Dyskusja o częstochowskiej służbie zdrowia
Restrukturyzacja częstochowskiego Zespołu Szpitali Miejskich oraz prywatyzacja przychodni lekarskich budzą liczne wątpliwości i kontrowersje. Czy zmiany idą w dobrym kierunku, czy skrócą drogę
pacjenta do lekarza, a także poprawią jakość usług medycznych? – to tylko nieliczne pytania, które pojawiają się w dyskusjach. Mając na uwadze wagę tematu zorganizowaliśmy redakcyjną dyskusję, na którą zaprosiliśmy
Tomasza Grottela, dyrektora Zespołu Szpitali Miejskich, Czesława Janiszewskiego, szefa komisji zdrowia Rady Miasta, Hannę Konarską, przewodniczącą Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych ZSM, Mirosława Kowalika, przewodniczącego Zarządu Regionu NSZZ “Solidarność”. “Gazetę Częstochowską” reprezentowali Urszula Giżyńska
i Dariusz Fiuty.
Red. – Chcielibyśmy, aby na początku naszej debaty, zechciał pan dyrektor przybliżyć, na czym polega program reorganizacji Zespołu Szpitali Miejskich. Wiedza na ten temat jest bowiem wciąż nikła wśród mieszkańców, a dotyczy sprawy dla każdego najważniejszej – zdrowia.
Tomasz Grottel – Zgodnie z zobowiązaniem, które podjąłem w momencie przejęcia w zarządzanie ZSM (17 kwietnia br.) projekt restrukturyzacyjny, dotyczący zmian w funkcjonowaniu szpitali, miał powstać na okres 6 miesięcy od chwili rozpoczęcia przeze mnie pracy. Są dwa dokumenty, które w tym czasie ujrzały światło dzienne. Pierwszy z nich otrzymał prezydent miasta mniej więcej dwa miesiące temu. W dokumencie tym opisane zostały zmiany, które już nastąpiły oraz te, które planujemy w najbliższym czasie. To co prawda nie jest program restrukturyzacyjny, ale dokument opisujący kierunki zmian: jakie komórki i w którym miejscu będą otwarte, a jakie zamknięte, jak to się odbije na funkcjonowaniu ZSM, a w konsekwencji oczywiście na działalności części systemu opieki zdrowotnej w Częstochowie. Drugim dokumentem, który został opracowany w czasie pier- wszych sześciu miesięcy to propozycja nowego statutu, która została już przez społeczną radę przyjęta. W tej chwili oczekujemy na przyjęcie odpowiedniej uchwały przez Radę Miasta, bo to właśnie ona ostatecznie decyduje o kształcie ZSM. Mam nadzieję, że już na najbliższej sesji uchwała zostanie podjęta.
Red. – Mamy rozumieć, że taki zapis jest już rozpatrywany przez Radę Miasta?
T.G. – Jest przekazany miastu i rada powinna się do propozycji statutowej ustosunkować w drodze uchwały i albo ją przyjąć albo nie, co też nieść będzie ze sobą określone konsekwencje. Na ten temat więcej jednak może powiedzieć pan Janiszewski.
Czesław Janiszewski – Termin sesji wyznaczony w pierwszej wersji na 26 listopada nie spowodował jeszcze otrzymania żadnych dokumentów, mimo tego posiedzenie komisji zdrowia, które i tak zwołujemy systematycznie, bo problemów jest sporo, odbyło się 9 listopada. Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę. Mianowicie głównym gremium, które de facto przyjmuje statut pod względem merytorycznym jest społeczna rada ZSM. Natomiast Rada Miasta zazwyczaj podejmuje uchwałę, która albo przyjmuje ten dokument albo odrzuca, nie naruszając suwerenności decyzji Rady Społecznej. Pan dyrektor doskonale przecież rozumie, że sam dokument nie jest problemem. Chodzi o to, aby dostosować do niego całą strukturę i – myślę – że gdzieś na końcu regulamin. To dopiero daje wyobrażenie o skali trudności.
Red. – Mówi się, że reorganizacja polega na przemieszczaniu oddziałów, zmianie nazw szpitali, no i w zasadzie nic poza tym nie wiadomo.
T.G. – Statut trzeba oczywiście opracować od strony prawnej, technicznej. Najważniejsza jest jednak kwestia organizacyjna. Problem polega na tym, że w momencie zaistnienia statutu szpital powinien działać już na nowych zasadach. Nie ma okresu adaptacyjnego. Ten fakt, ale przede wszystkim bardzo trudna sytuacja ZSM, zmusiła mnie do podjęcia działań, które wyprzedzają potwierdzenie prawne, bo statut nie został jeszcze zatwierdzony.
Red. – Zostawmy już sam statut, a przejdźmy do podjętych przez pana działań. Czy zmiany organizacyjne polegają na tym, że jeden z lekarzy pełni funkcję ordynatora na dwóch oddziałach, znajdujących się w różnych punktach miasta?
T.G. – Dokonaliśmy bardzo wielu zmian, praktycznie na wszystkich płaszczyznach ZSM. Dotyczą one zarówno przemieszczania oddziałów, liczby i zakresu pracy personelu, negocjacji z Narodowym Funduszem Zdrowia, a więc zmianom profilu płacenia… Dzisiaj trzy miejskie szpitale – Rydygiera przy ul. Mirowskiej, Bony przy ul. Barbary i Biegańskiego przy ul. Mickiewicza działają w jednym podmiocie gospodarczym, ale są niezależne, a nasze zmiany idą w kierunku utworzenia jednego szpitala w trzech budynkach. Jest to podstawowa zmiana, która się dokonuje, jest zapisana i już przyjęta przez Radę Społeczną w drodze uchwały. Chodzi nam oczywiście o oszczędności. Wytłumaczę to na najprostszym, może już wyświechtanym przykładzie. Jeśli jest jeden szpital, to jest jedna apteka i jeden jej szef, a nie trzech.
Red. – W związku z tym muszą nastąpić zwolnienia…
T.G. – One już dawno nastąpiły. I to nie tylko na prośbę dyrektora, niektórzy sami zdecydowali się odejść, bo znaleźli intratniejsze posady np. w prywatnych aptekach, które oferują znacznie lepsze warunki od tych, które ja mogę zaproponować. Dwukrotnie rozpisałem konkurs na kierownika apteki i nikogo nie znalazłem. Jestem szczęśliwy, że w ogóle mam osobę, która jest chętna prowadzić szpitalną aptekę. To pierwsza zmiana. Druga dotyczy wszystkich komórek dodatkowych, a więc administracji, która już zupełnie inaczej funkcjonuje, laboratorium, obsługi technicznej. Dochodzimy teraz do komórek medycznych, a więc oddziałów. Proszę sobie wyobra- zić taką sytuację jaką ja zastałem: trzy szpitale prowadzące permanentnie ostry dyżur, a co zatem idzie trzy izby przyjęć funkcjonujące jako ambulatoria pomocy doraźnej, a w każdej całodobowe pełne obsady lekarskie i pielęgniarskie. Dodatkowo całe zaplecza, a więc rentgen, laboratorium, dostępność do USG, ewentualnie do tomografii komputerowej.
I wszystko to dotyczy w sumie średnio 10 pacjentów na dobę.
Red. – Tylko tylu ich trafiało?
T.G. – Tak. Czy to w ogóle miało sens? To przecież czysta fikcja. Powiem więcej – każdy z tych szpitali informował, że działają w nich przez całą dobę pracownie rentgenowskie. Tyle tylko, że aparaty, które tam są, mają po 30 lat i bez przerwy się psują. Proszę sobie wyobrazić sytuację, że do którejś z tych placówek w trybie nagłym przywieziony zostaje pacjent z urazami głowy, żeby mu zrobić zdjęcie czaszki. Ryzyko nie udzielenia kwalifikowanej pomocy jest bardzo duże. Natomiast możliwość położenia pacjenta na ko- zetce i zbadanie mu pulsu wciąż jest jeszcze w częstochowskich szpitalach możliwe.
Red. – Czy program restrukturyzacji trafi jeszcze do w tym roku do komisji zdrowia, a może utkwił w biurkach urzędników i długo tam pozostanie?
T.G. – Jak już powiedziałem program restrukturyzacji jest zapisany w statucie uchwalonym przez radę społeczną. Jest on podstawą do wszelkich zmian, które są w naszym Zespole wprowadzane.
Red. – Ale trafi jeszcze w tym roku?
T.G. – To nie do mnie pytanie.
Cz.J. – Wiemy, że dyrektor nie ma wolnej ręki, aby to co jest już sfinalizowane wdrożyć w życie. Jednak procedura jest szalenie ważna, albowiem mamy władze wojewódzkie, które czuwają, aby wszelkie zapisy dotyczące restrukturyzacji były zgodne z prawem.
Red. – Żeby już zakończyć wątek reorganizacji powiedzmy, jakie profile będą miały poszczególne szpitale?
T.G. – W szpitalu na Zawodziu będą działały tzw. oddziały ostre, na które trafią pacjenci wymagający doraźnej pomocy. Szpital przy ul. Mickiewicza przyjmować będzie chorych na kontynuację leczenia. Natomiast placówka przy ul. Bony przeznaczona będzie dla przewlekle chorych. To tak pokrótce. W ten sposób powstanie jeden wspólny organizm. I w tym kierunku idą moje działania, gdyż wynajęty zostałem przez miasto do zarządzania oraz przeprowadzenia programu restrukturyzacyjnego, czego skutkiem ma być poprawa funkcjonowania ekonomicznego szpitala. Właściciel, co wielokrotnie podkreślałem, powinien określić w jakim kierunku mam przeprowadzać zmiany w zakresie organizacji sys- temu opieki zdrowotnej w Częstochowie.
Red. – Ale tego nie uczynił?
T.G. – Problem polega na tym, że ja takiego programu nie widziałem. Oczekuje się ode mnie, że będę realizował określone zmiany według programu, który tworzę. Postawiony zostałem w trudnej sytuacji, bo w zasadzie właściciel w każdej chwili może mi zarzucić przekroczenie kompetencji. I ja je wielokrotnie przekroczyłem, gdyż bez pewnych działań Zespół Szpitali Miejskich nie mógłby w ciągu ostatnich 6 miesięcy normalnie funkcjonować.
Red. – Pan dyrektor działa więc w pewnym sensie bezprawnie.
Cz.J. – Żeby zrozumieć pana dyrektora trzeba cofnąć się troszkę w czasie i określić kiedy popełniono ten pierwszy błąd, za który w tej chwili ponoszą konsekwencję różni gestorzy od miasta poczynając. Ale nie chodzi w tej chwili o rozliczanie, a o przyszłość naszej służby zdrowia. Paranoją jest, że odpowiadając za jakość i dostępność usług medycznych, nie mamy żadnych możliwości wpływania na wysokość środków przeznaczanych na leczenie. Druga sprawa dotyczy oddłużania służby zdrowia. Minister Zdrowia zadecydował, że będzie oddłużać tych, którzy wstąpią na drogę restrukturyzacji. Dyrektor Grottel stanął więc wobec pewnego dylematu, czy, restrukturyzować w biegu, czy też czekać na lepsze czasy. Kończąc już moją wypowiedź chcę stwierdzić, że jeśli dyrektor nie będzie “uciekał” ze swoimi decyzjami w sferę, która nie jest jeszcze skodyfikowana, to ciągle nad szpitalem będzie wisiało widmo upadłości.
T.G. – Wszędzie powtarzam, że szpital nie jest bankrutem, wtedy kiedy jest zamknięty, lecz wówczas kiedy pacjent, który do niego trafi i nie dostanie nic, oprócz łóżka i sta- rego materaca. Takich bankrutów jest w Polsce dużo, w tym częstochowski Zespół Szpitali Miejskich. Podałem wcześniej przykład permanentnie psującego się aparatu rentgenowskiego. A zatem, gdy jest on w naprawie pacjent nie otrzymuje usługi medycznej. Bankructwem szpitala jest jakość jedzenia, urągająca podstawowym wymaganiom.
Red. – To dlaczego wozimy je aż spoza Częstochowy?
T.G. – Od 1 listopada mamy nowego miejscowego żywiciela, podobno lepszego od poprzedniego. W zasadzie każdy fragment funkcjonowania Zespołu wymaga zmiany. Wszystkiego nie naprawi się w ciągu miesiąca zwłaszcza gdy nie dysponuje się odpowiednimi środkami finansowymi. Co z tego, że Izba Przyjęć w Szpitalu im. Rydygiera jest trochę lepiej urządzona niż była do tej pory, skoro w znajdującej się obok ubikacji po prostu śmierdzi, bo od 30 lat nie była remontowana i popękały rury.
Red. – Ale czy czasem ta wielka reorganizacja nie odbywa się kosztem personelu medycznego?
Hanna Konarska – Potwierdzam, że ludzie czują się niedowartościowani.
T.G. – Niestety, zmiany muszą być robione w ruchu ciągłym. Najgorsze, że ktoś musi za to zapłacić.
Red. – Dlaczego “zabrał” pan pracownikom po 60 zł?
T.G. – Ja zabrałem czy komornik?
H.K. – Pan, z podstawowego wynagrodzenia.
T.G. – Oczywiście, że była to moja decyzja, na pewno skrajna, ale wymuszona koniecznością, bo nie byłoby na wypłaty dla pracowników. Dostajemy pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia i ta kwota zanim wyj- dzie z NFZ jest już uszczuplona przez komornika.
H.K. – Ale dlaczego spłata zadłużenia odbywa się kosztem personelu? Niezadowolenie jest bardzo duże i to nie tylko średniej kadry medycznej. Zabrano nam 60 zł z grupy, obcięto fundusz socjalny. Tak nas pan przywitał. A obowiązków przybywa nam z dnia na dzień. Np. w szpitalu Rydygiera operujemy na okrągło, dzień i noc.
T.G. – W zeszłym roku były dyrektor dał fundusz socjalny, ale na papierze, nie wypłacił, bo nie miał z czego.
H.K. – Nieprawda, panie dyrektorze. W zeszłym roku dostaliśmy refundację za wczasy. Kwota ta wynosiła 500 zł, a w tym tylko 200 zł. Pan dyrektor dał nam tylko końcówkę, którą w minionym roku pana poprzednik nie wypłacił.
T.G. – Na tyle mnie stać m.in. dlatego, że zanim przyszedłem do ZSM podpisane zostało porozumienie o podwyżce wynagrodzeń. Co prawda o niewielką kwotę, bo 50 zł, ale nastąpiło to 2 tygodnie przed rozpoczęciem mojej tutaj pracy. Druga równie istotna sprawa – ja szanuję prawo, jeżeli jest ustawa, która reguluje wzrost wynagrodzeń pracowniczych, mówię tutaj o ustawie 203, to jej realizacja jest świętym obowiązkiem pracodawcy, niezależnie od tego, skąd sobie potem te pieniądze weźmie. I oto, jako dyrektor, zastaję taką sytuację, że tego kosztu nie ujęto nawet w bilansie. Wchodzi biegła księgowa i mówi – panie dyrektorze po przeprowadzeniu kontroli okazuje się, że w ogóle tego 1,5 mln zł zaległości za 2002 i 2003 r. w stosunku do pracowników nie ma. A zatem nagle w maju aż o 1,5 mln dodatkowo wzrasta dług szpitala.
Red. – Ile wynosi zadłużenie ZSM?
T.G. – Zadłużenie wymagalne 14 mln zł, z czego jak ja zastałem szpital, to było niecałe 12 mln. Milion złotych zadłużenia powstało w pierwszym kwartale tego roku, półtora miliona to zadłużenie księgowe wynikające właśnie z długu, który nie został zaksięgowany. W tej chwili koszt obniżki wynagrodzeń daje nam miesięcznie dodatkowo około 250 tys. zł. Z 14 mln zadłużenia wymagalnego 8 mln to zaległości w stosunku do ZUS-u. Jest też zadłużenie niewymagalne wynikające z bieżącej działalności zakładu.
Mirosław Kowalik – Jestem trochę w niezręcznej sytuacji, bo rozumiem rozżalenie pracowników i ich problemy, które oczywiście nie zaistniały teraz, a pojawiły się wiele lat temu. Wtedy, kiedy nie było żadnych decyzji, a specyfika Częstochowy jest taka, że tutaj “każdy sobie rzepkę skrobie”. Poprzednicy pana dyrektora Grottela robili pod siebie, albo dla siebie pewne rzeczy. Tak naprawdę całość nikogo nie interesowała, a teraz po raz pierwszy pojawiła się wizja całości, pomysł na funkcjonowanie szpitala miejskiego. Natomiast do tej pory kręcono jakieś interesiki, dobre dla szefów, bo reszta świata zupełnie ich nie interesowała. Najważniejsze, żeby jakieś papiery podpisać, czy nierealny wzrost płac obiecać. Tym samym na jakiś czas uspakajało się personel, ale gdy dochodziło do terminu realizacji okazywało się, że nie ma pieniędzy. A więc załoga znowu podnosiła larum. Mój ogląd jest trochę szerszy, bo trafiają do nas sprawy z różnych placówek zdrowia. Dlatego cieszę się, że dyrektor deklaruje, iż zgodnie z prawem realizuje ustawę 203, gdyż np. ze Szpitala Wojewódzkiego przy ul. PCK otrzymaliśmy pismo, że dyrektor wypowiedział praco- wnikom ustawę. Nie napisał im, że nie zapłaci, tylko wypowiedział. To istne kuriozum. Niech Sejmowi wypowie ustawę, a nie pracownikom. Mamy więc do czynienia i z takimi sytuacjami. I teraz porównując to, co dzie- je się w ZSM z innymi szpitalami np. przy PCK trudno negatywnie ocenić działania dyr. Grottela. Druga sprawa, z którą zetknął się związek to niegospodarność. Dlatego podobają nam się pomysły szefa ZSM. Choćby te, aby przenieść stację Pogotowia Ratunkowego do jednego z własnych budynków, bo przecież bez sensu jest, aby mieściła się w domu, za który trzeba opłacać czynsz, dysponując własnymi pomieszczeniami. Czynszu dyrektor nie płaci przecież z własnej kieszeni, tylko z kontraktu z NFZ, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze można przecież przeznaczyć na leczenie. I w tym momencie przybiegają do nas związkowcy z pogotowia i robią straszny rwetes, abyśmy podjęli jakieś działania w ob-ronie ich miejsc pracy. Przeprowadzkę utożsamiają ze zwolnieniami. A to nie prawda, ale – co znamy z praktyki – każda zmiana powoduje opór materii. Obserwuję też bierną postawę władz miasta, które oczekują od dyrektora poprawy, ale jednocześnie jeśli zobaczą duży opór środowiska, to zapewne go wywalą, posługując się jak kukiełką do wykonania pewnych zadań.
T.G. – Największym problemem szpitala jest nieadekwatność wynagrodzeń w stosunku do wykonywanej pracy, której rzeczywiście przybywa. Np. w szpitalu im. Rydygiera na oddziale wewnętrznym w ostatnim czasie liczba przyjętych pacjentów wzrosła dwukrotnie. Zwiększyła się też liczba chorych przyjętych na oddział urazowo-ortopedyczny. To tylko dwa pierwsze z brzegu przykłady. Czy można w tej sytuacji dziwić się rozżaleniu personelu, który tak ciężko pracuje, a jednocześnie dyrektor im zabiera pieniądze…
Red. – …i zwalnia.
T.G. – Tak, zabiera i jeszcze zwalnia.
Red. – No właśnie. Ilu pracowników odeszło w czasie pana pracy w ZSM?
T.G. – Część odchodzi, a inni są przyjmowani. Liczba pracowników zmniejszyła się o jakieś 60-70 osób na 800 w tej chwili zatrudnionych.
Red. – Czy w przyszłości możemy spodziewać się sprywatyzowania Zespołu Szpitali Miejskich, tak jak planuje się prywatyzację przychodni.
T.G. – Odpowiem w ten sposób – prywatyzacja nie jest celem, tylko narzędziem do osiągnięcia celu. Jeżeli to narzędzie będzie dla ZSM korzystne, to właściciel powinien się nad tym problemem zastanowić. Priorytetem jest dobre funkcjonowanie placówki.
Red. – Wspomnieliśmy o prywatyzacji przychodni. Z tego co wiemy trzy są już przygotowane do zmiany zasad swojego funkcjonowania.
Cz.J. – Mamy nadzieję, że data 26 listopada będzie tym momentem, w którym zapadną odpowiednie decyzje w stosunku do pier- wszych przychodni. Do tego czasu toczyć się będą szczegółowe dyskusje. Ja sam jako przewodniczący komisji zdrowia, gdy tylko otrzymam stosowne projekty uchwał, noszę się z zamiarem zaproszenia na posiedzenie dyre-ktorów przychodni, aby przedyskutować wszelkie kwestie związane z prywatyzacją. Na komisji będziemy pytać szefów tych placówek o procedury, o wszystkie kłopoty z dojściem do momentu rejestracji.
Red. – Panie przewodniczący czy zdaniem “Solidarności” przyjęta koncepcja prywatyzacji jest właściwa?
M.K. – Na ten temat długo by można mówić. Według nas sposób realizacji uchwały Rady Miasta jest niewłaściwy. Zwracaliśmy na to uwagę już w trakcie przygotowywania uchwały o prywatyzacji przychodni. Chcieliśmy, żeby znalazł się w niej zapis o gwarancjach pra- cowniczych. Pomimo wielu deklaracji i obiecanek ze strony urzędników i prezydenta do dzisiaj na papierze nie mamy nic.
Cz.J. – Rzeczywiście są konflikty spowodowane na ogół tym, że tak do końca ludzie nie mają pełnej jasności na czym polegać będzie proces prywatyzacji przychodni. Często personel jest zagubiony, bo obawia się o swoją przyszłość. Jeżeli są dwie grupy interesów, to często pojawia się konflikt. Istnieje pewien parytet. Jeżeli kadra wypracowuje określoną ilość środków, czyli realizuje kontrakt i ma w tym swój udział np. procentowy, to trzeba dzielić zyski według zaangażowania. Największym problemem jest jak w nowym podmiocie podzielić zakres kompetencji władz nowej spółki. I na tym tle są konflikty.
Red. – Dziękujemy państwu za spotkanie. Mamy nadzieję, że rozwialiśmy naszym Czytelnikom chociaż część wątpli- wości.
UG, DF