Rozmowa z Malwiną Kusior, artystką Teatru Muzycznego Roma w Warszawie. 7 kwietnia br. Malwina wystąpiła z koncertem w Częstochowie, w klubokawiarni Duquesa.
Aktorka śpiewająca – to wybór przypadkowy czy przemyślana strategia?
– W teatrze musicalowym artystów dzieli się na wokalistów, aktorów, tancerzy… ja jestem wokalistką. Owszem, trzeba umieć zagrać, ale ja głównie interesuje się śpiewem, a szlify aktorskie szkole pod okiem reżyserów i kolegów aktorów.
Proszę przybliżyć swoją drogę artystyczną. Co zadecydowało o wyborze wokalistyki?
– Talent od Boga… to on dał początek temu wszystkiemu, życiowo, artystycznie. Talent, to jednak nie wszystko. Skoro go już poznałam, to wypadało go pokazać. Naszym życiem kieruje w dużym stopniu przypadek. Może i tak właśnie było ze mną, choć początków naprawdę nie pamiętam, bo ponoć zaczęły się już w kołysce, kiedy mruczałam sobie kolędę. O, a nie mówiłam, że wszystko zaczęło się od Boga? (śmiech)
Jakie koleje losów sprawiły, że trafiła Pani do Teatru Muzycznego
– Zaczęło się już w podstawówce, gdzie miałam swój pierwszy zespół muzyczny i wraz z nim wyjeżdżałam na konkursy muzyczne, festiwale i warsztaty. Na jednych z takich warsztatów spotkałam ówczesnego kierownika muzycznego Romy, Maćka Pawłowskiego. Zaśpiewałam przed nim i tak znalazłam się w Warszawie. Przez trzy lata, od 16 roku życia, byłam chórzystką w musicalach „Miss saigon” i „Koty”… a zaraz po nich przyszły wampiry. I wtedy się zaczęło.
Pani sceniczny debiut to rola Sary w musicalu „Taniec wampirów” Romana Polańskiego. To wówczas określił on Panią jako „Objawienie”. Jak wspomina Pani swój pierwszy występ w Romie?
– Nie pamiętam. Tyle emocji, podekscytowania… głowa zapamiętała tylko ukłony (śmiech) i oczywiście Romana Polańskiego, który podszedł, uścisnął dłoń i podziękował. To, czego nauczyłam się podczas przygotowań do wystawienia Wampirów, było jednym z moich najbardziej profesjonalnych rzeczy jakich doświadczyłam. Czysta przyjemność, zawodowstwo i wielki szacunek dla artystów. Piękne wspomnienia. Nie mogłam sobie wymarzyć cudowniejszego debiutu scenicznego.
Czy zamierza Pani skupić na obszarze aktorstwa śpiewającego, czy pragnie też spróbować sił na deskach teatru dramatycznego, komediowego?
– Najważniejsze jest dla mnie śpiewanie i kształcenie się w tym kierunku. Teatr musicalowy jest romansem, który mnie w jakiś sposób przygotował scenicznie. Wiele mu zawdzięczam, ale nie interesuje mnie szufladka w kategorii: aktorka śpiewająca. To brzmi fatalnie. Jestem wokalistką i zawsze to podkreślam. Aktorstwo przyszło niespodziewanie, wraz z kolejnymi rolami muzycznymi w teatrze. Jasne, odnajduję się w nim, poświęcam się temu, myślę nad rolami, analizuję je. To dla mnie bardzo ważne, żebym na scenie czy to musicalowej, czy estradowej, była przekonująca. To jest mój klucz do sukcesu. A teatr dramatyczny… czemu nie, lubię eksperymentować.
Sara w „Tańcu wampirów”, Królowa Aba w „Akademii Pana Kleksa”, to dwie Pani kluczowe role. Jakie doświadczenia wniosły one do Pani życia zawodowego? Która z nich była większym wyzwaniem?
– Nigdy ich nie porównywałam. Tego nie można stawiać na szali i patrzeć, która była ważniejsza, która wniosła więcej w moje artystyczne życie. Każda z nich czegoś mnie nauczyła. Jedna „wprowadziła” na scenę i wskazała drogę, którą mam iść. Druga była kolejnym krokiem w dążeniu do celu. Najważniejsze jest jednak w tym wszystkim to, że nauka, jaką wyniosłam z każdej teatralnej produkcji, nie idzie w las. Scena stała się moim domem, szkołą, jest moim azylem. To miejsce, które przynosi ukojenie i spokój ducha, pomimo tych wszystkich par oczu skupionych na mnie. Nie czuję się onieśmielona, czuję jakbym była u siebie.
W 2009 roku zdobyła Pani Złotą Płytę za album do spektaklu „Akademia Pana Kleksa”. Co w życie artysty wnosi takie wyróżnienie?
– A w 2006 r. otrzymałam jeszcze platynę za „Taniec wampirów”. Takie wyróżnienie jest czymś naprawdę cudownym, ale szczerze mówiąc nie odczułam niczego szczególnego, poza tym, że na mojej ściance nagród zawisły kolejne płyty, które przypominają o dorobku artystycznym. Nie spowodowało to miliona propozycji, czy też niewyobrażalnych pieniędzy (śmiech). To raczej nagroda, która mnie, artystce pozwala nie zapomnieć o tym co osiągnęłam i o tych wszystkich ludziach, którzy kupili płytę, może właśnie dlatego, ze względu na mnie. Uczucie… bezcenne.
Największy Pani sukces życiowy i zawodowy?
– Mam nadzieję, że jeszcze te najlepsze rzeczy jeszcze przede mną.
Credo życiowe i zawodowe?
– Szczerze? Nie mam i nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
Czy są osoby, ludzie ze świata artystycznego, które są dla Pani inspiracją?
– Nawet nie jestem wstanie wymienić wszystkich inspiracji, dzięki którym piszę teksty, śpiewam, gram. Artyści mają to do siebie, że patrząc na innych w czasie występów, wyobrażamy sobie nas samych na ich miejscu. Potem te inspiracje siedzą nam w głowie, jest ich mnóstwo. Następnie zachodzi proces selekcji stylów, przetwarzanie danych… ech… Jackson, Carey, Houston, Wonder, Sade… i tak w nieskończoność.
Marzenia i najbliższe plany zawodowe?
– Ach te marzenia, gdyby nie one, nie miałabym planów. Wszystko tak pięknie się dopełnia. Marzę o jeszcze większej ilości koncertów, a jeśli chodzi o plany, to właśnie non stop jeździmy po Polsce i koncertujemy.
Już od pewnego czasu promuje Pani swoją nową płytę „Przeznaczenie”. W ostatnim czasie miała Pani koncerty w Zielonej Górze, Bielsku-Białej , Katowicach. W kwietniu odwiedzi Pani Częstochowę. Proszę przybliżyć kulisy realizacji swego nowego projektu. To jednorazowa realizacja marzenia czy początek drogi w kierunku kariery solowej?
– Obrałam konkretny cel w swoim życiu i nie jest on jednorazowym strzałem, który za chwilę mi się znudzi. Żyję z muzyką i dzięki niej i nie traktuję jej jak chwilowy kaprys. Wszystko podporządkowane jest właśnie jej. Jest wszechobecna . Dlatego walka o spełnienie swoich marzeń trwa nieustająco. „Przeznaczenie” jest jedynie początkiem drogi, akcentem, pokazaniem, że oto jestem i będę, aż mnie zauważycie i usłyszycie moją muzykę. Nie mam czasu na podchodzenie do rzeczy w luźny sposób. To mnie nie interesuje. Chcę się spełnić w życiu i wiem, że to co robię da mi taką możliwość. Więc… kariera solowa? Oczywiście, że tak!
Do kogo Pani kieruje płytę „Przeznaczenie”?
– Do każdego, kto słucha, kto chce usłyszeć. Prosta sprawa. Nigdy nie myślałam w kategorii: mój target muzyczny. Nie chcę się ograniczać, stawiać granic. To byłoby nie fair w stosunku do ludzi, a ja przecież śpiewam dla nich.
Z jakim przyjęciem krytyków muzycznych i słuchaczy spotkała się Pani płyta?
– Są różne opinie, ale byłam na to przygotowana. To chyba nawet dobrze, bo jest kontrowersyjna, zwraca uwagę.
Czego Pani oczekuje od tej płyty?
– Hmmm… jak każdy nieskromny artysta oczekuję zaistnienia… muzycznie oczywiście. Polsko, musisz mnie usłyszeć.