prowadzimy pełny nadzór. Są wykorzystywane. Może dlatego nastąpiło pewne rozpasanie u kierowców, bo mają za dużoaut do wyboru. Operujemy na ponad stu pojazdach – wykorzystujemy 115, a mamy 157. Tabor jest starszy, ale jest z nim dobrze.
Czy PKS będzie próbował odzyskać utracone gminy?
– Jeśli chodzi o Konopiska, to prawdopodobnie sprawa już przepadła, bo był tam przetarg, w którym nie występowaliśmy. W Blachowni jeszcze nie było przetargu. Prawdopodobnie uruchomimy tam linię. Jak będzie wyglądała sytuacja, zależy od procesu związanego z likwidacją przez restrukturyzację. Będąc w likwidacji, nie możemy występować w przetargu, ale będziemy próbować wrócić na ten teren.
Ale – powracając do tytułu wcześniejszego wywiadu – PKS jeździł i będzie jeździł?
– Oczywiście, że tak. Nawet jakby PKS nie było, to i tak będzie jeździł, bo przecież kierowcy są z PKS. Mamy trochę kłopotów, bo konkurencja nas szarpie i straszy ludzi, że nas nie będzie. Słabsi psychicznie poddają się tej retoryce.
Niestety PKS upadają. Z naszego podwórka – Myszków już dawno, niedawno – Lubliniec…
– W Częstochowie mamy dobry rynek, poprzednicy utrzymali sieć i w związku z tym PKS się utrzymuje. Kolej, na którą poszły ogromne inwestycje, również ma udział w likwidacji PKS, bo nie ma przecież sensu utrzymania komunikacji równoległej. Tam gdzie jest PKP przegrywaPKS. Szansa jest w centrach przesiadkowych i współpracy. Ta komunikacja zbiorowa będzie oscylować w różnych kierunkach. My będziemy się trzymać, dopóki pasażerowie będą z nami jeździć. Ze swej strony staramy się robić wszystko, aby z nami jeździli, staramy sięeliminowaćwszelkie niedogodności. Nasz tabor pozwala nam konkurować z innymi, będziemy też walczyć o cenę. Zobaczymy jak nam wypadnie likwidacja w restrukturyzacji.
Musimy też być bardziej mobilni, także w przekazie informacji dla pasażerów, zwłaszcza w przypadku różnych zdarzeń losowych, nagłych zwolnień, urlopów, kolizji. PKS jest firmą oczekiwania społecznego,ludzie wiedzą, że autobus ma przyjechać i my musimy to zapewnić, a niestety kierowców jest zbyt mało. To zresztą problem w całej Polsce.Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to prawdopodobnie uruchomimy szkolenie kierowców we własnym zakresie, aby przybliżyć młodych ludzi do tego zawodu. Jestem przekonany, że jeśli proces restrukturyzacji pozytywnie się nam zakończy, to wrócimy do tego pierwotnego zadania PKS, bo wcześniej firma szkoliła swoich kierowców.
Dziękuję za rozmowę
1 komentarz
“…to są auta wyrejestrowane,(…) Są wykorzystywane. ” ……………..”Nawet jakby PKS nie było, to i tak będzie jeździł, bo przecież kierowcy są z PKS.”……………….Dużo bardzo ciekawych wypowiedzi. 😉