Jerzy Siwek z Zawady koło Mstowa od wielu lat usiłuje porozumieć się z częstochowskim Zakładem Energetycznym w sprawie zmiany usytuowania słupów linii wysokiego napięcia i stacji transformatorowej na jego działce. Jego kłopoty dowodzą, że w Polsce właściciele nieruchomości nie mogą dochodzić swoich praw, gdy narusza je monopolistyczna firma energetyczna.
Jerzy Siwek gospodarstwo rolne (1,4 hektara) otrzymał w 1971 roku, w spadku po swojej babci Stefanii Jaskule. Odziedziczył je wraz ze słupami linii wysokiego napięcia – czterema betonowymi, dwoma drewnianymi słupami aowymi oraz stacją transformatorową. Te urządzenia, sklasyfikowane jako wyższa użyteczność w 1964 roku, bez zgody ówczesnej właścicielki, usadowiono w centralnym punkcie działki. W latach 60. ubiegłego wieku norma było podporządkowanie się rozporządzeniom ówczesnym władzy, która mało wzruszała się czymś tak osobliwym jak własność prywatna. Ktoś na górze decydował i nie przyjmował żadnych sprzeciwów. W zamian obywatel mógł jedynie czuć satysfakcję z wypełnienia słusznego obowiązku. Pani Jaskuła, choć nieodpłatnie oddała państwu znaczną część swojego pola, w zamian nie otrzymała nic, nawet przyłącza do prądu.
Co było dawnej normą, w dzisiejszej demokratycznej wolnej Polsce wydaje się absurdem. A jednak i dzisiaj właściciel ma niewiele do powiedzenia, gdy w grę wchodzi „wyższa użyteczność”.
W 1977 roku Jerzy Siwek wystąpił do Zakładu o przyłączenie do sieci energetycznej. Nie okazało się to takie proste. – Zakład stwierdził, że by to uczynić musi na działce postawić jeszcze jeden słup. Nie zgodziłem się, bo przecież byłby to już nonsens. Ileż słupów może pomieścić jedna nieruchomość. Linię energetyczną podłączono zatem do stacji transformatorowej – mówi. W późniejszych latach rozpoczął starania o przeniesienie słupów i stacji transformatorowej bliżej ogrodzenia. – Chodziło mi o to, by teren móc lepiej eksploatować. Poza tym urządzenia niosą zagrożenie. W latach od 1971 do 2000 roku w słupy dwukrotnie uderzył w nie piorun, spalając doszczętnie stację transformatorową – mówi pan Jerzy.
Przez lata Jerzego Siwka Zakład Energetyczny zbywał milczeniem, stąd w 2007 roku właściciel wystąpił z oficjalnym pismem do Enionu o likwidację napowietrznych słupów i przemieszczenie stacji transformatorowej oraz ich naprawę, gdyż przez lata uległy poważnej degradacji. I jaka była reakcja? – Na to pismo odpowiedziano mi, że słupy i linia zakładowi nie przeszkadzają i jak chcę coś zmienić, to mam to zrobić sam – mówi Siwek. W kolejnej korespondencji z 15 września 2008 roku Enion oznajmił właścicielowi działki, że urządzenia są inwestycjami celu publicznego, stąd prośba o ich usunięcie jest sprzeczna z zasadami współżycia społecznego. Ponadto z racji ponad trzydziestoletniej eksploatacji urządzeń przez zakład i korzystania z nieruchomości Enion ma prawo wystąpienia z wnioskiem do sądu o stwierdzenie zasiedzenia służebności. Z następnego pisma Siwek dowiedział może wystąpić z wnioskiem o wydanie warunków technicznych przebudowy, ale analiza i przebudowa będzie wykonana na jego koszt. – Niestety, „delikatnie” w pismach pomijano sprawę remontu słupów. A ich stan techniczny miał i ma wiele do życzenia – stwierdza pan Jerzy. Jak opowiada, poczynania Enionu były momentami mocno dyskusyjne. – W pewnym momencie chcieli stację uziemić, podłączając ją do wodociągu. Nie zgodziłem się, w obawie, że będzie to dla nas niebezpieczne. Wówczas bez mojej zgody pracownicy Enionu weszli na moją działkę, wyłamując bramę – mówi.
W końcu w czerwcu 2009 roku Enion przedstawił propozycję i warunki przebudowy stacji. Jednak nie wprowadził jej w życie. Siwek napisał zatem skargę do centrali Enionu w Krakowie, pozostała bez echa. Rok 2010 przyniósł moc wrażeń i zwrotów akcji. Zakład w styczniu zgodził się przebudować odcinek linii napowietrznej, kładąc kabel tuż przy ogrodzeniu oraz zmienić usytuowanie stacji transformatorowej, ale tylko w wypadku, gdy dojdzie do porozumienia w kwestiach związanych z uregulowaniem prawa do korzystania z gruntu. Zaproponował zawarcie umowy o ustanowienie służebności przesyłu za jednorazowym wynagrodzeniem, jego wysokość miał ustalić rzeczoznawca. W kwietniu nadzór budowlany starostwa powiatowego nakazał dyrektorowi częstochowskiego Enionu w ciągu dziewięćdziesięciu dni naprawić uszkodzone słupy linii wysokiego napięcia i stacji. Nie uczyniono tego. We wrześniu Jerzy Siwek idąc na ugodę zgodził się na wcześniejszą propozycję Enionu z założeniem, że otrzyma 5 tysięcy złotych w ramach odszkodowania za poniesione straty przy przebudowie. Ustalono również, że Jerzy Siwek nie będzie domagał się roszczeń w sądzie.
Jednakże w październiku 2010 roku nastąpił korowód dziwnych. 28 października Enion przysyłał panu Jerzemu wzór porozumienia z mapką geodezyjną.– 29 października, zgodnie z prośbą Enionu, przygotowałem propozycję zawarcia ugody, z uwzględnieniem odstąpienia części mojego terenu pod służebność Enionu. Po rozmowie z mecenasami Enionu i starostwa zwiększyłem koszt jednorazowego wynagrodzenia do 12 tysięcy złotych, które musiały pokryć koszty wynajęcia mecenasa i rzeczoznawcy – mówi J. Siwek.
Chwilę później przeżył szok, bo otrzymał wezwanie do sądu, gdyż Zakład Energetyczny, przy wsparciu starostwa częstochowskiego wystąpił o zasiedzenie. – Poczułem się oszukany. Najpierw mnie zwodzono, ba dano nawet zgodę na zmianę położenia spornych urządzeń, a za plecami Enion ze starostwem prowadził rozmowy w sprawie pozwu o zasiedzenie energii na mojej działce z tytułu służebności przesyłu. Co bulwersujące, we wniosku stwierdzono, że w archiwum starostwa brak jakichkolwiek dokumentów o nadaniu w latach 60. decyzji wywłaszczenia części nieruchomości mojej babci Stefanii Jaskuły – mówi Jerzy Siwek.
Ten krok Enionu i starostwa jest dobrze przemyślany, gdyż brak dokumentu nakazującego wejście na działkę zwalnia obecny zakład z jakiejkolwiek odpowiedzialności, a zatem wypłacenia odszkodowania na rzecz Jerzego Siwka z tytułu wieloletniego użytkowania terenu bez zgody właściciela. Pan Jerzy twierdzi jednak, że stosowny dokument jeszcze kilka miesięcy temu był dostępny i teraz został celowo zniszczony. – Jestem w posiadaniu kopii protokołu odbioru technicznego i przekazania do wstępnej eksploatacji obiektów energetycznych na działkę babci z 11 grudnia 1964 roku, więc jakim sposobem nie ma dokumentu – mówi.
W odpowiedzi na działania Enionu i starostwa w grudniu 2010 roku do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego skierował pismo w sprawie samowoli budowlanej. – Jeżeli, jak twierdzą starosta i dyrektor Enionu, nie ma decyzji wejścia zakładu na teren prywatny, to biegnąca linia jest nielegalna i trzeba ją rozebrać. Ja nielegalnej budowie na mojej działce sprzeciwiam się. Brak dokumentacji w starostwie uzasadnia, zgodnie z prawem budowlanym, ukaranie starosty za wykroczenie – mówi Jerzy Siwek.
Z kolei 11 lutego 2011 roku wysłał zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Częstochowie, w którym oskarża Enion o zniszczenie dokumentu decyzji pozwolenia na budowę linii wysokiego napięcia i stacji transformatorowej, wydanej przez Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Częstochowie w 1965 roku na nazwisko jego babci.
Czeka na kolejną rozprawę sądową. – Do pierwszej ani Enion, ani starostwo nie przygotowali się. A sędzia był bardzo tolerancyjny – komentuje Jerzy Siwek, pytając jednocześnie : Dlaczego prywatni właściciele nie otrzymują rekompensaty za służebność Enionowi? Przecież zakład od każdego klienta pobiera wysokie opłaty przesyłowe – stwierdza Siwek.
URSZULA GIŻYŃSKA