Andrzej Szymanek (trener Stradomia Fuldom Domex Włodar Częstochowa):
Andrzej Szymanek nie rzuca słów na wiatr. Gdy wiosną pojawił się w częstochowskim Stradomiu, zapowiadał że przyszedł, aby wywalczyć ze swoimi nowymi podopiecznymi awans. – Inny scenariusz mnie nie interesuje – zapowiadał wówczas.
Dziś Andrzej Szymanek może z dumą unieść głowę. Stradom jest w IV-lidze i choć emocje związane z występami na boisku nieco opadły, szkoleniowiec myśli już o najbliższym sezonie.
– IV-liga to już nie przelewki. Czy w tym składzie kadrowym możecie ze spokojem oczekiwać na inaugurację rozgrywek?
– Nie. Wzmocnienia są potrzebne. Zresztą, kto obserwował choć jedno nasze spotkanie, wie które formacje wymagają uzupełnienia nowymi graczami. Na pewno jedna z flanek bloku defensywnego, przydałby się także ktoś do pomocy. Na razie to oczywiście przymiarki i niczego nie można przesądzać, ale ja osobiście optowałbym za tym, żeby poszukać zawodników z zewnątrz.
– Jakich?
– Głównie młodych, obiecujących, dla których gra w lidze śląskiej byłaby doskonałą okazją do wypromowania. Do sprzedania swoich umiejętności. Piłkarze wygrani, którzy mają już pokaźny bagaż doświadczeń, nie interesują mnie. Przynajmniej w kontekście wzmacniania składu i kolejnych aspiracji.
– Muszę przyznać, że miał pan rękę, jeśli chodzi o wiosenne transfery.
– Mnie się także wydaje, że postawiliśmy, ja i działacze, na właściwych graczy. Mam tutaj na myśli Michała Klabisa czy też Grzegorz Maciejewskiego. Obaj okazali się bardzo przydatni. Jeśli chodzi o Michała, to obserwowałem go od dłuższego czasu, bo poprzednio występował w Orle Babienica, klubie w którym pracowałem. Michał był tam wyróżniającą się postacią. W każdym meczu był liderem zespołu. Strzelał dużo bramek. Nie wahałem się ani przez moment ze złożeniem mu propozycji przejścia do Stradomia. Przeszedł i był piłkarzem, który pociągnął ten zespół. To samo tyczy się właściwie Grzegorza Maciejewskiego, zawodnika który ma jeszcze bardzo głębokie rezerwy, a już prezentuje się dobrze.
– Jakie są największe bolączki beniaminka?
– Są i nie ma się co czarować, że u nas jest wszystko perfekcyjne. Przede wszystkim mamy bardzo ubogą bazę treningową, co w przypadku całego klubu jest olbrzymim problemem. Bo przecież mamy zespoły we wszystkich kategoriach wiekowych i nie wiem, jak się uda pogodzić interesy wszystkich naszych zespołów. IV-liga stawia także przed piłkarzami znacznie wyższe wymagania. Trzeba naprawdę zaangażować się w pracę na treningach. Przygotowania do rozgrywek też muszą być zupełnie inne.
– Nikt nie lubi snuć prognoz. Ale na co mogą liczyć kibice pana jedenastki w sezonie 2002/2003?
– Może ktoś liczy, że powiem coś proroczego, w stylu – na kolejny awans. Mnie się wydaje, że czeka nas proces aklimatyzacji w IV-lidze. Musimy przyzwyczaić się do stylu gry w tamtej lidze, wysiłku jaki trzeba włożyć w każdy mecz. Tam nic nie przychodzi łatwo.
– Czy jest już przesądzona kwestia pańskiej dalszej pracy w Stradomiu?
– Nic nie jest przesądzone. Ale gdybyśmy nie awansowali, to już by mnie tutaj nie było.
– Dziękuję za rozmowę.
ANDRZEJ ZAGUŁA