Piękno i prawda w malarstwie


W Pałacu Ślubów w Częstochowie do końca czerwca br. można podziwiać wystawę obrazów Teresy Idzikowskiej, częstochowskiej malarki, członkini Częstochowskiego Stowarzyszenia Plastyków im. Jerzego Dudy-Gracza.

Najnowszą wystawą Pani wystawę odczytuję jako nowy rozdział w Pani twórczości.
– To już jest moja piąta wystawa indywidualna i tym razem postanowiłam pokazać moją nową drogę. Skupiłam się na dwóch tematach: pejzażu i architekturze oraz najnowszych swoich pracach. Ostatnio zainspirowała mnie architektura.
W obrazach widać inspiracje Paryżem.
– Tak, szczególnie nocnym Paryżem. Ale ujęła mnie także Częstochowa nocą. W centrum miasta nie ma ulicy, która nie kończyłaby się interesującym motywem architektonicznym, czy to kościółkiem, czy intymnym zaułkiem. Obecnie maluję Gdańsk, oczywiście także w klimacie wieczorowej pory. Nowy cykl architektoniczny to efekt inspiracji postmodernistą Édouardem Cortèsem, malarskim piewcą Paryża. Wiele o stolicy Francji opowiadała mi moja ciocia, która przebywała często w Paryżu.

Jak na artystę amatora prace Pani są wyjątkowo dojrzałe.
– Jestem malarzem amatorem i maluję to, co mi w duszy gra. Łączy się wówczas efekt pracy z przyjemnością. Od dzieciństwa miałam łatwość malowania, ale dzisiejszy efekt artystyczny, to wynik mojej wieloletniej pracy. Dużo się uczyłam, malowałam nocami. Dziesięć lat temu, za namową znajomego, wstąpiłam w szeregi Częstochowskiego Stowarzyszenia Plastyków im. Jerzego Dudy-Gracza. Od 10 lat jestem też z Grupą Malarską „Pryzmat” z Wręczycy Wielkiej, działającej przy Gminnym Ośrodku Kultury. Współpracuję ze Stowarzyszeniem Hospicjum Dar Serca, gdzie malarską grupę seniorów prowadzi dr Danuta Żak. Uczestniczę też w zajęciach prowadzonych przez pana dr. Adama Rokowskiego, pracownika Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego w Częstochowie. W Stowarzyszeniu wiele skorzystałam od pani profesor Marii Ogłazy.

Wystawa jest mocno energetyczna. Dużo w nich intensywnych czerwieni, światłocieni.
– Ta maniera głównie dotyczy moich pejzaży zachodów słońca znad Nidy, gdzie przebywałam na plenerze. Obrazy są nieco monochromatyczne w tonacji. Buduję je kontrastami odcieni jednej barwy, w myśl przekazu naszego profesora Zdzisława Żmudzińskiego, który mówił nam: możecie malować pejzaże czerwone, zielone, niebieskie. Tak czynię i powstają ciekawe efekty plastyczne. Ciągnie mnie w stronę barw ciepłych: czerwieni, brązów, rudości, złota. Może dlatego, że urodziłam się jesienią, poznałam swojego męża jesienią…
Najnowsze obrazy to oleje. Początkowo namiętnie malowałam pastelem, potem akrylem, akwarelą, aż wreszcie odkryłam urok farby olejnej. W tej technice czuję się dzisiaj najlepiej. Lubię raczej realizm w malarstwie, abstrakcja mnie nie pociąga. Miałam okresy, kiedy namiętnie malowałam konie, portrety, naturę czy kwiaty.

Wspomniała Pani o przygotowaniach do kolejnej wystawy…
– Jej tematem będzie „Geometria w naturze”, a obiektem malarskim Rynek Wieluński, który zachwyca mnie swoją wyjątkową architekturą i klimatem.

Jest Pani częstochowianką od urodzenia, ale malarski urok Częstochowy odkryła Pani niedawno…
– Jestem z krwi kości częstochowianką. Mój tato pochodzi z Częstochowy, mama z Łódzkiego. Tato miał dużą firmę przewozową, pomagał budować teatr. Kochał Częstochowę. I cieszę się, że otrzymałam inspirację dostrzeżenia piękna tego miasta, że stało się ono dla mnie natchnieniem do malowania.

Czym dla Pani jest malowanie?
– Wypełnia ono moje życie, stało się jego sensem. Czuję się potrzebna i spełniam się. Rodzina akceptuje tę pasję. Mąż wspiera mnie, choć czasem uważa, że trudne jest życie z artystką. On chciałby wybrać się na spacer, a ja chwytam za pędzle (śmiech). Ale oczywiście staram się pogodzić te dwie strefy i najpierw wypełniam obowiązki domowe, a maluję w wolnym czasie. Dzięki malarstwu mogę dzielić się swoimi emocjami, które utrwalam na płótnie i przekazać tym, których lubię i szanuję, lubię bowiem ofiarowywać swoje obrazy. A jeśli jeszcze usłyszę przy tym miłą recenzję, to jest to dla mnie motywacja.

Artystyczna twórczość zapewne wpływa też na osobowość człowieka, zmienia jego postrzeganie?
– W pewnym sensie uwrażliwia, ale tę wrażliwość trzeba mieć w sobie. Sądzę też, że każdy artysta dąży do tego, aby być sobą, aby wyróżniać się z tłumu. Aby miał swoją drogę, własny styl i przekazywał szczerze to, co czuje. Każdy artysta ma swoich mistrzów, to dzieje się w każdej dziedzinie życia artystycznego. Jednak na bazie tych inspiracji trzeba budować własną linię życia twórczego.

Kto jest dla Pani mistrzem?
– Lubię dawniejszych klasyków i dla siebie w takiej konwencji tworzę. Ale oczywiście podążam też z duchem czasu. Moimi ulubionymi malarzami, którzy mi imponują, to wspomniany Édouard Cortès, oraz impresjoniści: Claude Monet, Édouard Manet. Z polskich artystów bardzo lubię Władysława Ślewińskiego oraz Ferdynanda Ruszczyca, którego nostalgiczne chatki mnie zachwycają. W gronie mistrzów na poczesnym miejscu jest także Olga Boznańska.

Co chce Pani przekazać poprzez swoją sztukę?
– Przede wszystkim piękno i prawdę.

A Pani motto życiowe?
– Tworzyć, malować i żyć pełną piersią. Chciałabym poznać świat, przebywać pośród przyrody.

Dziękuję za rozmowę
URSZULA GIŻYŃSKA
FOT. UG
Teresa Idzikowska z prezes Częstochowskiego Stowarzyszenia Plastyków im. Jerzego Dudy-Gracza Ewą Powroźnik

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *