MOST PAMIĘCI: JASNA GÓRA – KOŁYMA – KATYŃ
Na Syberię przez dziesiątki lat władze carskie i radzieckie zsyłały osoby uznawane za społecznie niepożądane lub politycznie podejrzane. Szczególne represje dotykały Polaków, walczących o wolność ojczyzny w powstaniach i w czasie wojny. W zemście do gułagów zsyłano nawet całe rodziny. Ludzi najpierw dziesiątkowała podróż w bydlęcych wagonach, bez jedzenia i picia, potem – mróz, głód, choroby i niewolnicza praca.
Przez dziesiątki lat zsyłki Polaków na Syberię były tematem tabu. Dopiero po transformacji ustrojowej zaczęto mówić o tym otwarcie. Nadal jednak wiedza o łagrach na Syberii jest mało wystarczająca. Rzadko zdajemy sobie sprawę, jak naprawdę wyglądało życie tych obozach zagłady. Nie znamy też prawdziwych danych na temat, ile osób tam zginęło, gdyż są one skrzętnie ukrywane są przez władze rosyjskie. Szacuje się, że ta skuta lodem ziemia pochłonęła ponad sześć milionów istnień ludzkich. Wśród nich są setki tysięcy Polaków.
Włodzimierz Lach, GOPR-owiec z Rajczy postanowił w szczególny sposób oddać hołd Polakom, zmarłym w gułagach na Syberii. W ubiegłym roku odbył swój osobisty Rajd Pamięci, który nazwał: Most Pamięci: Jasna Góra – Kołyma – Katyń. Wyruszył 1 lipca z Białej Podlaskiej, do Polski powrócił 12 września. Przemierzył na motorze ponad 28 tys. kilometrów. Pomysł wyjazdu na Syberię zrodził się podczas Rajdu Katyńskiego 2010, w którym Włodzimierz Lach uczestniczył po raz pierwszy i który był namacalnym spotkaniem z tragedią Katynia i ogromnym patriotycznym przeżyciem. – W Katyniu padały jeszcze pytania o Polaków wywiezionych na Sybir. Dopadła mnie wówczas myśl, że o wielkiej tragedii Katynia już wiemy, ale Syberia jest jeszcze nie odkryta – mówi Włodzimierz Lach.
Ta świadomość stała się dla niego impulsem do uczczenia rodaków, których prochy kryje Sybir, kraina przesiąknięta krwią i bólem, tęsknotą za ojczyzną, rodziną, wolnością. Wyjazd postanowił naznaczyć symboliką. Na Syberię zawiózł garść ziemi z Jasnej Góry, jako ostatnie pożegnanie dla poległych tam rodaków. Ale okruchy ziemi przywiózł również z łagrów, w kwietniu na inauguracji Rajdu Katyńskiego 2012 przekaże ją na Jasną Górę, jako akt symbolicznego powrotu do domu bezimiennych Polaków.
Podróż do rejonu Kołymy na północnym wschodzie Rosji, gdzie na tysiącach kilometrów usiane były gułagi, była pana Włodzimierza próbą zmagania się z samym sobą. Pierwotnie miał wyruszyć z kilkoma kolegami, tamci jednak w ostatniej chwili zrezygnowali. Nie przeraził się tym i nie odstąpił od raz podjętego zamiaru. Znalazł nowych towarzyszy podróży. Z Katynia wyruszył z pięcioma księżmi. – Wspólne z nimi podróżowanie było wspaniałym poczuciem braterstwa. Takich ludzi rzadko się dzisiaj spotyka. Każdy z nich bardziej dbał o drugiego niż o siebie – opowiada Włodzimierz.
Codziennie pokonywali minimum 500 kilometrów. W Moskwa uczestniczyli w uroczystej Mszy św. w katedrze pw. Najświętszej Maryi Panny. – Modlitwa w tak pięknej świątyni, niezwykle skupione twarze wiernych – to były chwile wzmocnienia duchowe – stwierdza Lach. Potem trasa wiodła przez Krasnojarsk, Irkuck, Tunkę Ułan-Ude. Po drodze mijali Bajkał. W Irkucku, stolicy Syberii, modlili się w katedrze Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny. Tam też zapalili znicze pod pomnikiem ku czci zamordowanym w Katyniu. – W Tunce na przykład dotarliśmy do zrujnowanego cmentarza, w zasadzie pozostałości po nim. W tym rejonie na rozkaz cara i Stalina odbywały się zbiorowe mordy księży – dodaje. W Ułan-Ude pożegnał się z towarzyszami i dalej ruszył sam. – Od tej chwili kochał mnie już tylko mój Anioł Stróż. Czuwał nade mną, troszczył się, a potrzebowałem jego wsparcia. Ciągle trzeba było wybiegać myślą w przód, co będzie za chwilę, z kolejnym zakrętem – mówi.
Od tego momentu wszystko stało się trudniejsze. Kamieniste drogi i błoto były wielką przeszkodą dla motocykla. – Był moment, że pojazd odmówił mi posłuszeństwa i 2,5 kilometra jechałem na stojąco – opowiada Lach. Trudna była też samotność. Czasem przychodziły obawy, bo nie jest łatwo znaleźć na Syberii bezpieczne miejsce na nocleg. Nigdy jednak nie zwątpił. Z uporem parł do Madaganu na Kołymie, by na wzgórzu Krutaja nad Magadanem pochylić się pod, wzniesionym w 1996 roku pomnikiem „Maska Smutku”, poświęcony pamięci ofiar obozów pracy przymusowej na Kołymie. W drodze do Madaganu zatrzymał się jeszcze w miejscowości Tomtor, gdzie za sprawą tamtejszej mieszkanki, zwanej Polaczką, powstać ma Kaplica Pamięci. Przekazał jej kilogram ziemi z Jasnej Góry. Kolejną porcję pozostawił w kaplicy w Madaganie.
Odwiedził wiele łagrów. Dotarł, między innymi, do Leny, Wasilewki, Czity – Poraża ilość gułagów i ich wygląd. Trudno wyobrazić sobie jak można było w nich żyć i pracować. Ta ziemia jest jednym wielkim grobem. Wstrząsające wrażenie zrobił na mnie symboliczny cmentarz w lesie, który tworzyły tysiące drewnianych słupków bez tabliczek. Na Syberii chowano ludzi do ziemi tylko w miesiącach letnich, od maja do sierpnia. W pozostałe miesiące ciała składowano i później zakopywano w jednym grobie. Ale najczęściej ludzi zabijano tak, by ich ciała spadały w przepaść, gdzie je zostawiano – kontynuuje Lach.
Na trasie samotny jeździec spotykał Rosjan. – Oni czują na sobie ogrom zła Stalina. Tam nie ma rodziny, których nie dotknęłaby tragedia gułagów – mówi lach. Spotykał też potomków zesłanych po powstaniach Polaków. – Są oni jakby na rozdrożu, nie mają poczucia swojego miejsca na ziemi – dodaje.
W drodze powrotnej zatrzymał się w Dyneburgu na Łotwie, w Powiewiórce na Litwie, gdzie 15 grudnia 1867 ochrzczony był Józef Piłsudski. Potem Wilno i Matka Boska Ostrobramska. I Polska.
Włodzimierz Lach odwiedził 2 marca 2012 r. uczniów w Zespole Szkól Samochodowo-Budowlanych. Obecna była również częstochowskiego oddziału Civitas Christiana Izabela Tyras, z IPN Sławomir Maślikowski i Beata Bielecka. W spotkaniu uczestniczył dyrektor ZSSB Piotr Galewicz, nauczyciele oraz uczniowie szkoły.
URSZULA GIŻYŃSKA