Od parafii do parafii w byłym województwie (276)
Poznana już tydzień temu poniemiecka linia fortyfikacyjna składała się: z rowów przeciwczołgowych, okopów strzelecko – łącznikowych, zasieków, i różnorodnych bunkrów betonowych. Budowano je gorączkowo niemal do połowy stycznia 1945 r. (część obiektów i tak nie została dokończona), wykorzystując przymusową pracę ludności polskiej. Każdy mieszkaniec Częstochowy i wiosek z obrębu tej linii, będący w wieku od 16 do 65 lat był zobowiązany przepracować jeden miesiąc (łącznie z niedzielami) – mając w tym czasie zakwaterowanie w stodołach. W końcu 1944 roku musieli już też pracować volksdeutsche, a nawet obywatele niemieccy.
W pierwszych dniach stycznia 1945 r. na liniach tych ulokowano zostały formacje niemieckiej 4-tej Armii Pancernej, dowodzonej przez fanatycznego hitlerowca generała Ferdinanda Schönnera, który choć miał bronić Częstochowy to jednak sztab swój ulokował przezornie w Lublińcu. Gdy 12 stycznia ruszyła z nad Wisły ofensywa, to na kierunek naszego Regionu parły formacje 3-ej Armii Pancernej dowodzonej przez generała Pawła Rybałkę. W dniu 16 stycznia rano specjalnie sformowany oddział z tej Armii otrzymał zadanie bezpośredniego zaatakowania Częstochowy – gdy główne siły tej formacji – omijając nasze miasto od północy – poszły na Wieluń. Oddział ten wzmocniony piechotą zmotoryzowaną przeszedł jak burza przez linię niemieckich fortyfikacjach (od strony Koniecpola, Świętej Anny i Mstowa), by już w godzinach popołudniowych znaleźć się na ul. Warszawskiej w Wyczerpach, a następnie w Kiedrzynie.
W czasie swych wędrówek rowerowych po Regonie spenetrowałem dokładnie całą tą linię odszukując na niej – w latach 1993-2009 – ponad 150 poniemieckich betonowych obiektów. Podkreślam szczególnie, że „poniemieckich”, ponieważ kilkanaście bunkrów polskich istniejących na obszarze Częstochowy jest nieraz traktowane jako niemieckie. Tymczasem linia niemiecka wytycza ciągły szlak fortyfikacyjny biegnący przez siedem miejscowości, w których znajdują się gniazda ogniowe. Są nimi: Kotowice (1), Jaworznik (2), Żarki (3), Przymiłowice – Turów (4), Zawada (5), Rudniki (6) i Wólka Prusicka (7). Było też jedno nietypowe gniazdo, bo wykonane ze stalowy schronów, które przywieziono ciągnikami ze stacji kolejowej i zakopano w ziemi. Znajdowało się ono w okolicach Broniszewa (gm. Mykanów) i obecnie już nie istnieje. Na te gniazda ogniowe składają się potężne bunkry stanowiące: stanowiska artyleryjskie (Ringstand), oraz garaże i schrony dla załogi (Regelbau). Gniazda te były łączone wieloma lekkimi schronami obserwacyjno – strzeleckimi przypominającymi okrągłe kioski nakryte wypukłymi kołpakami, stąd ich nazwa „grzybki”. W wielu miejscach zachowane są też resztki rowów ziemnych (okopów), które prowadziły poprzez te kioski do kolejnych gniazd ogniowych. Bunkry tworzące gniazda ogniowe były budowane na miejscu ich lokalizacji. Wymagały więc sprowadzania betoniarek, szalunków, stali zbrojeniowej, oraz specjalnego kruszywa (rzecznego). Dowożony on był pchanymi ręcznie wagonikami wąskotorowymi. Natomiast kioski były prefabrykowane w wytwórni i w dwóch elementach przywożone na miejsce, gdzie wstawiano je w przygotowanym wykop.
Dokładnej ilości wykonywanych przez Niemców „grzybków” nie można już ustalić ponieważ niektóre z nich udało się rolnikom usunąć ze swych pól uprawnych (przez podkopanie, przewrócenie i zasypanie). Także niektóre są teraz zupełnie wypełnione różnymi odpadami i ukryte w leśnych gąszczach, bądź polnych chaszczach.
Tekst i zdjęcia –
Andrzej Siwiński